Poślizg Trzeciej Drogi [OPINIA]
Poziom trudności rośnie do kwadratu, gdy ma dojść do mariażu najstarszej i najmłodszej formacji na politycznej scenie. Rozpad Trzeciej Drogi to jednak szansa na polityczny zysk innego gracza i realizację celu, który obrał sobie Donald Tusk - pisze dla WP prof. Antoni Dudek, historyk, politolog z UKSW.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Układanie listy wyborczej to jedno z najtrudniejszych wyzwań, przed jakimi stają partie polityczne. Ujawnia się zwykle przy tej okazji ogrom antagonizmów i ambicji poszczególnych polityków, nad którymi próbują zapanować partyjni liderzy. Gdy zaś wspólną listę mają ze sobą uzgodnić dwie partie zamierzające utworzyć wyborczą koalicję, wówczas poziom trudności rośnie do kwadratu.
Tym bardziej, gdy ma dojść do mariażu najstarszej i najmłodszej formacji na scenie politycznej, a tak właśnie jest w przypadku Trzeciej Drogi współtworzonej przez PSL i Polskę 2050.
Szlak wiodący do powstania Trzeciej Drogi był wyjątkowo długi, choć aspiracje obu ugrupowań, by stać się polską chadecją ulokowaną w centrum sceny politycznej, teoretycznie już dawno powinny zbliżyć do siebie formacje Władysława Kosiniaka-Kamysza i Szymona Hołowni. Jednak tylko teoretycznie, bowiem w praktyce oba ugrupowania dzieliła (i wciąż mocno dzieli) polityczna taktyka.
Ludowcy, którzy w koalicji z PZPR, a później z SLD i PO znajdowali się u władzy – choć zawsze jako słabszy partner – przez większość okresu powojennego, są skrajnymi pragmatykami, przez wielu oskarżanymi wręcz o cynizm.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Do tego doprowadzi Tusk? Polityk nie ma wątpliwości
Dlatego Hołownia, któremu marzyła się odnowa polskiej polityki, tak długo wzdragał się przed zbliżeniem z partią Kosiniaka, wierząc, że samodzielnie zdoła stopniowo zająć miejsce głównej siły antypisowskiej opozycji demokratycznej. Jednak jego próba "przeczekania" Donalda Tuska spaliła na panewce, a z początkiem tego roku sondaże zaczęły pokazywać tendencję zniżkową Polski 2050.
Decyzja, która zapadła zbyt późno
Wtedy też, a zatem zdecydowanie za późno by zbudować przed wyborami możliwie spójną polityczną koalicję, Hołownia rozpoczął rozmowy z Kosiniakiem. Ten ostatni, zdając sobie sprawę z balansowania ludowców na pięcioprocentowym progu, przyjął spóźnione oświadczyny Hołowni bardzo szybko, zawierając kolejne już w dziejach PSL małżeństwo z rozsądku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wrzawa po słowach Hołowni. Prof. Maksymowicz dolał oliwy do ognia
Tym razem jednak polityczni nowożeńcy nie otrzymali tzw. sondażowej premii za jedność, pozwalającej w przeszłości cieszyć się przynajmniej niektórym nowopowstającym koalicjom wynikami przewyższającymi sumę poparcia ich poszczególnych uczestników.
Premii nie było, bowiem wkrótce po mocno spóźnionym ogłoszeniu o powstaniu Trzeciej Drogi Tusk zorganizował marsz 4 czerwca, który tylko pogłębił problemy Hołowni. Już wcześniej pewna liczba zwolenników uciekła mu do Konfederacji, teraz zaś – pod wrażeniem tłumów, jakie przyciągnął lider PO – nastąpiła migracja kolejnej ich grupy właśnie w kierunku Platformy.
PSL przetrwał w polskiej polityce rekordowo długo, bowiem jego kolejni liderzy niemal do perfekcji opanowali sztukę minimalizacji ryzyka, zwłaszcza ryzyka wyborczego. Dlatego, choć ludowcom przytrafił się już (w 2015) przyprawiający liderów tej partii o ból głowy rezultat na poziomie 5,13 proc., to jednak nigdy nie spadli oni poniżej progu, jak było to w tamtych wyborach w przypadku wielekroć niegdyś silniejszego SLD.
Niespodziewany cios
W PSL dobrze pamiętają, jak w 2015 r. Leszek Miller i Janusz Palikot, po latach ostrej rywalizacji, zawarli koalicję zwaną Zjednoczoną Lewicą. I jak ta koalicja na kilka dni przed wyborami otrzymała niespodziewany cios ze strony Adriana Zandberga, reprezentującego marginalną Partię Razem. Jego udany występ w przedwyborczej debacie telewizyjnej nie pozwolił wprawdzie Partii Razem wejść do Sejmu (dostała 3,6 proc.), ale z pewnością odebrał Zjednoczonej Lewicy więcej niż pół procenta głosów, których tej koalicji zabrakło wówczas do pokonania ośmioprocentowego progu dla koalicji wyborczych.
Zobacz także: Rozmowy ostatniej szansy. PSL przerywa milczenie
Dlatego pragmatyczni ludowcy, dostrzegając ryzyko powtórki takiej sytuacji w przypadku Trzeciej Drogi, dążą do nakłonienia Hołowni, by on i jego ludzie wystartowali z partyjnej listy PSL, która – o ile wystąpią razem – z pewnością pokona próg 5 proc. Jednak dla Hołowni takie rozwiązanie jest upokarzające i to nie tylko ze względów prestiżowych, ale przede wszystkim finansowych.
O co idzie spór
Jeśli bowiem Polska 2050 przystałaby na takie rozwiązanie, otrzymywałaby partyjną subwencję z budżetu państwa za pośrednictwem PSL. A jak trudno jest w takim przypadku wydusić większe pieniądze od silniejszego partnera, najlepiej pokazuje przypadek Suwerennej Polski Zbigniewa Ziobro, która nieustannie ma pretensje do władz PiS o rzekomo niesprawiedliwy podział środków finansów.
Ponieważ Hołowni i jego ludziom niezręcznie jest mówić o pieniądzach, opowiadają zatem, że nie podoba im się przyciąganie przez PSL do udziału w Trzeciej Drodze mniejszych graczy, takich jak AgroUnia czy resztki dawnej partii Porozumienie Jarosława Gowina, choć jest to powszechna i normalna praktyka polityczna.
Nie wiem oczywiście, jak ostatecznie skończy się poślizg, w jaki wpadła Trzecia Droga. Ale jeśli drogi Hołowni i Kosiniaka rozejdą się przed wyborami, wówczas powody do zadowolenia będą mieli przede wszystkimi dwaj główni gracze na polskiej scenie politycznej.
Poślizg Trzeciej Drogi. W tle cel Tuska
W 2015 r., za sprawą ordynacji opartej na systemie d’Hondta, to PiS był głównym beneficjentem niewejścia do Sejmu Zjednoczonej Lewicy. Jeśli w tym roku podobny los spotkałby idących oddzielnie PSL i Polskę 2050, to sytuacja mogłaby się powtórzyć.
Jednak w rozpadzie Trzeciej Drogi szansy na polityczny zysk może też upatrywać Tusk. Jeśli bowiem nawet żaden z "rozwodników" nie przyjdzie do niego z pokorną prośbą o przyjęcie na listy Koalicji Obywatelskiej, to mogą na nią zagłosować przynajmniej niektórzy ich wyborcy rozczarowani rozpadem Trzeciej Drogi. A to pozwoliłoby Tuskowi na realizację celu, który wydawał się bliski tuż po marszu 4 czerwca, a teraz znów się oddala, czyli zrównania się w sondażach KO i PiS.
Dla Wirtualnej Polski prof. Antoni Dudek, historyk, politolog z UKSW, prowadzi na You Tube kanał "Dudek o historii"