Polski rekord kar z UE niezagrożony. Licznik bije dalej
Przez krótką chwilę Polska nie miała zobowiązań z tytułu kar za działania sprzeczne z prawem UE. Karę za Turów zapłaciła – 68,5 mln euro. Za łamanie praworządności też – 556 mln euro. Teraz musi płacić nowe kary.
W lutym 2024 r. Centrum Informacji Rządu podawało, że Polska nie ma żadnych zobowiązań wobec UE związanych z płaceniem kar nałożonych w postępowaniach prowadzonych przez Komisję Europejską. To było bardzo krótkie okno. Pobłażania dla państw członkowskich za niestosowanie bądź niewdrażanie unijnego prawa nie będzie.
Z deszczu pod rynnę
KE zakończyła wprawdzie procedurę z art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej (TUE) przeciwko Polsce. W sytuacji, gdy Unia uczyniła praworządność jednym z kluczowych elementów agendy na lata 2024-2029. Oznacza to, że Polska – jak mówi w rozmowie z Deutsche Welle dobrze znający temat ekspert prawa unijnego – "uszła spod topora".
Nie uszła oczywiście za darmo, co wynika z brzmienia samego art. 7, który posługuje się sformułowaniem "istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez państwo członkowskie wartości określonej w artykule 2 – czyli praworządności".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nowy polski rząd musiał więc zobowiązać się do wykonania wszystkich dotyczących praworządności i niezależności sądów wyroków Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) i Europejskiego Trybunał Praw Człowieka (ETPCz) i zasygnalizować projekty ustaw zmieniających zakwestionowane przepisy – aby UE mogła uznać, że to "wyraźne ryzyko" już nie istnieje.
Ale ten sam nowy polski rząd już usłyszał kolejne wyroki TSUE zasądzające kary wynikłe jeszcze z polityki poprzedników. Polska nie jest oczywiście jedyną podsądną unijnego trybunału. Niedawno TSUE ukarał m.in. Węgry za "niezwykle poważne" złamanie unijnego prawa azylu. Budapeszt ma zapłacić 200 mln euro. Ale to i tak o połowę mniej niż wyśrubowany przez lata polski rekord.
Polska rekordzistka
W lutym 2022 r. Warszawa zapłaciła – a dokładniej: Bruksela potrąciła z unijnych funduszy dla Polski – ostatnią transzę kary za niewdrożenie środków tymczasowych zasądzonych przez TSUE, czyli niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. Licznik przestał bić w dniu zawarcia ugody z Czechami po 137 dniach sporu. Potrącone pieniądze – 68,5 mln euro – przepadły. Nie ma drogi ich odzyskania.
W czerwcu 2023 r. TSUE wydał z kolei wyrok w sprawie dotyczącej Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Kara dla Polski wyniosła ponad 556 mln euro i również została potrącona. Tych pieniędzy też nie można odzyskać, nawet, gdy rząd Tuska odkręci reformy wymiaru sprawiedliwości autorstwa PiS, za które Polska wylądowała przez Trybunałem.
Przypomnijmy: kosztowna dla Polski okazała się tzw. "ustawa kagańcowa" – jeden z elementów forsowanej przez rząd Zjednoczonej Prawicy reformy wymiaru sprawiedliwości. Zmiany obejmowały Sąd Najwyższy, Trybunał Konstytucyjny i Krajową Radę Sądownictwa oraz sądy powszechne. "Ustawa kagańcowa" rozszerzała uprawnienia rzeczników dyscyplinarnych, umożliwiała pociąganie do odpowiedzialności tych sędziów, którzy kwestionowali prawidłowość powołania tzw. "neosędziów" (nominatów wybranej z naruszeniem prawa neo-Krajowej Rady Sądownictwa). Nadawała też Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego możliwość rozstrzygania w sprawie statusu sędziego lub jego uprawnienia do sprawowania wymiaru sprawiedliwości.
W 2021 r. Trybunał najpierw zastosował środki tymczasowe zobowiązujące Polskę do natychmiastowego zawieszenia stosowania przepisów odnoszących się do uprawnień Izby Dyscyplinarnej SN w kwestiach m.in. uchylania immunitetów sędziowskich.
Bój o niezależność sędziów
Zdaniem TSUE wprowadzone przez rząd PiS przepisy nie pozwalały weryfikować standardów unijnych niezawisłego i bezstronnego sądu. Uniemożliwiały bowiem sądową kontrolę tego, czy dany sędzia był powołany zgodnie z prawem. A sędziom, którzy postanowili to sprawdzić, groziły postępowania dyscyplinarne. Wbrew narracji ówczesnych władz polskich TSUE potwierdził też, że kontrola przestrzegania niezależności sądownictwa, skutecznej ochrony sądowej i państwa prawnego należy do jego kompetencji.
Dla rządzącej wówczas prawicy było to uderzenie w samo serce reform. Władza broniła się przed tym, aby legalnie powołani sędziowie mogli kwestionować niezależność neosędziów wybranych przez neoKRS. Odmowa zastosowania się do środków tymczasowych miała zgubny skutek dla polskiego budżetu – w październiku 2021 r. TSUE nakazał Polsce płacić milion euro dziennie kary za zwłokę.
Nie pomogło zreformowanie Izby Dyscyplinarnej włącznie ze zmianą jej nazwy na Izbę Odpowiedzialności Zawodowej. Nie pomogły dwa wnioski Polski o wstrzymanie kar, uzasadniane zmianami m.in. z inicjatywy prezydenta Dudy. Trybunał stał na stanowisku, że zmiany te nie realizowały w pełni postanowień z 2021 r. Kluczowa była kwestia tzw. "testu niezależności sędziego" – zdaniem TSUE zmiany wciąż nie umożliwiały sędziom kwestionowania statusu innych sędziów bez ryzyka "dyscyplinarki". Od rozwiązania tego problemu UE uzależniała rozpoczęcie wypłat z KPO. Polski rząd nie ugiął się jednak aż do końca kadencji.
W wyroku z 5 czerwca 2023 r. TSUE stwierdził, że wprowadzona w grudniu 2019 r. przez rząd PiS reforma wymiaru sprawiedliwości narusza prawo UE. Wyrok oznaczał koniec naliczania kary. Ale nie oznaczał, że Polska może nie zapłacić.
To m.in. te pieniądze są już nie do odzyskania. Egzekucja płatności kar – czy to w sprawie Turowa, czy praworządności – to nie decyzja polityczna, a procedura administracyjna Komisji Europejskiej. Polska ignorowała wezwania do zapłaty, więc Komisja potrącała kolejne raty – z przelewów unijnych funduszy. Licznik nabijał milion euro dziennie, skończyło się na 556 milionach, najwyższej karze w historii UE. Ale nie ostatniej.
To nie koniec, Polska płaci dalej
14 marca 2024 r. TSUE wydał kolejny wyrok korzystny dla Komisji Europejskiej. Orzekł, że za niedotrzymanie terminu – minął 21 grudnia 2020 r. – wdrożenia dyrektywy 2017/1972, ustanawiającej Europejski Kodeks Łączności Elektronicznej należy się kara – 50 tys. euro dziennie plus 4 mln euro ryczałtu. Z kolei 25 kwietnia TSUE zasądził od Polski 7 mln euro kary za niewdrożenie dyrektywy w sprawie ochrony sygnalistów (2019/1937). Znów jest to spadek po poprzednim rządzie. W kolejce czekają następne niewdrożone dyrektywy, m.in. dotyczące praw autorskich.
Jeśli premier Węgier Viktor Orban przez najbliższe 420 dni nie podporządkuje się wyrokowi na 200 mln euro, jaki zapadł wobec Węgier – a każdy dzień zwłoki w płatności będzie powiększał karę o kolejny milion, również potrącany z unijnych funduszy – ma pewne szanse wyrównać niechlubny polski rekord, ale wyścig będzie zażarty.