Policja reaguje na film rodziców z Białogardu
Szczecińska policja wciąż szuka rodziców dziecka, zabranego ze szpitala w Białogardzie. Funkcjonariusze badają m.in film "Prawdziwa wersja zdarzeń rodziców z Białogardu", który pojawił się w sieci w sobotę, a zawiera oświadczenie domniemanego ojca dziecka.
- Osoby prowadzące czynności w tej sprawie badają każdą informację, która do nas dociera i weryfikują ją - zapewnia w rozmowie z RMF FM Karolina Rykaczewska z Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie. Informuje, że wśród materiałów, którymi zajmują się policjanci, jest również film, który w internecie pojawił się w sobotę. Zatytułowany jest: "Prawdziwa wersja zdarzeń rodziców z Białogardu, których poszukuje policja. Oświadczenie Ojca". Widać na nim częściowo mężczyznę, a następnie - bokiem - kobietę, karmiącą niemowlę.
- Jeszcze trzy dni temu byliśmy szczęśliwą rodziną, która oczekiwała narodzin naszego dziecka. Dzisiaj jesteśmy uciekinierami, jesteśmy ścigani przez policję, organizują na nas obławy, a my czujemy się bardzo, bardzo zaszczuci - mówi w nagraniu domniemany ojciec.
Jak dodaje w nagraniu, dziecko urodziło się "o czasie". - Ciąża jest donoszona. Dziecko nie potrzebowało inkubatora. Nikt tego nawet nie proponował. Poród odbył się bez komplikacji. Nie było żadnego zagrożenia zdrowia i życia naszego dziecka - twierdzi mężczyzna, wypowiadający się na nagraniu.
- W dwie i pół godziny po porodzie lekarz poinformował, że zgłasza nas do sądu rodzinnego, a mnie, że ja, jako tata dziecka, zagrażam jego zdrowiu i życiu. Powodem była odmowa zaszczepienia córki w pierwszej dobie życia oraz odmowa podania zastrzyku z witaminą K - mówi domniemany ojciec.
Dodaje, że prośba o niemycie dziecka po porodzie wzbudziła oburzenie w szpitalu. Jak tłumaczy, chodziło o "pzoostawienie mazi popłodowej", która ma chronić dziecko w trakcie porodu i przez pierwsze dni życia. - Tutaj traktowane jest (to) jako zaniedbanie higieniczne, grożące zakażeniem - tłumaczy autor nagrania. Powiedział również, że rodzicom odmówiono wykonania badań w kierunku wrodzonych niedoborów odporności, a to jest "bezwzględnym przeciwwskazaniem do szczepienia przeciw gruźlicy". Jak opowiada autor nagrania, nie okazano ulotek od leków, które zaordynowano.
Jak twierdzi autor nagrania, zwołany doraźnie w budynku szpitala sąd rodzinny odebrał rodzicom prawa w zakresie podejmowania decyzji w kwestiach dotyczących świadczeń zdrowotnych u dziecka. - Ustanowiono kuratora, który nie ma zupełnie wykształcenia medycznego i tej osobie przekazano podejmowanie decyzji w sprawach zdrowia naszej córki. Nami kierowała wyłącznie troska o dobro i bezpieczeństwo naszego dziecka. Za naszą dociekliwość i troskę zostaliśmy ukarani odebraniem praw do dziecka, zmuszeni do ucieczki i ukrywania się, zrobiono z nas wyrzutków. Jesteśmy szkalowani przez fałszywe informacje medialne - mówi mężczyzna w nagraniu.
Poród odbył się w czwartek w białogardzkim szpitalu. Dziecko - jak informuje szpital - jest wcześniakiem. Dziewczynka na świat przyszła w 36. tygodniu ciąży. Według ordynatora oddziału dr Romana Łabędzia rodzice nie wyrażali zgody na podejmowanie przez personel medyczny podstawowych czynności wobec noworodka. Z tego powodu zawiadomiony został sąd rodzinny. Gdy pracownik sądu dostarczył do szpitala pismo z postanowieniem sądu, rodzice z dzieckiem opuścili placówkę.
Wcześniej rzecznik szpitala Centrum Dializa Sp. z o.o. Witold Jajszczok mówił, że rodzice sprzeciwiali się m.in. "osuszeniu dziecka, ogrzaniu pod napromiennikiem ciepła, wytarciu z mazi płodowej, kąpieli dziecka w oddziale, podaży witaminy K domięśniowo lub doustnie, szczepieniom ochronnym, ewentualnemu dokarmianiu dziecka, gdyby tego wymagało, wykonaniu badań przesiewowych, profilaktyce zakażenia przedniego odcinka oka (inaczej zabieg Credego)".
Pary szuka od piątku zachodniopomorska policja.