"Porażka całego rządu". Ostrzegał przed kryzysem, ale władza nie słuchała
"Przejrzyjcie na oczy" - apeluje do rządu były pełnomocnik ministra rolnictwa ds. współpracy z Ukrainą Rafał Mładanowicz. W rozmowie z WP podkreśla, że władza od jedenastu miesięcy wie o kryzysie zbożowym. Wskazuje, że winę za zaniedbania ponosi nie tylko resort rolnictwa, ale też wicepremier Jacek Sasin i minister infrastruktury Andrzej Adamczyk.
Patryk Michalski, Wirtualna Polska: Od kiedy rząd wie, że kryzys zbożowy był nieunikniony?
Rafał Mładanowicz, były pełnomocnik ministra rolnictwa ds. rozwoju współpracy z Ukrainą: Myślę, że od maja, czyli od jedenastu miesięcy. My jako związkowcy, samorząd rolniczy, to zauważyliśmy i ostrzegaliśmy.
Od czerwca był pan już pełnomocnikiem ministra rolnictwa odpowiedzialnym za współpracę z Ukrainą.
I od razu wskazywałem, że trzeba jak najszybciej działać w sprawie usprawnienia infrastruktury portowej i zorganizować sprawny transport kolejowy z przejść granicznych. To były pierwsze rzeczy, o którym mówiłem. Podkreślałem, że ważne będzie zaangażowanie spółek państwowych, a przede wszystkim Elewarru, który powinien pełnić rolę operatora zbożowego z prawdziwego zdarzenia.
Konieczne było stworzenie kanału tranzytowego. Spółka automatycznie by na tym zarabiała, zgłaszało się mnóstwo firm, które chciały współpracować. Proponowałem też, by Elewarr poszerzył swoją działalność gospodarczą i zajął się tłoczeniem oleju, produkcją płatków czy mąki. To znacząco zmniejszyłoby skalę problemu, który teraz jest olbrzymi.
Jaka była odpowiedź?
Ówczesny minister rolnictwa Henryk Kowalczyk bardzo często przyznawał mi rację, podobały mu się moje pomysły, ale - jak widzimy - praktycznie nic nie udało się zrobić. Choć trochę będę go bronił.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dlaczego?
To jest porażka całego rządu i premier ponosi odpowiedzialność za swoich ministrów. Powiedziałbym, że resort rolnictwa w stuprocentowym koszyku odpowiedzialności zawinił w 20-30 procentach.
W tej składowej winy jest przede wszystkim Ministerstwo Aktywów Państwowych oraz Ministerstwo Infrastruktury. To ich przedstawiciele brali udział w roboczych spotkaniach z komisjami brukselskimi i byli mało aktywni.
To jest niezrozumiałe dla branży rolniczej, że ważne spółki o dużym znaczeniu dla rolnictwa podlegają pod Ministerstwo Aktywów Państwowych. Niejednokrotnie problemem było to, że decyzyjność była w innym ministerstwie, do którego jako pełnomocnik ministra rolnictwa nie miałem dostępu. Ewentualnie był to kontakt sporadyczny, zazwyczaj na takiej zasadzie, żebym się nie wtrącał.
Czyli winę za kryzys ponoszą też wicepremier Jacek Sasin i minister infrastruktury Andrzej Adamczyk?
Uważam, że minister Sasin ma dużą odpowiedzialność, bo podlega mu Krajowa Grupa Spożywcza. W jej skład wchodzą m.in. spółka Elewarr, Stoisław, Krajowa Spółka Cukrowa, Zamojskie Zakłady Zbożowe i wielu innych operatorów, którzy mają ważną infrastrukturę w województwach lubelskim i podkarpackim.
Była mowa o tym, żeby z Ukrainy pociągnąć tor o długości 11 km bezpośrednio do elewatora w Krasnymstawie, żeby stworzyć tranzyt z prawdziwego zdarzenia. Nie było woli po stronie Ministerstwa Aktywów Państwowych. Podobnie jak w Ministerstwie Infrastruktury. To jest przerażające, że towarowe składy kolejowe poruszają się ze średnią prędkością 20 km/h. Eksperci wskazywali, co konkretnie trzeba zrobić, jak to usprawnić.
W jakim punkcie kryzysu teraz jesteśmy?
Sięgamy dna. To jednak nie oznacza, że jesteśmy w sytuacji beznadziejnej. Za rozwiązanie problemu muszą być odpowiedzialni ludzie, którzy nie patrzą na sprawę politycznie, tylko chcą ratować gospodarkę.
Pierwszym ruchem premiera powinno być powołanie pełnomocnika, który ma wiedzę, kompetencje i dostanie narzędzia, żeby koordynować pracę resortów rolnictwa, aktywów państwowych i infrastruktury. Chodzi o to, żeby taka osoba bezpośrednio raportowała premierowi, tak by szef rządu mógł podejmować natychmiastowe decyzje.
Wówczas w przeciągu 3-4 miesięcy moglibyśmy się przyczynić do poprawy obecnego bałaganu. Jeżeli natychmiast nie zostanie powołany rządowy koordynator, który będzie rozmawiał z eksporterami, przetwórcami, nie widzę szansy na rozwiązanie problemu.
Nie rozumiem, jak w ogóle doszliśmy do tak krytycznego momentu. Właśnie dlatego nie jestem już pełnomocnikiem w ministerstwie, ale staram się działać w inny sposób: uliczny, chodnikowy, manifestacyjny i medialny. Ubolewam, że ludzie, którzy pełnią tak ważne funkcje, nie myślą odpowiedzialne.
Kiedy słucha pan premiera, ma pan wrażenie, że rozumie problem?
Nie. Oni myślą, że uwierzymy w to, co opowiadają. W te obiecanki, że zdejmą 3-4 mln ton nadmiarowego zboża, choć w rzeczywistości mamy 8-9 mln ton nadwyżki. W to, że minimalny skup pszenicy konsumpcyjnej za 1400 zł rozwiąże problemy, choć sama pszenica nie jest problemem. Skala produktów rolno-spożywczych, które zostały zaimportowane do Polski i leżą w różnych magazynach, jest przeolbrzymia.
Jakie branże są najbardziej narażone?
Właściwie każda poza wieprzowiną. Mówimy o drobiu, jajkach, mleku, cukrze, miodzie. Nawet ostatnio, co mnie przeraziło, okazało się, że mieliśmy ogromy import etanolu z Ukrainy, choć myślałem, że produkcja spirytusu będzie służyła potrzebom ukraińskiego rynku.
Co by pan powiedział premierowi i ministrom?
Mój apel jest taki, żeby przejrzeli na oczy. Wszyscy muszą grać do jednej bramki. Niech politycy bawią się swoimi wyborami i niech dadzą szansę tym, którzy mają wiedzę i pojęcie, są w stanie szybko zdiagnozować problemy i podać rozwiązania na tacy. W przeciwnym razie będzie tylko gorzej.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski