Rzucili lodówki i pralki
Sprzątanie to jednak nie koniec domowych obowiązków. "Kiedy patrzę na stertę brudnych naczyń, nachodzi mnie kapitalistyczna pokusa. - A może przywieziemy sobie pralkę automatyczną? Przecież moi rodzice kupili ją na początku lat osiemdziesiątych. Jednak kiedy zaglądamy do roczników GUS-u, okazuje się, że nasi rodzice mieli ogromne szczęście. Na początku lat osiemdziesiątych automat stał tylko w co piątym polskim domu. Jak udało im się kupić pralkę?
- Byliśmy świeżo po ślubie. Wysłałam tatę do ogonka przed WTD-em, czyli Wiejskim Domem Towarowym. Po co? Po cokolwiek, bo i tak nie mieliśmy nic, nawet odkurzacza. W ogonku ktoś puścił informację, że tym razem rzucą pralki i lodówki i że można wziąć tylko jedną rzecz naraz. - Co wzięliście? - Lodówkę, bo przy małym dziecku była bardziej przydatna. - A jak zdobyliście pralkę? - Za tatą stał nasz znajomy. Kiedy przyszła jego kolej, zostały już tylko pralki. A on akurat jej nie potrzebował. Pożyczyliśmy od dziadków pieniądze i odkupiliśmy od niego nowiutkiego POLARA. Miałaś wtedy kilka miesięcy, a ja nie mogłam się nadziwić, ile mam wolnego czasu.
(...) Z dwojga złego wybieramy brak pralki automatycznej. Mama Witka specjalnie dla nas wyciąga z piwnicy starą wirówkę. Z białej zrobiła się przez lata szarożółta, bęben trochę zardzewiał.
- Wsadziłaś wtyczkę do prądu? - pyta mama. - Pewnie, że tak. Przecież nie jestem idiotką. - To odłącz. Najpierw trzeba wypełnić bęben wodą i proszkiem. Chyba nie chcesz, żeby kopnął cię prąd. Potem dopiero wrzucasz ubranie, włączasz pralkę i na przełączniku z boku ustawiasz czas i temperaturę... Z wyżymaczką radzę sobie kiepsko. Do pomocy zaprzęgam Witka, który pręży muskuły, rytmicznie przewijając dźwignię. Na czole błyszczą mu kropelki potu. Jak to się dzieje, że w kapitalistycznych czasach potrafił godziny spędzać na siłowni, a tutaj męczy go zwykłe wyżymanie pościeli?" - pyta Iza.