Politycy PiS narzekają na otoczenie Dudy. "Z takim bałaganem traci swoje szanse"
Iskrzy na linii Pałac Prezydencki-PiS. Część polityków tej partii uważa, że Andrzej Duda podejmuje niezrozumiałe ruchy w kontekście sprawy Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, a jego doradcy "zachowują się fatalnie". - Są nadaktywni w mediach, nie rozumieją polityki, a niektórzy próbują ułożyć się z "drugą stroną" - twierdzi nasz rozmówca z PiS.
16.01.2024 | aktual.: 16.01.2024 23:13
Ubiegły tydzień. Andrzej Duda spotyka się w Belwederze z liderką białoruskiej opozycji Swietłaną Ciechanouską. W tym samym czasie - w gabinecie szefa Gabinetu Prezydenta Marcina Mastalerka (pod jego nieobecność) - policjanci zatrzymują byłych ministrów w rządzie PiS: Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Następnie zakuwają ich w kajdanki i przewożą do aresztu.
Gdy informacja o tym dotrze do Dudy, ten natychmiast pędzi do Pałacu Prezydenckiego. Tam dowie się, że doszło do "zdrady" ze strony jego ochroniarzy ze Służby Ochrony Państwa, którzy - w porozumieniu z rządem Donalda Tuska - "wystawili" policji przebywających w Pałacu na zaproszenie Dudy Kamińskiego i Wąsika.
Prezydent był wściekły, czuł się oszukany. Wściekli byli również politycy PiS: ale nie tylko na rząd Tuska, który oni nazywają "reżimem", ale na otoczenie Dudy, które - ich zdaniem - dopuściło do zamknięcia w więzieniu polityków zasłużonych dla formacji Jarosława Kaczyńskiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sam prezes podczas jednej z rozmów z ludźmi z partii miał stwierdzić, że jest zawiedziony działaniem prezydenta. Słowem: Duda, jego zdaniem, nie dorósł do swojej roli i nie rozumie polityki. - Jest mocny w gębie, ale nie jest skuteczny. Tak o Andrzeju myśli prezes - twierdzi nieoficjalnie jeden z polityków PiS.
Duda zbywa PiS
Oczekiwanie w PiS było takie: Duda, wobec "antydemokratycznych działań rządu Tuska", "w imię wyższej racji" i politycznego "stanu nadzwyczajnego", dokonuje powtórnego aktu łaski i doprowadza do uwolnienia Mariusza Kamińskiego i Maciej Wąsika.
Następnie PiS - z byłymi ministrami na wolności - walczy o przywrócenie im mandatów poselskich. Tak, według informacji WP, wymyśliła to partyjna centrala - i takie oczekiwania względem Dudy miał Kaczyński.
Szkopuł w tym, że Kaczyński z Dudą się nie kontaktuje, a oczekiwania polityków PiS są dla prezydenta - a przede wszystkim jego otoczenia - drugorzędne. - Prezydent trzyma się konstytucji i tego samego oczekuje od władzy. Nie będzie odcinał się od własnych decyzji, ani ich zmieniał. Pod żadną presją, również bez względu na naciski jego środowiska politycznego - tłumaczy jego współpracownik.
Ale część polityków PiS takich argumentów nie przyjmuje.
- On jest tak zapatrzony w te swoje prerogatywy, tak bierze za punkt honoru uszanowanie jego wcześniejszej decyzji o ułaskawieniu Maćka i Mariusza [w 2015 r., jeszcze przed skazującym wyrokiem - red.], że nasze sugestie w tej sprawie zbywa, a wręcz uważa za niegrzeczne - mówi anonimowo o Dudzie jeden z rozmówców z PiS, który miał z nim kontakt w ostatnich tygodniach.
Strata szansy. "Z takim otoczeniem…"
Część polityków tej partii ma taką teorię: Duda nawet mógłby zmienić zdanie i uznać, że warto - w imię stanu wyższej konieczności, ze względu na nowe, wyjątkowe okoliczności - ponownie, w istocie zgodnie z prawem, ułaskawić Kamińskiego i Wąsika. Ale nie chce tego zrobić, bo jest pod silnym wpływem niektórych doradców.
W rozmowach z politykami PiS padają nazwiska Małgorzaty Paprockiej i Jacka Siewiery.
Paprocka jest sekretarzem stanu od spraw prawnych. To ona doradzała Andrzejowi Dudzie przy pierwszym ułaskawieniu Wąsika i Kamińskiego w 2015 roku. Co ciekawe, Paprocka w Kancelarii Prezydenta pracowała już od 2009 r., a wicedyrektorką Biura Prawa i Ustroju Kancelarii była również za czasów urzędowania prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Dziś jej przeszłość wypominają właśnie politycy PiS, którzy zwracają uwagę w nieoficjalnych rozmowach, że to Paprocka ma naciskać na Dudę, by trzymał się swojej decyzji sprzed 8 lat i nie ułaskawiał ponownie skazanych ministrów.
Jacek Siewiera natomiast to szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Świetnie wykształcony, z kryształową przeszłością, oficer, lekarz i prawnik.
W różnych kręgach PiS jednak nie jest lubiany; ostatnio został skreślony przez Nowogrodzką przez głośną wypowiedź o tym, że zatrzymanie Kamińskiego i Wąsika w Pałacu Prezydenckim było w pełni legalne i przebiegało zgodnie ze standardami. Według szefa BBN, "procedura była realizowana w sposób spokojny i merytoryczny".
Ta wypowiedź - która padła w TVN24 - wprawiła wielu w konsternację. Zwłaszcza że - jak słyszymy - Siewiery nie było w Pałacu w trakcie zatrzymania polityków PiS.
Zupełnie odmienne relacje zdawali inni współpracownicy Andrzeja Dudy, m.in. szefowa jego kancelarii Grażyna Ignaczak-Bandych. W odmiennym tonie wypowiadał się też szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek. - Policjanci uderzyli w futrynę Mariuszem Kamińskim, a to jest filigranowy człowiek. Jeżeli ktoś wylewa frustrację i doprowadza do płaczu kobiety, powinien przeprosić - powiedział w rozmowie z Polsat News, mając na myśli funkcjonariuszy.
Również sami politycy PiS przekonywali w mediach, że policjanci i funkcjonariusze SOP - w "zmowie" z rządem - wręcz wtargnęli do Pałacu i siłą wynieśli z niego byłych ministrów (funkcjonariusze, a także minister Siewiera, nie potwierdzają tych relacji).
Dziennik "Rzeczpospolita" z kolei poinformował, że policjanci mogli zdekonspirować pewne obszary systemu ochrony Pałacu. A tym samym przekroczyć swoje uprawnienia.
Dlatego stwierdzenie ministra Siewiery - które de facto pomogło obecnemu rządowi - wzbudziło taką irytację, a wręcz wściekłość w partii Jarosława Kaczyńskiego. "Boże, chroń prezydenta przed takimi współpracownikami" - napisał na portalu X o szefie BBN poseł klubu PiS Sebastian Kaleta.
Co na to inni?
- Duda miał szansę przejąć stery i pokazać autorytet. Ale z takim otoczeniem i bałaganem w Pałacu, traci swoje szanse. Szkoda, bo nasi ludzie, ale też wyborcy, pytają nas, dlaczego Maciek i Mariusz wciąż siedzą, mimo że prezydent mógłby jedną decyzją doprowadzić do ich uwolnienia. No cóż, to już będzie dylemat Pałacu, nie nasz - mówi nieoficjalnie polityk PiS.
Napięciom nie ma końca
Niedawno wprost o brak aktywności i zaangażowania oskarżył Andrzeja Dudę Jarosław Kaczyński. Chodziło wówczas o "obronę mediów publicznych", ale prezes przekłada swoją opinię także na inne obszary. Co więcej, prezes PiS skrytykował prezydenta publicznie, a za nim robili to kolejni politycy dawnego obozu władzy (o czym pisaliśmy w WP).
Zobacz także
Wówczas - w rozmowie z WP - jeden z bliskich współpracowników głowy państwa skwitował polityków PiS: - Pamięta pan, jak pisowcy rechotali w 2020 roku, gdy uważali, że ograli prezydenta po przywróceniu na fotel prezesa TVP Jacka Kurskiego? Albo jak odbierali prezydentowi wpływ na TVP i media publiczne w ogóle? To niech rechoczą dalej. To oni dali instrumenty Sienkiewiczowi i Tuskowi, które pozwalają im działać.
Szef gabinetu Andrzeja Dudy, Marcin Mastalerek, w programie "Tłit" w Wirtualnej Polsce pod koniec grudnia stwierdził zaś, że to m.in. politycy PiS są odpowiedzialni za negatywne dla prezydenta "spiny" w mediach (niekorzystne informacje, które przekazują dziennikarzom politycy - przyp. red.).
Na linii Pałac-PiS iskrzy więc od wielu tygodni. Ale nie jest też tak, że głowa państwa nic nie robi. Przeciwnie.
Prezydent podejmuje działania, choć - zdaniem PiS - nieskuteczne, a według niektórych - niezrozumiałe. Andrzej Duda wezwał Adama Bodnara do tego, by - zgodnie ze swoimi prerogatywami Prokuratora Generalnego - podjął decyzję o wstrzymaniu odbywania kary przez odbywających go Wąsika i Kamińskiego. Duda mówił o tym także w trakcie spotkania z Donaldem Tuskiem.
Sam zresztą podczas oświadczenia dla mediów przyznał, że domagał się w tej sprawie nacisków ze strony premiera na ministra.
Andrzej Duda mógł wybrać dwie ścieżki prowadzące do ułaskawienia Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika: szybszą, gdzie samodzielnie podejmuje decyzję, i wolniejszą, gdzie część zadań spoczywa na Prokuratorze Generalnym. Wybrał tę wolniejszą. Dlaczego? Według części obserwatorów polityki: dla zachowania twarzy.
Jak pisał dziennikarz WP Patryk Słowik, gdyby Andrzej Duda mówił dzień w dzień, że już skutecznie ułaskawił kolegów i tego nie zrobi po raz kolejny, po czym zrobiłby to jeszcze raz - wystawiłby się na pośmiewisko.
Duda więc mówi, że to żony osadzonych w zakładach karnych polityków go poprosiły, by wszczął procedurę ułaskawiającą i zaapelował do Prokuratora Generalnego, by do czasu zakończenia procedury wypuścić Kamińskiego i Wąsika na wolność.
Prezydent rzecz jasna mógł samodzielnie, na bazie konstytucyjnej prerogatywy ułaskawić raz jeszcze Kamińskiego i Wąsika, ale wtedy musiałby naraziłby się na kpiny - bowiem oznaczałoby to przyznanie, że pierwsze ułaskawienie było błędnie zastosowane, a przez to nieskuteczne.
Dla PiS to jednak nie jest argument. - Przecież rząd Tuska i tak kpi z Dudy, a wyborcy nowej władzy śmieją się z niego dzień w dzień. To o co on walczy? - pyta retorycznie działacz PiS.
I mówi: - Duda powinien zrobić wszystko, by chłopaki wyszli z więzienia. Po prostu.
Dziś niemal pewne jest jedno: Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik będą siedzieli w więzieniu aż do zakończenia wszelkich procedur ułaskawieniowych. A to potrwa.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Michal.Wroblewski@grupawp.pl