"Już go zabijałam kilkanaście razy"
Mirosława codziennie modliła się za zabitego męża. Na Wszystkich Świętych paliła świeczki w jego intencji w garażu. "To nie jest tak, że po dokonaniu zbrodni można nadal funkcjonować jak poprzednio. Poczucie winy jest tak silne, że nie można spać, jeść, zwłaszcza gdy zostaje się samemu. Najgorzej jest w nocy. Ludzie po procesie mnie potępiali: jak ona mogła przez te jedenaście miesięcy normalnie mieszkać i żyć w tym domu. A nikt nie wiedział, jakie tortury przeżywałam. Do dziś miewam sny, w których on do mnie przychodzi. Nawet po śmierci nie daje mi spokoju. To, że go zabiłam, niczego nie zmieniło. Wciąż się go boję. Już go zabijałam kilkanaście razy; już do niego strzelałam w nocy z pistoletu, już go dusiłam gołymi rękami, kiedy się do mnie dobierał, i krzyczałam: Piorunie, przecież nie żyjesz, czego chcesz ode mnie!" - opowiadała.
Biegli psychiatrzy stwierdzili u Mirosławy znaczny chłód uczuciowy. Intelekt określili na zgodny z wykształceniem. Osobowość Mirosławy cechuje tendencja do ukrywania i zalegania napięć oraz konfliktów intrapsychicznych. Sąd wziął to pod uwagę przy wydawaniu wyroku i uznał, że wpływa to na umniejszenie winy oskarżonej. Działanie Mirosławy w tym dniu było wynikiem rozchwiania emocjonalnego oraz odreagowania negatywnych uczuć i przeżyć związanych z osobą byłego męża. Mirosława odbyła całą karę i opuściła już zakład karny. Dopiero wtedy mąż przestał nawiedzać ją w snach.