"Gazeta Wyborcza": Sąsiedzka wojna na kamienie. W tle prezes z nadania PiS
"Gazeta Wyborcza" opisuje relacje mieszkańców wsi Zakrzewo, którzy mają bać się agresywnego gospodarza jednej z posesji. Mężczyzna ma wyzywać, grozić, a nawet rzucać kamieniami. Ma chodzić o prezesa państwowej spółki z rządowymi koneksjami.
Sprawę z Wielkopolski ujawnia lokalna "Gazeta Wyborcza". Relacjonuje ją lokator jednego z domów stojących nieopodal konfliktowego mieszkańca Zakrzewa, osiedla pod Poznaniem. Mężczyzna jest właścicielem sympatycznego, łagodnego cocker spaniela. To właśnie czworonóg miał stać się zarzewiem wojny, jaka toczy się od października zeszłego roku. Pies miał obszczekać nastolatka czekającego na otwarcie furtki domu Michała C. Chłopak odwiedzał syna prezesa spółki Enea Logistyka.
Właściciel psa miał zostać zwyzywany przez Michała C. Jak wynika z relacji, padły mocne słowa, w ruch poszły ozdobne kamienie, wysypane na posesji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", po 2015 roku, gdy PiS przejął władzę, Michał C. najpierw został komendantem Ochotniczych Hufców Pracy w Wielkopolsce, a potem dyrektorem i prezesem spółki, która jest częścią państwowego koncernu energetycznego.
Poszkodowany zawiadomił o sprawie policję. Złożył zeznania. Prawdziwość jego relacji miały potwierdzić zeznania sąsiadki, która wszystko miała widzieć z ogrodu. Jednak lokalni funkcjonariusze nie mogą zakończyć dochodzenia - prezes się nie przyznaje, a nagrania z monitoringu, które mogły stanowić niezbity dowód na rzeczywisty przebieg incydentu, zostały już skasowane.
- To furiat, z nikim nie żyje dobrze, każdy pies go denerwuje. Znalazłam mojego psa martwego. Leżał w ogrodzie, w pysku biała wydzielina. Zaprzyjaźniony weterynarz ocenił, że to otrucie. Nie robiłam sekcji, nie poszłam na policję, bo i tak nie miałam dowodów - mówi gazecie jedna z sąsiadek.
Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji, sprowadza jednak skomplikowaną sprawę strachu i dyskomfortu mieszkańców Zakrzewa do "konfliktu sąsiedzkiego". Powiedział "Gazecie Wyborczej, że faktu rzucania kamieniami nie potwierdza nawet sam poszkodowany. Zaprzecza też, by na bieg dochodzenia wpływały partyjne powiązania Michała C.