Polska jednym z głównych celów rosyjskiej propagandy. Kreml nie szczędzi na nią środków
- Polska jest jednym z głównych celów propagandy Kremla, bo opiera się jego wpływom. Moskwa widzi ją jako zagrożenie dla swoich interesów i nie chce, by była silnym krajem. Dlatego tyle środków kierowanych jest na to, by oddziaływać na polską opinię publiczną i przeciągnąć ją na bardziej prorosyjskie pozycje - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Jewhen Fedczenko z Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, współzałożyciel StopFake.org, serwisu demaskującego kłamstwa rosyjskiej propagandy. Fedczenko był jednym z gości międzynarodowej konferencji Global Media Forum, organizowanej w Bonn przez Deutsche Welle.
26.06.2015 | aktual.: 26.06.2015 14:07
WP: Tomasz Bednarzak: Propaganda Kremla kierowana poza granice Rosji różni się w zależności od kraju, do którego jest adresowana. Co można powiedzieć o przekazie propagandowym przeznaczonym konkretnie dla Polski?
Jewhen Fedczenko: - Właściwie Polska, obok Ukrainy i republik bałtyckich, jest jednym z głównych celów rosyjskiej propagandy. Ma to związek z działaniami politycznymi i militarnymi Moskwy. W Polsce działa rosyjska agencja informacyjna Sputnik, propaganda jest też silnie obecna w mediach społecznościowych. Jestem również przekonany, że Rosjanie używają wielu kanałów nieformalnych. Mamy więc w Polsce do czynienia całą infrastrukturą rosyjskiej propagandy.
WP: Jaki jest cel rosyjskiej propagandy kierowanej do Polski i innych państw zachodnich? Dlaczego Kreml ma taką obsesję na tym punkcie?
- Ponieważ Polska opiera się rosyjskim wpływom. Kreml bierze na celownik najbardziej oporne kraje, bo w jego interesie leży zmiana ich postaw, przeciągnięcia na pozycje bardziej prorosyjskie. Dlatego tyle środków kierowanych jest na to, by oddziaływać na opinię publiczną w tych państwach. Celem rosyjskiej propagandy jest nie tylko wpływ informacyjny, ale także polityczny, poprzez próby zakładania nowych partii oraz oddziaływania na wybory i partycypację polityczną. Więc praktycznie robią to samo, co w czasach sowieckich, tyle że używają do tego nowych środków i technologii oraz mają więcej pomysłów, jak to wszystko wykorzystać. Różnica jest taka, że teraz ta agenda jest bardziej ukryta, ponieważ w czasach ZSRR wszystko było dość oczywiste, natomiast dziś Rosjanie robią to pod przykrywką rzekomo prawdziwych procesów medialnych i politycznych.
Podsumowując, kluczem do odpowiedzi na pytanie, dlaczego Kreml ma taką obsesję na punkcie propagandy, jest zrozumienie, że Moskwa widzi Polskę jako zagrożenie dla swoich interesów i nie chce, by była silnym krajem. Podobnie, jak nie chce, by silne były republiki bałtyckie i Ukraina.
WP: Co zachodnie państwa, media i dziennikarze powinni robić, by skutecznie zwalczać kremlowską propagandę?
- Przede wszystkim powinni przyjąć do wiadomości fakt, że ona istnieje i odrzucić fałszywy dyskurs dwóch stron. Bo rosyjska propaganda twierdzi, że jest równoprawną, drugą stroną debaty. Ale to nieprawda, bo w rzeczywistości jest to ukryta propaganda, przebrana jedynie w szaty dziennikarskiej opinii. Prawdziwa debata koncentruje się wokół problemów i wartości. Jednak gdy wartością jednej strony jest prowadzenie wojny, której ofiarą jest druga strona, to wtedy nie mamy do czynienia z debatą, ale raczej z pewnym rodzajem agresji realizowanej za pomocą dezinformacji.
Rządy powinny również korzystać z dostępnych im prawnych instrumentów. Na przykład, jeżeli w Polsce działa Radio Sputnik, dlaczego polski rząd miałby nie sięgnąć po istniejące w przepisach prawa narzędzia regulacyjne czy licencjonowanie mediów.
WP: Zaraz podniosłyby głosy, że ograniczamy wolność słowa.
- Ale to nie jest kwestia wolności słowa, bo nie mówimy tutaj o zwykłych mediach. Przestańmy postrzegać rosyjską propagandę w kategorii mediów, bo tak naprawdę jest to ramię rządu wykorzystywane do prowadzenia wojny informacyjnej. Więc Polska może używać wszelkich środków, by się przed tym bronić, włączając w to instrumenty prawne.
Uważam również, że powinniśmy tworzyć tzw. listy Niemcowa (lista przedstawicieli rosyjskich mediów, którzy uczestniczyli w nagonce na zamordowanego jednego z liderów rosyjskiej opozycji Borysa Niemcowa - przyp. red.). Nie jest to mój pomysł, ale się pod nim podpisuje. Na takiej liście umieszczano by wszystkich "dziennikarzy", którzy uczestniczą w rosyjskiej propagandzie. Nie tylko szefów mediów, bo to wierzchołek góry lodowej, ale wszystkich redaktorów, dziennikarzy, kierowników itd. W miarę możliwości, osoby te powinny zostać objęte sankcjami. I przede wszystkim powinniśmy przestać nazywać ich dziennikarzami.
WP: Czy Pana zdaniem po drugiej stronie barykady, na Ukrainie, mamy do czynienia z ukraińską propagandą? W tym sensie, że w warunkach wojny zawsze istnieje tendencja do jednostronnych relacji, półprawd i manipulowania faktami.
- To uprawnione pytanie z pana perspektywy, ale mogę powiedzieć, że na Ukrainie nie ma jednego dominującego dziennikarstwa, w przeciwieństwie do Rosji, gdzie istnieje praktycznie jeden punkt widzenia i jest bardzo niewiele wyjątków, gdzie można usłyszeć odmienne głosy. Nawet kiedy mówimy o ukraińskich stacjach telewizyjnych, to prawda, że należą one do oligarchów. Ale są to różni oligarchowie i każda z tych telewizji prezentuje odmienny punt widzenia. Nawet oglądając wyłącznie telewizję na Ukrainie, można poznać różne perspektywy tego, co się dzieje. Z kolei w ukraińskim internecie możemy znaleźć wszelkie punkty widzenia. Tak więc nie ma jednego, sterowanego przez rząd w Kijowie poglądu na tę wojnę. Jest wielu dziennikarzy, którzy widzą ją zupełnie inaczej niż władze.
WP: Jak bardzo kryzys gospodarczy na Ukrainie odbija się na kondycji tamtejszych mediów?
- Ma bardzo dotkliwe konsekwencje. Kurczy się rynek reklamowy, przez co zamykane są całe domy mediowe i wydawnictwa. Negatywnie odbija się na prasie i telewizji, z tym że te ostatnie zawsze były dofinansowywane przez oligarchów, więc one tak tego nie odczuwają. Z drugiej strony coraz częściej jesteśmy świadkami powstawania nowych projektów medialnych, start-upów, tworzonych przez młodych dziennikarzy, które nie potrzebują wielkich pieniędzy i wsparcia ze strony oligarchów. Oni naprawdę wykonują świetną pracę i są prawdziwą konkurencją dla tradycyjnych mediów. Kłopoty gospodarcze mają tu niewielki wpływ, bo często te start-upy są częściowo oparte na wolontariacie i nie operują wielkimi pieniędzmi. To klasyczne małe projekty zakładane przez kilku dziennikarzy, które rozwijają się krok po kroku. Myślę, że to jest przyszłość ukraińskich mediów.