Policjant podejrzany ws. śmiertelnego postrzelenia: jestem ofiarą polowania na czarownice
Policjant, który usłyszał zarzuty ws. śmiertelnego postrzału podczas ubiegłorocznej interwencji w Szczecinie powiedział, że jest pierwszą ofiarą "polowania na czarownice", jakie jego zdaniem trwa po ujawnieniu sprawy Igora Stachowiaka z Wrocławia. O chęć zemsty oskarża też miejskiego komendanta.
W sierpniu ub.r. jeden z policjantów podczas próby zatrzymania kierowcy, który nie zatrzymał się do kontroli, śmiertelnie go postrzelił. W czwartek szczecińska prokuratura postawiła mu zarzut przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków, a także nieumyślnego spowodowania śmierci poprzez niewłaściwe użycie broni. Drugiemu policjantowi biorącemu udział w interwencji zarzucono przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków.
Policjant uważa, że padł ofiarą "nagonki, która zaczęła się w policji" po nagłośnieniu sprawy śmierci Igora Stachowiaka. (Szef MSWiA Mariusz Błaszczak odwołał komendanta dolnośląskiej policji, jego zastępcę ds. prewencji oraz komendanta miejskiego we Wrocławiu. Pracę straciła Halina Żabowska, dyrektor Biura Kontroli w Komendzie Głównej Policji - przyp red.).
- Zwrot akcji w mojej sprawie był błyskawiczny – mówił Krzysztof O. - Jest to zbieg okoliczności? Nie wiem – dodał.
Z jego relacji wynika, że 24 maja o godz. 13 doręczono mu wezwanie do prokuratury w celu przedstawienia zarzutów - wezwanie było na 25 maja na godz. 13. Jak twierdzi, w tak krótkim czasie nie mógł zorganizować sobie pomocy prawnej. - Tego samego dnia razem z wezwaniem do prokuratury otrzymałem pismo od komendanta wojewódzkiego policji, że na wniosek komendanta miejskiego wszczął procedurę zwolnienia mnie ze służby z uwagi na jej ważny interes – powiedział O.
Jak twierdzi zarzuty, które otrzymał, były przepisane z postępowania dyscyplinarnego, które zostało wszczęto dużo wcześniej, co świadczy jego zdaniem o wzajemnej konsultacji prokuratora z komendantem policji.
- Smutny i niewybaczalny sposób postępowania z zatrzymanym we Wrocławiu położył cień na pracę policjantów w całym kraju – odczytywał dziennikarzom przed szczecińską prokuraturą oświadczenie Krzysztof O. - policjant, który śmiertelnie postrzelił kierowcę. - Niestety, postępowanie to zaakceptowane przez przełożonych wszystkich szczebli jest przyczyną nagonki na uczciwych policjantów. Rozpoczęło się polowanie na czarownice; prawdopodobnie jestem pierwszą ofiarą tego działania. Nieudolność zwierzchnika policji odbija się nas dobrych policjantach – dodał.
"Zarzuty przygotowane na kolanie, w strachu o stołki"
- Wczoraj przedstawione mi zostały zarzuty prokuratorskie, przygotowane na kolanie pod presją i w porozumieniu z policją w Szczecinie, w strachu o stołki i zachowanie ciszy medialnej - kontynuował policjant.
Prawie rok temu w wyniku próby zatrzymania pojazdu, który dwa dni wcześniej uciekł z próby kontroli drogowej doszło do użycia broni – relacjonował policjant, który został wówczas potrącony przez uciekającego kierowcę. Krzysztof O. miał najpierw oddać strzał ostrzegawczy, a później strzelić w kierunku pojazdu. W wyniku postrzału kierowca zmarł na miejscu. Kierowca, który zginął był notowany za przestępstwa kryminalne, m.in. drogowe; stracił prawo jazdy za jazdę pod wpływem alkoholu.
Szczecińska prokuratura przedłużyła prowadzone śledztwo w tej sprawie do 12 czerwca br., możliwe, że zostanie ponownie przedłużone.
- Atakujący mnie kierowca staranował mnie, próbując uciec od kontroli. Niestety, w wyniku tej interwencji zginął człowiek. Stała się tragedia; nie tylko dla jego rodziny, ale również dla mnie – mówił Krzysztof O.
Według niego prokuratura przez 10 miesięcy prowadziła śledztwo w tej sprawie, nie przedstawiając zarzutów. Jak relacjonował, jego współpraca z prokuratorami nie budziła wcześniej zastrzeżeń; odbyły się trzy eksperymenty procesowe, gdzie zawsze był – jak mówi – do dyspozycji śledczych. - Prokurator miał wątpliwości, chciał powołać nowy zespół biegłych – powiedział mi to ostatnio podczas nieoficjalnej rozmowy – twierdzi policjant.
"Komendant powiedział, że się mnie pozbędzie, bo ukarałem mandatem jego syna, też policjanta"
O. twierdzi też, że komendant miejski policji w Szczecinie miał mu kiedyś powiedzieć, że pozbędzie się go z policji, bo O. ukarał mandatem za wykroczenie drogowe syna komendanta, także policjanta.
Policjant utrzymuje, że jego życie podczas interwencji było zagrożone. O. powiedział także, że nie wrócił po tych zdarzeniach do pracy. Jak dodał, "z tego co widzę nie będzie mi to dane". Pytany przez dziennikarzy, czy jest coś, co zrobiłby inaczej podczas interwencji odpowiedział, że postąpiłby tak samo. - To osoba, do której podejmujemy interwencję wybiera, w jaki sposób ta interwencja się zakończy. (...) Nikt nie używa środków przymusu bezpośredniego do ludzi, którzy wykonują polecenia i podporządkowują się wydanym na podstawie prawa poleceniom – zapewniał.
"Podobno jest odgórne polecenie kontroli"
"Doszły mnie jeszcze informacje, że podobno jest odgórne polecenie kontroli, że jeżeli policjanci mają zarzuty prokuratorskie – nieważne czy są winni czy nie – powinni być zwolnieni dla dobra służby i z uwagi na jej ważny interes" – powiedział dziennikarzom O. Dopytywany o szczegóły powiedział tylko, że takie informacje otrzymał "z kraju", a nie z Pomorza Zachodniego.
Rzecznik zachodniopomorskiej policji komisarz Przemysław Kimon powiedział, że obaj policjanci uczestniczący w zeszłorocznej interwencji zostali zawieszeni. Potwierdził, że wobec jednego została uruchomiona procedura związana z wydaleniem ze służby.