Cukru za dużo. Tylko wódki mało
"Produkty kupujemy najtańsze i najprostsze. W pierwszym miesiącu naszego życia w PRL-u chodzimy po sklepach z kartkami i próbujemy wciskać je ekspedientkom. - A co to jest? - dziwi się jedna, na oko tuż po maturze. - O łał, kartka! Mama mi o nich opowiadała! Mogę to zatrzymać? Naprawdę?!
(...) Szczęśliwa sklepowa wycina kawałek naszej kartki. My szczęśliwi jesteśmy mniej. Jak mamy odtwarzać reglamentację żywności w kraju, gdzie półki w sklepach aż uginają się od żarcia!?
- Może jedzcie tyle, ile byście mieli z kartki - radzi kolega. Świetny pomysł! A ile to jest? - Rodzina z dwuletnim dzieckiem? 1981? Zaraz policzę... - Anna Krusz rozdzielała kartki w jednym z warszawskich zakładów budowlanych. - Przysługuje wam dwa kilo cukru, 9 kilo mięsa (kartka B na 2 osoby plus 2 kilo dla dziecka), 6 kilo mąki i 5 kilo kasz na kwartał. 750 gramów margaryny i sześć tabliczek wyrobów czekoladowych. Do tego dwie butelki wódki i 24 paczki papierosów.
Pierwsze wrażenie po takich zakupach? Brakuje nam szynki i kabanosów. Ale jeśli chodzi o ilość, wystarcza w zupełności. Cukru mamy za dużo. Tylko wódki mało.
- Papierosy można z kimś wymienić na kolejne butelki - zaznacza pani Krusz. - A masło, ser żółty, jogurt...? - Prawdziwe masło to było święto. Jogurt czasem bywał - powiedzmy raz na miesiąc. Za to żółtego serca w 1981 roku nie pamiętam. Pojawił się po wprowadzeniu stanu wojennego - pewnie żeby ludzi trochę uspokoić. I rzeczywiście, była mała grupka, co mówiła, że przez głupią Solidarność nie było nic w sklepach, a jak Jaruzelski zrobił porządek - od razu ser się pojawił.
Z żalem więc musimy wyrzucić żółty ser z naszego zakupowego koszyka" - czytamy w książce.