ŚwiatPolityczne trzęsienie ziemi jest blisko

Polityczne trzęsienie ziemi jest blisko

Protesty, jakie wybuchły w Iranie z okazji święta Aszura, to kolejne dźwięki rewolucyjnej melodii, która zapowiada wielkie zmiany na Bliskim Wschodzie. Radykalizacja nastrojów, brutalność władz i… zbiegi okoliczności, do jakich doszło w tym roku, sprawiają, że w opinii ekspertów koniec irańskiego reżimu może być bliski.

Polityczne trzęsienie ziemi jest blisko
Źródło zdjęć: © AP | STR

30 lat temu naród irański strącił z tronu krwawego przywódcę, który dzięki zasobom ropy naftowej i wsparciu USA rządził żelazną ręką, nie bacząc, jak wiele osób ginie z powodu jego brutalnej polityki. Od tego czasu Irańczycy nie mieli zbyt wiele spokoju - już w 1980 zostali zaatakowani przez Irak. Ta wojna, obfitująca w niehumanitarne wydarzenia i łamanie prawa wojennego, trwała osiem lat. Potem pierwsza wojna w Zatoce Perskiej, niosąca zamieszanie w "bliskiej zagranicy", sankcje nałożone ze względu na oskarżenia o wspieranie terroryzmu międzynarodowego, później groźby Georga Busha i druga wojna w zatoce.

Wszystko to w kontekście izolacji międzynarodowej, napięć z państwami arabskimi i Izraelem. Wewnątrz państwa też jednak nie działo się dobrze. Wybory prezydenckie w 1997 roku wygrał reformator, uchodzący za liberała duchowny - Mohammad Chatami. Wiązane z nim nadzieje nie spełniły się. Ośmioletnie rządy nie przyniosły oczekiwanych zmian wewnętrznych, liberalizacji politycznej i obyczajowej, zmniejszenia korupcji, czy wyprowadzenia Iranu z izolacyjnej polityki zagranicznej. Sprzeciwił mu się faktyczny przywódca państwa - duchowa i polityczna głowa Islamskiej Republiki Iranu, następca Ruhollaha Chomeiniego - ajatollah Ali Chamenei.

Radykalizacja

Od 2004 roku sytuacja zaczęła się zmieniać. Starzejący się Chamenei zaczął zdecydowanie umacniać frakcję radykałów, powoli odsuwając od władzy reformatorów i liberałów. Wybory w 2005 roku wygrał "człowiek z ludu". Przy niskiej frekwencji ludzi z wyższym wykształceniem, którzy chcieli w ten sposób zaprotestować przeciw władzy,która nie reformuje państwa, zwycięstwo odniósł kandydat elektoratu ubogich - Mahmud Ahmadineżad, który na każdym kroku podkreślał swoją pobożność i skromność, oraz przywiązanie do zasad islamu. To on był faworytem ajatollaha Chameneiego.

Jego agresywna polityka zagraniczna, eskalująca napięcia z całym światem zachodnim, jego nieudolna polityka ekonomiczna, wpędzająca kraj w gospodarcze kłopoty, nie podobały się wielu Irańczykom. Kampania wyborcza w 2009 roku zapowiadała uczciwe wybory i dużą konkurencję: debaty telewizyjne; wiece, w których udział brały tysiące ludzi. Kilku kandydatów miało duże szanse na drugą turę głosowania.

Ku zaskoczeniu większości obserwatorów już w pierwszej turze wygrał Ahmadineżad. Wybory zostały najprawdopodobniej sfałszowane. Takie z pewnością były odczucia kilkuset tysięcy Irańczyków.

Zwrot

Tego co stało się potem, nie przewidział żaden analityk. Na ulice wyszły setki tysięcy ludzi. Główny kontrkandydat "zwycięskiego" prezydenta, Mir Hosejn Musawi został bohaterem i przywódcą protestów. Na jego wezwanie tłumy stawiały się na potężnych wiecach w centrum Teheranu. Policja, służby specjalne, paramilitarne oddziały Basidżów, tłumiły protesty używając pałek, gazu i… ostrej amunicji. Władza, która wyszła od ludu sięgnęła po siłę militarną, by ten lud uspokoić. Kolorem demonstrantów stał się zielony - barwa islamu, ale także dumnych z perskiej tradycji nacjonalistów islamskich.

Po dwóch tygodniach demonstracji sytuacja nieco uspokoiła się. Dokonał się jednak przełom. Została zachwiana delikatna równowaga między radykałami a reformatorami, która od 30 lat pozwalała funkcjonować we względnym spokoju wewnętrznym Islamskiej Republice Iranu.

Następne protesty wybuchły przy okazji uroczystości żałobnych ku czci osób zabitych w czerwcowych protestach, w tym Nedy Aqa-Soltan. Film, na którym ta młoda dziewczyna umiera od rany zadanej przez irańskie służby, obiegł świat. Jej twarz, jej ostatnie spojrzenie stało się symbolem czerwcowych protestów.

Demonstracje i zamieszki powtórzyły się, zgodnie z tradycyjnym obyczajem opłakiwania zmarłych w Iranie, w siódmy i w 40. dzień po jej śmierci. Do kolejnych zamieszek dochodziło z okazji Dnia Jerozolimy, rocznicy zajęcia ambasady USA, Dnia Studenta. Szczególną jednak okazję do protestu stanowiła Aszura - święto upamiętniające męczeństwo imama Husejna (po persku Hosejna) - jednego z założycieli szyizmu. Ten odłam islamu wyznaje ponad 90% Irańczyków.

Imam Hosejn, wnuk Proroka Mahometa jest dla szyitów symbolem walki z uciskiem i niesprawiedliwością. Przeciwstawił się bowiem kalifowi Jazydowi, który dla Irańczyków jest symbolem zła. Hosejn zginął śmiercią męczeńską w bitwie pod Karbalą. W rocznicę tego wydarzenia szyici tradycyjnie wychodzą na ulice w wielkich procesjach.

W tym roku na dzień Aszury przypadłą jednak jeszcze jedna okoliczność. Tydzień przed uroczystością zmarł duchowy autorytet opozycjonistów, bliski współpracownik Chomeiniego - wielki ajatollah Hosejn Ali Montazeri - krytyk brutalnej polityki Chameneiego i Ahmadineżada. Tradycyjny dzień opłakiwania zmarłego, w siódmym dniu po śmierci, przypadł właśnie na uroczystość Aszury. Żałoba po śmierci Hosejna Montazeriego przypadła więc na rocznicę śmierci immama Hosejna.

Irańskie służby przygotowywały się na protesty na tę okoliczność, a władze ostrzegały przed ewentualnymi manifestacjami. Nie pomogło.

Te zbiegi okoliczności wyglądają jak "spisek niebios". Szyici wierzą, że koniec czasów poprzedzi nadejście 12. immama, Mahdiego. Czyżby Mahdi nadchodził? Wigilia i święto

Grudniowe protesty wybuchły niejako w wigilię święta Aszura, w dzień nazywany Ta'su'e - 9. dzień pierwszego według kalendarza muzułmańskiego miesiąca roku - moharram. Jak zwykle tego dnia w Teheranie odbywały się liczne spotkania religijne połączone z kazaniami.

Kazanie bacznie obserwowanego duchownego i byłego prezydenta Iranu - Mohammada Chatamiego, zwolennika opozycjonistów, zostało przerwane przez tajniaków, którzy zaczęli wybijać okna w sali wypełnionej ludźmi. Chwilę potem mężczyźni w cywilnych ubraniach wtargnęli do środka i zaczęli wypędzać tłum. Chatami jeszcze przez chwilę nie przerywał kazania. Jego zwolennicy zaczęli wznosić okrzyki. Grupa jego protagonistów wyprowadziła go z sali.

To wydarzenie było jak iskra, która spowodowała wybuch gazu, który unosi się w powietrzu.

Następnego dnia protesty ogarnęły Teheran, Kom, Isfahan i inne miasta. W zamieszkach tylko według oficjalnych informacji zginęło osiem osób. Wśród nich znalazł się Sejed Ali Musawi, bratanek przywódcy "zielonej" opozycji Mir Hosejna Musawiego. Według niektórych źródeł śmierć 35-letniego Musawiego nie była przypadkowa. Zginął niedaleko swego domu. Najpierw został potrącony przez samochód. Potem z wnętrza auta wysiadło kilku mężczyzn i zaczęli strzelać w stronę potrąconego. Po jakimś czasie ciało Aliego Musawiego zniknęło ze szpitala. Władza staje się coraz bardziej bezwzględna.

Zmiany w Iranie

Hasła jakie wznoszono z tej okazji pokazują jak daleko zaszły zmiany w Iranie w ciągu mijającego roku. O ile w trakcie czerwcowych protestów najczęściej pojawiało się tradycyjne "Allahu akbar" - "Bóg jest największy!" (jak w czasie rewolucji islamskiej), to teraz demonstranci krzyczeli m.in. "Śmierć dyktatorowi" - tak jak za czasów szacha.

Dobrze słyszalne były także słowa wymierzone ewidentnie w ajatollaha Chameneiego: "Ty morderco, twoja władza duchownego jest anulowana", czy "Śmierć tej jazydowej władzy duchownego".

Zmiany są poważne. Choć, zdaniem Piotra Krawczyka iranisty z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM), nie można jeszcze mówić o natychmiastowym wybuchu rewolucji. - Z pewnością mamy do czynienia z kilkoma nowymi i ważnymi zjawiskami - twierdzi Krawczyk w rozmowie z Wirtualną Polską.

- Po pierwsze protesty, jakie pojawiły się po wyborach czerwcowych, nie ustają. Co więcej stają się bardziej radykalne. Coraz częściej słuchać nawoływania do zmiany systemu - analizuje iranista. - Po drugie, bardziej bezwzględne wobec opozycjonistów stają się władze - dodaje.

Opozycja w Iranie poszerza jednak również swój krąg. Ci, którzy wyszli na ulicę w Aszurę, demonstrując przeciw w rządowi, to już nie tylko studenci, inteligenci i przedstawiciele klasy średniej. - Coraz częściej do protestów dołączają ludzie z warstw uboższych i bardziej tradycyjnych i religijni, którzy do tej pory wspierali władzę - podkreśla Krawczyk. Brutalność, z jaką władze stłumiły manifestacje podczas pogrzebu ajatollaha Montazeriego w święto Aszura, sprawia, że nawet jej dotychczasowi zwolennicy stają osłupiali.

Również siły porządkowe okazują się zmieniać nastawienie. Podczas ostatnich protestów kilku funkcjonariuszy, którzy mieli tłumić zamieszki, przeszło na stronę protestujących, a teherańska policja wydała oświadczenie, że nie będzie strzelała ostrą amunicją do demonstrantów.

Podcinają gałąź, na której siedzą

Zdaniem Ivonny Nowickej, iranistki i tłumaczki, irańskie władze muszą się naprawdę obawiać narodu, skoro czują się zmuszone siłą rozbijać religijne ceremonie obchodzone przez własnych obywateli. - Władze są bezsilne i zaślepione jedynym narzędziem, jakie wybrały do użytku po wyborach - przemocą i zastraszaniem - zauważa.

- Konsolidacja władzy radykałów trwa od 2004 roku - podkreśla Krawczyk. To zachwiało równowagę, jaka do tej pory panowała w irańskim systemie politycznym. Marginalizuje się ludzi, którzy do tej pory stabilizowali ten system.

- Błędem ze strony władz jest to, że nie próbowały one przyciągnąć do siebie choć części polityków reformatorskich i umiarkowanych - ocenia orientalista z PISM-u. Ahmadineżad i Chamenei wybrali pełną konfrontację. Ich problem pogłębi się jednak, gdy do niezadowolenia politycznego dołączy frustracja ekonomiczna. A gospodarka Iranu jest w coraz gorszym stanie.

- Społeczeństwo nabiera coraz bardziej przekonania, że obecna władza ma charakter policyjny i opiera się nie na woli ludu, lecz właśnie na przemocy - twierdzi Krawczyk. - Ahmadineżad i Chamenei wybrali styl bardzo konfrontacyjny i w dłużej perspektywie może się to obrócić przeciw nim, o ile nie uda im się zastraszyć społeczeństwa - dodaje.

Jednak, jak pisze Ivonna Nowicka, "widać wyraźnie, że naród irański zastraszyć się nie dał. Co więcej, wszelkie kolejne próby tłumienia protestów, wszelkie kolejne ofiary dolewają oliwy do ognia i sprawiają, że naród staje się coraz bardziej zdeterminowany i nieustraszony".

Poważne zmiany w Iranie to tylko kwestia czasu. Pytanie kiedy do nich dojdzie i jak krwawe będą.

Paweł Orłowski, Wirtualna Polska

Serdecznie dziękuję za cenne informacje, przemyślenia i obserwacje pani Ivonnie Nowickiej oraz panu Piotrowi Krawczykowi.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)