Policjant pobił czterech nastolatków
Arkadiusz K. naczelnik sekcji kryminalnej Komendy Policji w Nowym Tomyślu razem z trzema mężczyznami wywlókł w piątek czterech chłopców w wieku od 12 do 16 lat z ich własnych domów. Następnie pobił, zapakował do bagażnika terenowego samochodu i zawiózł na swoje ranczo. Tam kazał klękać i kłaść się twarzą do ziemi.
21.08.2006 11:22
Arkadiusz K. 48-letni policjant, był już cichym bohaterem kilku artykułów "Gazety Poznańskiej" na temat nowotomyskiej policji. Po tych publikacjach prokuratura rejonowa w Wolsztynie wyjaśnia, czy na komendzie został pobity podejrzany Ryszard C. i dlaczego część nowotomyskich policjantów jeździła samochodami na lewych tablicach rejestracyjnych. Nikt jednak nie mógł przypuszczać, że naczelnik kryminalnej usłyszy zarzuty za pobicie czwórki dzieci. Do piątku wieczora...
Rodzice są?
- "Komendant" ze swoim synem i jeszcze dwoma dorosłymi mężczyznami wytargali z domu naszego chłopaka oraz jego kolegów, kopali ich, bili po twarzy i po głowie- opowiada matka 16-letniego Mateusza z Władysławowa. - Jak syn mu otworzył drzwi, to tylko zapytał, czy rodzice są w domu. Gdy usłyszał, że nie, to go zaatakował. Przecież to jest napaść i uprowadzenie. Jak on tak sobie mógł wejść do naszego domu i bić dzieci?
Z opowiadań chłopców wynika, że przeżyli horror. Nowotomyski policjant ma we Władysławowie spore ranczo. Tam też późnym popołudniem w piątek wywiózł chłopców. Mieszkańcy wsi nazywają go "komendantem", bo wcześniej szefował policji we Lwówku, a potem to nawet sam się tak przedstawiał.
Twarzą do ziemi
"Komendant" najpierw sam wyciągnął za włosy z domu 12-letniego Pawła. Kazał mu stać i czekać, kiedy z synem i jeszcze dwoma dorosłymi mężczyznami pojechał po braci chłopca. Ci byli akurat u swojego kolegi, Mateusza. - Najpierw walili w okna i drzwi. Potem wywlekli Mateusza i poszli po jego dwóch kolegów, Łukasza (14 lat) i Wojtka - opowiada mama Mateusza. - Bili ich już w środku, a potem kopali na zewnątrz.
- Potem każdy dostał w pysk, wrzucono nas siłą do bagażnika i wywieziono na ranczo "komendanta", gdzie bito nas po głowach, po twarzach, kazano leżeć twarzą do ziemi. Nawet zdjęcia nam robili - relacjonuje Wojtek. - Wmawiali nam, że to my zrobiliśmy dziurę w płocie.
Za dziurę w płocie
Chłopcy myślą, że policjant pobił ich za to, że według niego zrobili dziurę w siatce płotu jego posiadłości. - My tylko z psami goniliśmy koło rancza Daniela, a wtedy jego babcia zadzwoniła po niego, że niby coś chcemy zrobić - opowiada 16-letni Wojtek Bąkowski, jeden z pobitych chłopców. - A dziurę w płocie zrobił kilka dni wcześniej ciągnik. Zresztą nawet słupek jest wygięty, a my nie bylibyśmy w stanie tego zrobić. Mateusz Krydka, który posiada orzeczenie o niepełnosprawności, musiał do domu wracać w skarpetkach. Tak go wyciągnięto z domu.
- O tym, że coś się stało w naszym domu poinformowała mnie sąsiadka. Przyszła do nas i zobaczyła drzwi otwarte na oścież, porozwalane dywany i chodniki w przedpokoju, porozrzucane buty chłopców. Chodziła po domu i wołała, potem zadzwoniła do mnie- wspomina Bogumiła Krydka. Przerażeni rodzice jeszcze w piątek wieczorem zgłosili pobicie dzieci na policji. Pierwsze czynności podjęła też nowotomyska prokuratura. W sobotę rano męża pani Bogumiły odwiedził sam "komendant". - Sugerował, że dzieci są czemuś winne, że to wszystko to nie tak jak dzieci mówią- opowiada pan Krydka. Ale to nie wszystko. Później pojawił się inny policjant (nazwisko do wiadomości redakcji), który "po przyjacielsku" pytał pana Krydkę, czy nie da się tego "jakoś ciszej załatwić".
Państwo Krydkowie i Dwornikowie są oburzeni zachowaniem "komendanta". - Bardzo źle postąpił, powinna go jakaś sprawiedliwość dosięgnąć - twierdzi Dariusz Dwornik, opiekun szesnastoletniego Wojtka.
Rodzinne pobicie
Dzieci przewieziono w piątek na obserwację do jednego z poznańskich szpitali. U dwóch chłopców lekarz nie wykluczył wstrząśnienia mózgu. W sobotę śledztwo w sprawie pobicia przejęła Prokuratura Rejonowa w Gostyniu. - Podjęliśmy taką decyzję, żeby wykluczyć jakiekolwiek podejrzenia o matactwo - mówi Mirosław Adamski z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Intensywne sobotnie śledztwo skutkowało postawieniem kilku zarzutów. Prokuratura zarzuciła trzem mężczyznom pobicie trzech chłopców, bezprawne pozbawienie ich wolności oraz naruszenie miru domowego. Podobne zarzuty w odniesieniu do czwartego chłopaka usłyszał tylko Arkadiusz K.
- Ustaliśmy, że tego chłopca bił sam naczelnik - wyjaśnia Adamski. Policjantowi towarzyszył jego 25-letni syn Paweł, oraz 35-letni kuzyn Rafał W. Żaden z nich nie przyznaje się do zarzucanych im czynów. Prokuratura ustala tożsamość czwartego mężczyzny, który brał udział w pobiciu chłopców.
Arkadiusz K. wczoraj wieczorem został zatrzymany w policyjnej izbie zatrzymań do dyspozycji prokuratury. Dzisiaj prokuratura podejmie decyzję, czy wnioskować o aresztowanie podejrzanych.
Będzie czystka
Już sobotnim rankiem do KPP w Nowym Tomyślu przyjechał Jerzy Kowalski, niedawno mianowany zastępca komendanta wojewódzkiego. Były szef centralnego CBŚ zapewniał, że wszystkie sprawy związane z nowotomyską komendą będą wyjaśnione. Osobiście też przepraszał rodziców pobitych dzieci za naczelnika K. i obiecał, że policja dołoży wszelkich starań, aby pomóc prokuraturze w pełnym wyjaśnieniu tej sprawy.
Na polecenie komendanta wojewódzkiego natychmiast wszczęto wobec K. postępowanie dyscyplinarne. Po postawieniu mu zarzutów przez prokuraturę został zawieszony w obowiązkach. - Jeśli zarzuty się potwierdzą, zostanie wyrzucony z policji - podkreśla Jarosław Szemerluk z KWP w Poznaniu.
Po artykule w "Gazecie Poznańskiej" o lewych autach policjantów odwołani zostali komendant i jego zastępca. Już mianowano nowego zastępcę, obowiązki komendanta przejął Wojciech Ratman z Poznania. Po piątkowych wydarzeniach komendant wojewódzki, Henryk Tusiński zapowiada gruntowne porządki kadrowe w nowotomyskiej policji.