Ameryce chodzi o jeszcze jeden kraj. "Należy Rosję od niego odciągnąć"

- Europa jest skazana w wymiarze bezpieczeństwa na współpracę ze Stanami Zjednoczonymi, czy nam się to podoba, czy nie - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską Andrzej Kohut, amerykanista i ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich. Jednocześnie - jak podkreśla dr Karol Szulc, specjalista z zakresu polityki zagranicznej z Uniwersytetu Wrocławskiego - powinniśmy po prostu zacząć się dozbrajać.

Europa powinna szukać nowych sojuszników?
Europa powinna szukać nowych sojuszników?
Źródło zdjęć: © East News | AA/ABACA

- Kiedy byłem dzieckiem, patrzyłem na USA nie tylko jako na najpotężniejszy kraj (...), ale także jako na kraj stojący po stronie dobra. Teraz rozmawiam z przyjaciółmi w Polsce, których niepokoi, że za bardzo sprzymierza się pan z Putinem. Jakie jest pańskie przesłanie dla nich? - zapytał Donalda Trumpa polski dziennikarz Marek Wałkuski podczas spotkania w Waszyngtonie z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. To od tego pytania zaczęła się cała awantura w Białym Domu.

- Pytanie było bardzo zasadne, bo Stany Zjednoczone pod wodzą Donalda Trumpa w oczywisty sposób stają po stronie zła - twierdzi dr Karol Szulc z Zakładu Polityki Zagranicznej i Zagrożeń Globalnych Uniwersytetu Wrocławskiego. - I Amerykanie mają tego świadomość. Tylko jak przychodzi do wyborów, to głosują głównie interesami ekonomicznymi - wskazuje ekspert. Jak dodaje, "wojna w Ukrainie to dla nich kwestia zasad, bo jest daleko od ich granic".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Czy Trump doprowadzi do spotkania Zełenskiego z Putinem?

Kto odwraca się od Ukrainy - Trump czy Amerykanie?

Andrzej Kohut, amerykanista i ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, w rozmowie z WP podkreśla, że nie jest żadną tajemnicą, iż USA próbą zakończenia wojny walczą przede wszystkim o swoje interesy. I to zarówno z perspektywy zwykłych ludzi, którzy liczą na poprawę jakości życia, gdy USA przestaną pompować pieniądze na wschód Europy, jak i w kontekście szerszej polityki międzynarodowej.

- W otoczeniu Trumpa pojawia się takie przekonanie, że w interesie amerykańskim jest niedopuszczenie do dalszego zacieśniania się relacji pomiędzy Pekinem a Moskwą. I jeżeli to Pekin jest wskazywany jako najważniejszy, najpoważniejszy rywal dla Waszyngtonu - bo jedyny, będący w stanie rzucić realne wyzwanie - to kalkulacja jest taka, że należy dążyć do tego, by Rosję od Pekinu odciągnąć. Tylko żeby ten proces mógł się rozpocząć, trzeba najpierw zakończyć toczący się konflikt w Ukrainie - tłumaczy amerykanista.

To zresztą pokrywa się z pierwotnym celem Trumpa, czyli spełnianiem obietnic wyborczych. Bo na zakończeniu wojny między Rosją a Ukrainą zależy też przecież zwykłym obywatelom, których odsetek stale rośnie. Sondaże z grudnia wskazywały, że zamknięcia konfliktu chce 54 proc. wyborców republikańskich. W ostatnim sondażu Harvard Center for American Political Studies-Harris - tegorocznym - to 72 proc.

Decyzje Trumpa - chociażby w kwestii ceł - są jednak kontrowersyjne. Jak zaznacza dr Szulc, nic nie wskazuje na to, by poziom życia w USA - w dalszej perspektywie - miał się dzięki nim poprawić. 

- Ważne jest oczywiście też to, jak Amerykanie pojmują swoją sytuację ekonomiczną. Administracja Joe Bidena poradziła sobie najlepiej z kryzysem pocovidowym i powojennym ze wszystkich państw rozwiniętych, ale Amerykanie postrzegali to inaczej. W końcu pojawiła się inflacja i co prawda była znacznie niższa niż w krajach rozwiniętych, ale jednak miała miejsce. Siłą rzeczy więc ich koszty życia wzrosły - tłumaczy ekspert i dodaje, że właśnie to wpłynęło na poczucie pogorszenia sytuacji wielu Amerykanów i ostateczną wygraną Trumpa.

- Tylko już wiadomo, że zaraz będzie znacznie gorzej - uważa dr Szulc.

- Wiedzą to już nawet politycy Partii Republikańskiej, ale muszą siedzieć cicho, jeśli chcą zachować swoją pozycję. Trump otacza się wyłącznie klakierami i po prostu nie zdaje sobie sprawy z tego, do czego doprowadzi jego polityka. Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że Trump nie rozumie skutków swoich działań. Próby tłumaczenia mu przez ekspertów, do czego doprowadzą jego działania - chociażby wprowadzenie ceł - spotkały się z komentarzami na poziomie: "ja widzę to inaczej" - wyjaśnia specjalista z zakresu polityki zagranicznej. 

Jeśli nie USA to kto? Czy Europie w ogóle potrzebni są sojusznicy?

Czy tracące pozycję stabilnego partnera Stany Zjednoczone powinny uruchomić w głowach europejskich przywódców lampkę ostrzegawczą i pokierować ku szukaniu nowych sojuszników?

- Europa jest skazana w wymiarze bezpieczeństwa na współpracę ze Stanami Zjednoczonymi, czy nam się to podoba, czy nie. I w perspektywie najbliższych lat trudno sobie wyobrazić, żebyśmy tych sojuszników alternatywnych mieli sobie znaleźć gdzie indziej, a to chociażby ze względu na zagrożenie, jakie wciąż obserwujemy ze strony Rosji - ocenia Kohut.

- My po prostu Stanów Zjednoczonych potrzebujemy i w tym zakresie mamy niewielki wybór - podkreśla amerykanista.

- Ja bym był ostrożny z szukaniem sobie sojuszników - zastrzega z kolei dr Szulc, bo - jak dodaje - "widzimy, co się dzieje z naszym - od dekad już - najbliższym partnerem".

- W wyniku wyborów osób, które są zupełnie niezorientowane w swoim własnym kraju, czyli Amerykanów, mamy teraz problem - ocenia ekspert z Uniwersytetu Wrocławskiego.

- Powinniśmy po prostu zacząć się dozbrajać i dbać o swoje własne bezpieczeństwo. I wtedy będziemy przyciągać sojuszników. Są na świecie kraje podobnie myślące, jak Japonia, Korea Południowa, Australia czy Kanada. I takich państw jest więcej - podsumowuje.

Dorota Kuźnik, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
usastany zjednoczoneeuropa

Wybrane dla Ciebie