Polityk PiS przekazał nagrody Caritas. Postanowił zyskać tam, gdzie inni tracą
Wiceminister Stawiarski najwyraźniej chce zostać w polityce. Ocenił swoje szanse i uznał, że pieniędzy nie uda się zatrzymać. W tej sytuacji trzeba było oddać je tak, żeby jeszcze coś zyskać. Dlatego zrobił to jako jeden z pierwszych i szybko się tym pochwalił.
Polityk PiS Jarosław Stawiarski, wiceminister sportu i turystyki, jako jeden z pierwszych podporządkował się decyzji Jarosława Kaczyńskiego o konieczności wpłaty otrzymanej nagrody na rachunek Caritasu. Nie omieszkał natychmiast poinformować o tym na Facebooku.
Stawiarski szczegółowo powiadomił o przekazaniu ponad 45 tys. zł, czego dowodzi potwierdzenie przelewu. Mógł jednak sobie darować stwierdzenie, że cieszy się z możliwości wsparcia "najbardziej potrzebujących mieszkańców Lubelszczyzny". To na pierwszy rzut oka wygląda nieszczerze i grozi posądzeniem o lizusostwo. Gdyby przelanie pokaźnej kwoty na cel charytatywny było dla niego prawdziwym źródłem radości, to zafundowałby sobie tę przyjemność nie czekając na decyzję prezesa.
Trzeźwa ocena sytuacji
Szybkość i formę działania Stawiarskiego można oczywiście odczytać jako próba przypodobania się przywództwu partii, bo w końcu nie jest postacią z pierwszego szeregu. Trzeba jednak pamiętać, że jest politykiem, a więc dbanie o pozycję w organizacji ma niejako "wpisane do obowiązków". Trzeźwa analiza sytuacji jest w tym bardzo pomocna.
Po ogłoszeniu przez Jarosława Kaczyńskiego decyzji o zwrocie nagród i obcięciu wynagrodzeń parlamentarzystów i samorządowców rozległy się głosy niezadowolenia. Beata Mazurek, rzeczniczka PiS, ustawiła wszystkich do pionu grożąc niesprecyzowanymi "konsekwencjami" za niezwrócenie nagród.
Stawiarski nie jest wystarczająco silny, aby oprzeć się takim siłom. Logika polityczna jest jasna: skoro nie można z nurtem walczyć, to trzeba z nim popłynąć, a najlepiej jeszcze coś na tym zyskać. Dzięki temu, że jest jednym z pierwszych, którzy wywiązali się z kłopotliwego zadania mógł liczyć na rozgłos, którego wiceminister sportu na co dzień nie ma. Uniknął też wspomnianych "konsekwencji" oraz dalszych dociekań i drwin, na które narażą się politycy zwlekający z oddaniem pieniędzy.
Żaden polityk nie chce być bohaterem takich memów, na jakich pojawia się minister Gowin. Nie lepszy los spotka polityków, którzy zdążyli już wydać nagrody i teraz będą się z tego gęsto tłumaczyć, a nawet zaciągać kredyty na spłatę. Jarosław Stawiarski przynajmniej udowodnił, że rozumie czym jest "minimalizacja strat", a wśród naszych polityków nie jest to wiedza powszechna.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl