"Polska jest pod radziecką okupacją" - groźna plotka
- Talibowie mówią ludności lokalnej, że Polska jest pod okupacją radziecką i z tego powodu tu jesteśmy - mówią żołnierze, którzy niosą pomoc ludności cywilnej w Afganistanie. Nasze wojsko musi dementować plotki rozsiewane przez antyrządowych rebeliantów. Co jeszcze robią nasi żołnierze w Afganistanie?
12.05.2010 | aktual.: 12.05.2010 16:41
W Afganistanie spędzili ponad pół roku. Kilka dni temu opuścili bazę Ghazni. Będąc już praktycznie na walizkach, uśmiechnięci mówili nam o swojej pracy w Afganistanie, o pomocy, jaką nieśli tutejszej ludności. Dość skromnie, a przecież mają, o czym opowiadać.
Grupa CIMIC wykonała masę patroli, aby rozmawiać o potrzebach i wspomóc lokalnych mieszkańców. W ich trakcie, w ramach pomocy humanitarnej rozdano ponad 1 500 par butów, kilka tysięcy różnorodnej odzieży, tysiąc kołder i rękawiczek. Organizowano także tzw. szury czyli spotkania z miejscową starszyzną, by poznać potrzeby tutejszej ludności, jej problemy oraz nastawienie do sił koalicji.
Amerykańscy żołnierze z odpowiednika CIMIC - Civil Affaires (z którymi Polacy ściśle współpracowali) docenili wytężoną pracę Polaków i nagrodzili ich medalem: "Navy and marine corps achievement". Oznaczenie to zostaje przyznawane za profesjonalne wywiązywanie się z obowiązków, wysoki wkład własny w działanie misji oraz czyny warte odnotowania. Wyróżnionych zostało siedem osób: kpt. Arkadiusz Kujawa, kpt. Grzegorz Krawczyk, kpt. Grzegorz Kotarski, por. Dominik Kamiński, por. Sylwester Szymański, mjr Jacek Szczepanik oraz ppłk Janusz Domagała.
Dla kpt. Grzegorza Krawczyka, misja którą niedawno skończył, nie była pierwszą. W Afganistanie służył już wcześniej. Jak podkreśla, było zupełnie inaczej. "Wtedy rejonem naszych działań była prowincja Paktika. Tam to dopiero była bieda. Tutaj wszystko się kręci wokół miasta Ghazni. Dzięki temu ludzie mogą znaleźć zatrudnienie, a tam żyją z tego co sami wyhodują" - wspomina.
Zapytani o miejscowość, która najbardziej utkwiła im w pamięci (a odwiedzili ich przecież całe mnóstwo) bez zastanowienia wymieniają Qaleh -Yemolla Ghazi, małą wioskę położoną w dystrykcie Zanakhan, na północnym wschodzie od bazy Ghazni.
Mieszka w niej ok. 200 osób, są bardzo biedni, skromnie ubrani. "Brakuje tam dosłownie wszystkiego: nie ma studni, są problemy z prądem, nie ma szkoły" - relacjonuje kpt. Arkadiusz Kujawa. Jak sobie radzą bez studni? "Zbierają deszczówkę, co nie jest doskonałym rozwiązaniem, bo często panuje tu susza. Najczęściej chodzą po wodę do sąsiedniej wioski, oddalonej o 2 km" - wyjaśnia kpt. Kujawa. Wioska nie ma nawet podstawowej służby zdrowia, nie ma lekarza, nie ma nawet znachora. Ale meczet jest? "Ależ oczywiście, meczet jest w każdej wiosce" - odpowiadają chórem. Z czego ci ludzie żyją? "Z rolnictwa, usług rzemieślniczych w mieście Ghazni, większość jest jednak bezrobotna" - wyjaśniają.
Co ich najbardziej poruszyło? Tutaj także odpowiadają jednomyślnie: dzieci. Małe afgańskie dzieci, często ubrane tylko w podkoszulek, biegające boso w głębokim śniegu. "Bardzo często widziałem jak małe dziecko opiekuje się młodszym od siebie. A to jest przecież czas na jego dzieciństwo, spokojne dorastanie, zabawę. Ale nie tutaj. Nie w Afganistanie" - mówi por. Dominik Kamiński. Pamięta także sytuację, gdy w kolejce po pomoc ustawiła się kobieta. Była ostatnia, za całym tłumem mężczyzn. W kraju muzułmańskim nawet nikomu by nie przyszło do głowy, żeby ją przepuścić. Co innego czytać o tym, a widzieć na własne oczy...
Zapytani o największe problemy afgańskiej ludności, wymieniają przede wszystkim brak żywności, ubrań. Dzieci nie chodzą do szkoły, ludzie nie mają pracy, przez co Talibowie mogą łatwo na nich wpływać. Dużym problemem jest także szeroka korupcja.
A jak Afgańczycy postrzegają polskich żołnierzy? "Talibowie mówią ludności lokalnej, że Polska jest pod okupacją radziecką i z tego powodu tu jesteśmy. A oni bardzo źle wspominają radzieckie wojska. Pokazywali nam zniszczone meczety przez Rosjan, lub miejsca, które po nich zostały. A meczet dla muzułmanina to najważniejsza rzecz na świecie" - mówią. "Gdy wyjaśnialiśmy, jak jest naprawdę, zmieniali swoje nastawienie. Byli bardzo wdzięczni za okazaną pomoc i zadowoleni, że pomyśleliśmy o nich" - dodają. Choć nie zawsze tak było. "Gdy podjeżdżaliśmy w pobliże wioski, w której mieszkali Pasztunowie, nikt nie wychodził. Nie witano wojsk koalicji. To ludzie zastraszeni przez Talibów" - wyjaśniają. "Wierzymy, że naszym zmiennikom z VII zmiany uda się zmienić nastawienie także tej ludności i wyjaśnić im, że my naprawdę chcemy im pomóc" - dodają.
Anna Pawlak, PKW Afganistan, Ghazni