To nie był koniec stalinizmu
Śmierć Stalina - przynajmniej początkowo - właściwie nie osłabiła pozycji I przewodniczącego KC PZPR. Nie oznaczała także w żadnym razie początku destalinizacji w Polsce. Nadal odbywały się procesy polityczne i w dalszym ciągu wykonywano wyroki śmierci na oficerach Wojska Polskiego. Co więcej, można powiedzieć, że stosunki państwa z Kościołem katolickim najgorsze były właśnie po śmierci Stalina. Już co najmniej kilka miesięcy wcześniej władze państwowe prowokowały coraz poważniejsze konflikty, dążąc do ostatecznej rozprawy z Kościołem katolickim. Mnożyły się procesy, w których na ławie oskarżonych zasiadali duchowni. W takiej atmosferze 9 lutego 1953 r. Rada Państwa wydała dekret o "tworzeniu, obsadzaniu i znoszeniu duchownych stanowisk kościelnych", w myśl którego objęcie stanowiska kościelnego wymagało najpierw zgody organów państwowych oraz złożenia ślubowania na wierność PRL. Episkopat zareagował na to w maju 1953 r., kierując do rządu list znany szerzej jako głośne "Non possumus". Autorem tego
przesłanego premierowi Bierutowi wielostronicowego memoriału był kard. Wyszyński, który dawał wyraz swoim obawom o przyszłość stosunków Kościół - państwo.
Za odważne i dumne słowa prymasa Kościół w Polsce miał wkrótce zapłacić wysoką cenę. Władze były bowiem zdecydowane na radykalne, a nawet drastyczne kroki. Mirosław Czech sugeruje, że w połowie sierpnia Bierut prawdopodobnie uzyskał zgodę Moskwy na proces przebywającego w areszcie od ponad 2,5 roku biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka oraz aresztowanie prymasa. 22 września Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał biskupa Kaczmarka na 12 lat więzienia za rzekome kierowanie "przestępczą działalnością ośrodka antypaństwowego i antyludowego". Wreszcie nadszedł czas na najboleśniejsze uderzenia w Kościół: 25 września późnym wieczorem w swojej rezydencji w Warszawie został aresztowany kard. Wyszyński. Jak na standardy bierutowskiej Polski - niezależnie od wszelkich niedogodności - w czasie uwięzienia traktowany był w sposób niezwykły, chociaż warunki życia w pierwszych miejscach - w Rywałdzie Królewskim i Stoczku Warmińskim - pozostawiały wiele do życzenia. Relatywnie lepsze warunki panowały już w Prudniku
Śląskim. Dopiero jednak ostatnie miejsce izolacji prymasa: klasztor Sióstr Nazaretanek w Komańczy, można uznać - zgodnie z oficjalną terminologią - za miejsce internowania.
Tymczasem z Moskwy dochodziły sygnały świadczące o nieśmiałych zmianach inicjowanych przez nowego lidera Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Nikitę Chruszczowa. Zrazu więc w ZSRR, a następnie w państwach "wspólnoty socjalistycznej" zawrotną karierę zaczęło robić pojęcie "kolektywne kierownictwo". Towarzyszyło mu rozdzielanie funkcji partyjnych i państwowych. Gdy w lipcu 1952 r. została wprowadzona w życie Konstytucja PRL, w której nie przewidywano urzędu prezydenta, Bierutowi zrekompensowano to, powierzając mu stanowisko prezesa Rady Ministrów. Dotychczasowy szef rządu Józef Cyrankiewicz został z kolei wicepremierem. Po półtora roku, właśnie w następstwie zmian dokonanych na II Zjeździe, Cyrankiewicz wrócił na fotel premiera, na którym miał już pozostać nieprzerwanie aż do grudnia 1970 r.