Pożary w Los Angeles. Ekspert: Jak pod wpływem miotacza ognia

- To w tej chwili jest jedno wielkie palenisko, z którym z racji wiatru bardzo trudno jest walczyć - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską były zastępca komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej gen. Ryszard Grosset, komentując ogromne pożary, które wybuchły w Los Angeles. - Przy takim pokryciu terenu ten ogień rozprzestrzenia się jak pod wpływem miotacza ognia - podkreśla.

Strażacy próbują walczyć z pożarem w Los Angeles
Strażacy próbują walczyć z pożarem w Los Angeles
Źródło zdjęć: © PAP | ALLISON DINNER

W kilku dzielnicach Los Angeles trwa walka z pożarami, które wybuchły we wtorek wieczorem czasu miejscowego. Ogień rozprzestrzenia się bardzo szybko, ulice błyskawicznie stały się nieprzejezdne po tym, jak dziesiątki ludzi porzuciły swoje pojazdy, decydując się na ucieczkę na piechotę.

Jak podkreśla CNN, do wybuchu pożaru przyczyniło się połączenie suszy i silnego wiatru w południowej Kalifornii. Podano też, że pożar pochłania obecnie w ciągu minuty obszar równy pięciu boiskom do futbolu. Spłonęło już blisko 1,2 tys. ha, miasto ogłosiło stan wyjątkowy, a akcję gaśniczą utrudniają wiatry wiejące z siłą tornada. Straż pożarna podaje, że walka z żywiołem "nie przyniosła dotąd żadnych efektów", a w najbliższych godzinach nie ma szansy na powstrzymanie ognia. Obecnie strażacy skupiają się na ratowaniu ludzkiego życia.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

PiS czeka na decyzję Domańskiego. Poseł PiS: współczuję mu

W rozmowie z Wirtualną Polską nadbrygadier Państwowej Straży Pożarnej w spoczynku i były rektor Szkoły Głównej Służby Pożarniczej gen. Ryszard Grosset przekazuje, że prognozy dotyczące opanowania sytuacji na miejscu nie wyglądają na chwilę obecną optymistycznie.

- Aspekty pogodowe są katastrofalne - bardzo silnie wiejący wiatr i bardzo niska wilgotność - to wszystko sprzyja rozprzestrzenianiu się pożaru - mówi ekspert.

"Jak pod wpływem miotacza ognia"

Jak podkreśla gen. Grosset, Los Angeles to "rzeczywiście bardzo trudny teren do prowadzenia akcji gaśniczej". - Dość szerokie, bardzo długie i w większości proste ulice, bardzo intensywnie zagospodarowane - choć nie chodzi o to, że jest tam dom przy domu, bo odległości między nimi są duże, natomiast wszystko między domami jest porośnięte przez drzewa. Przy tak silnym wietrze, jaki tam jest w tej chwili - w porywach do 160 km/h - to jest naprawdę huragan - wyjaśnia i dodaje: - Przy takim pokryciu terenu ten ogień rozprzestrzenia się jak pod wpływem miotacza ognia.

Ekspert zwrócił też uwagę, że prawdopodobnie mowa tam o pożarach wierzchołkowych lasów. - Z czymś takim walczyliśmy tutaj w Polsce w Kuźni Raciborskiej (pożar miał miejsce w 1992 roku - red.). To jest coś potwornego - podkreślił gen. Grosset.

- Trzeba też pamiętać, że większość budynków w Stanach to są budynki drewniane, szkieletowe. Przy wysokich temperaturach i niskiej wilgotności - a tak w tej chwili jest w tej części USA - one palą się jak zapałki, palą się mniej więcej z podobną intensywnością jak drzewa - powiedział ekspert. Jak również przekazał, "drzewa iglaste, które tam są, wydzielają palne terpenoidy, i palmy, które wydzielają oleje, palą się naprawdę bardzo intensywnie".

- Palą się i same drzewa, i to co one wydzielają - to w tej chwili jest jedno wielkie palenisko, z którym z racji wiatru strasznie trudno jest walczyć. Trudno powiedzieć, czym to się skończy, może to doprowadzić do wypalenia całego miasta, a w każdym razie całej dzielnicy willowej - prognozuje.

Na pytanie o to, co jest najważniejsze w tej akcji, ekspert podał od razu, że "ewakuacja ludzi". - Jest zdecydowanie najważniejsza. I tak też robią strażacy - ewakuują ludzi i zwierzęta.

Zapytany o to, czy w tej chwili można próbować podejrzewać czy prognozować, kiedy i jak się to skończy, gen. Grosset przekazuje, że "nie odważyłby się" nic przewidywać.

O samych działaniach strażaków ekspert mówi, że z powietrza pożaru nie da się ugasić, bo "nie ma takiego samolotu, który dałby radę lecieć i jeszcze skutecznie gasić przy wietrze mogącym osiągać 160 km/h", a "jeśli chodzi o gaszenie z ziemi, to trzeba by było wykonać jakąś przegrodę, która zahamuje ten pożar i uniemożliwi przedostanie się przez nią".

- Tego pożaru nie ma jak zlokalizować, on się swobodnie rozwija, można go tylko dogaszać, ewentualnie iść za pożarem i gasić te budynki, które się nie spaliły, choć nie jest to najlepsza metoda. On musi dojść do końca obszarów zalesionych i zabudowanych - podkreśla gen. Grosset. - Gdyby to były budynki ceramiczne, to można by było próbować ich bronić, na przykład wycinając na szybko las dookoła, ale biorąc pod uwagę dynamikę rozwoju, to tego typu pomysły raczej można między bajki włożyć - przekazuje.

Pożary w Los Angeles
Pożary w Los Angeles© Wirtualna Polska

Aleksandra Wieczorek, dziennikarka Wirtualnej Polski

Czytaj też:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (47)