Poruszające wyznania prezydenta Andrzeja Dudy. "Krzyczałem: szukajcie prezydenta"
We wtorek mija 8 lat od katastrofy pod Smoleńskiem. Prezydent Andrzej Duda wspomina moment, w którym dowiedział się o tragedii. Nie ucieka od bardzo osobistych zwierzeń. - To było nie do uwierzenia - stwierdził.
09.04.2018 | aktual.: 29.03.2022 14:59
- Jacek Sasin, który był na miejscu, powiedział mi: "Andrzej, samolot się rozpadł na strzępy, tego nikt nie przeżył, tu wszyscy zginęli". Krzyczałem: "Jacek, szukaj prezydenta" - stwierdził w rozmowie z onet.pl Andrzej Duda.
Prezydent powiedział, że najtrudniejszy był dla niego moment, w którym uświadomił sobie, że była to katastrofa, której "najprawdopodobniej nikt nie przeżył". - Z jednej strony była rozpacz, ale taka, że nie płaczesz, tylko masz puste oczy - stwierdził. I przyznał, że wielokrotnie płakał.
- Chyba po raz pierwszy poleciały mi łzy jak zobaczyłem, ilu ludzi przyszło właściwie od razu pod Pałac – powiedział. I stwierdził, że chciał wyjść i uścisnąć rękę wszystkim, ale ze względu na tłumy nie było to możliwe. Duda z trudnością przejechał pod Pałac.
- Mój Boże, jak to się mogło w ogóle stać - dodał.
"Leszku". Prezydent mówi o poufałościach z prezydentem Kaczyńskim
Dzień po katastrofie prezydent poleciał do Moskwy. - Miałem tę możliwość, żeby się z nimi pożegnać - powiedział i dodał, że czuł wtedy "straszny żal, straszny ból". - Nie, to jest coś, co do tej pory jest trudno przyjąć - uznał. I dodał, że była to "makabryczna strata".
Duda przyznał, ze Lech Kaczyński był dla niego nauczycielem i mentorem. – W nieoficjalnych sytuacjach pan prezydent pozwolił mówić do siebie „Leszku” – przyznał. Przypomniał również słowa, które razem z Pawłem Wypychem, który zginął w katastrofie, usłyszał podczas powrotu z jednej z wizyt zagranicznych. – Ja już mam swoje lata i moje pokolenie będzie powoli odchodzić, ale wtedy na was spocznie ciężar prowadzenia dalej polskich spraw – miał powiedzieć Lech Kaczyński.
Duda stwierdził, że był tym zaskoczony. - Jak odchodzić, gdzie odchodzić. Przecież to jeszcze następna kadencja, jeszcze co najmniej 10, więcej lat, bycia pewnym no guru takim w polskiej polityce - uznał. I przyznał, że słowa Kaczyńskiego "brzmiały w jego uszach i brzmią do dziś".
Prezydent wyznał, że katastrofa smoleńska wpłynęła na całe jego życie. - Do tamtego momentu ja cały czas uważałem, że nie jestem politykiem, tylko prawnikiem - stwierdził. I przyznał, że gdy przyszedł do kancelarii Lecha Kaczyńskiego, był przez niego nazywany "głównym prawnikiem".
Jak stwierdził, po 10 kwietnia 2010 r. uznał, że musi zaangażować się politycznie.
Źródło: onet.pl