Polak jest 15 km od linii frontu, gdzie Rosjanie gromadzą siły. "Ukraińcy są gotowi"

536 uderzeń w ciągu doby. Z oddali co chwilę słychać potężny huk pocisków. Do tego ogromna masa wroga - około 100 tys. żołnierzy. W rejonie Kupiańska rosyjska armia rozpoczęła ofensywę. - Artyleria działa praktycznie 24 godziny na dobę, ale Rosjanom nie będzie tutaj łatwo - relacjonuje Polak, który przebywa 15 km od linii frontu.

Kupiańsk przygotowuje się na natarcie Rosjan
Kupiańsk przygotowuje się na natarcie Rosjan
Źródło zdjęć: © East News | Kostiantyn Liberov

Rzecznik Wschodniego Zgrupowania Wojsk armii ukraińskiej Serhij Czerewaty alarmuje, że na kierunku łymańsko-kupiańskim znajduje się obecnie bardzo potężna grupa Rosjan. Według Czerwatego jest tam ok. 100 tys. żołnierzy, 900 czołgów i 370 wyrzutni rakiet. Jak dodał, w ciągu doby Rosjanie uderzyli 536 razy artylerią różnych typów i kalibrów. Dla porównania - podczas szczytowej fazy wojny w Afganistanie sowieckie siły liczyły ok. 120 tys. żołnierzy.

- Tak, grupa wroga jest duża. Tak, należy wziąć pod uwagę jej wielkość. Ale ta liczba nie jest wskaźnikiem zagrożenia ani powodem do strachu, ale wręcz przeciwnie. Jest wskaźnikiem dumy w Siłach Obronnych Ukrainy - powiedział Czerwaty.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Co chwilę słychać wybuchy"

- Napięcie jest bardzo wzmożone - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Sławomir Wysocki, który przebywa aktualnie około 15 km od linii frontu za Kupiańskiem. - Artyleria działa praktycznie 24 godziny na dobę, co chwilę słychać wybuchy w oddali - dodaje. Polak regularnie jeździ do Ukrainy, gdzie dostarcza żołnierzom sprzęt niezbędny na linii frontu.

Aktualnie obserwuje to, co dzieje się w regionie kupiańskim. - Rosjanom nie będzie tutaj tak łatwo. Linie obrony są bardzo dobrze przygotowane. Mimo tego, że zmobilizowano ok. 100 tys. żołnierzy, Rosjanie wcale nie będą wchodzić w Kupiańsk jak w masło - dodaje.

Ukraińska wiceminister obrony Hanna Malar powiedziała, że "głównym celem rosyjskich wojsk jest zatrzymanie ukraińskiego kontrataku na kierunku bachmuckim, dlatego armia przeciwnika rozpoczęła ofensywę na odcinku kupiańskim".

"Ukraińcy są gotowi"

Wysocki podkreśla, że to, co w tej chwili rozpoczyna się w okolicach Ługańska, jest właśnie próbą odciążenia wojsk rosyjskich walczących w okolicy Bachmutu. - Widać też wzmożony ruch wojsk ukraińskich, prawdopodobnie przerzucają tu swoje odwody - zaznacza rozmówca Wirtualnej Polski.

Czy w okolicach Kupiańska czuć oddech Rosjan na plecach? Wysocki mówi wprost: - Nie. I dodaje: - To nie jest tak, że rządzi strach. Armia ukraińska jest przygotowana do tego, że Rosjanie będą próbowali odbić Kupiańsk i dojść do rzeki. Ukraińcy są gotowi.

"Paniki nie ma"

Jeśli chodzi o pozostałe miasta w regionie, życie przebiega - jak mówi nasz rozmówca - zupełnie normalnie. - Byłem w dwóch z nich - tam tego napięcia w ogóle nie widać. Widać za to wzmożony ruch na drogach, jeśli o chodzi o przegrupowywanie wojsk ukraińskich - mówi.

I dodaje: - Paniki czy obawy, że Rosjanie w szybki sposób odbiją to, co zostało w tamtym roku zdobyte przez Ukraińców, nie ma.

Przypomnijmy, że rok temu doszło do odbicia Kupiańska przez Ukraińców. - Zdobycie go jest znaczącym ciosem dla Rosji, ponieważ leży on na szlakach zaopatrzeniowych linii frontu w Donbasie.

Kupiańsk drugim Bachmutem

Rozmówca Wirtualnej Polski podkreśla, że wśród Ukraińców wybrzmiewają opinie, że może być tam "kolejny Bachmut". U mieszkańców i walczących widać ogromną determinację i mobilizację.

Warto podkreślić, że odciążenie na kierunku Bachmutu jest dla Rosjan bardzo istotne. Znajdują się oni bowiem w niezwykle ciężkim położeniu. Ukraińcy umacniają się na rubieżach miasta - ich artyleria kontroluje ogniem wszystkie drogi dojazdowe. Armia Władimira Putina może więc zostać zmuszona do wycofania się z miejscowości, którą zdobyła kosztem dziesiątek tysięcy żołnierzy.

"Ukraińcy wiedzą, co robią"

Jak podkreśla Wysocki, "Ukraińcy wiedzą, co robią". - Mają cały czas sporą ilość odwodów, które nie zostały jeszcze wykorzystane w próbie kontrofensywy. Do tej pory to po prostu sprawdzanie, gdzie Rosjanie są słabsi, a gdzie nie - zaznacza. Dodaje jednak, że - mimo wszystko - w okolicach Kupiańska przygotowują się do poważnych strat.

W pamięci mają bowiem to, co działo się przed rokiem. Ukraińska jednostka Kraken na przełomie września i października brała udział w wyzwalaniu obwodu charkowskiego, a w tym miasta Kupiańsk, w którym toczyły się zacięte walki z Rosjanami.

Gazeta "Iltalehti" dotarła wówczas do żołnierzy oddziału, którzy opowiedzieli o swoich doświadczeniach z frontu. W pamięci 35-letniego wojskowego, który walczył w Kupiańsku, najbardziej utkwił widok poddających się sołdatów Putina, nalot bombowy na chlewnię i rosyjskie bazy pełne sprzętu wojskowego oraz amunicji. - To było jak piekło: strzelanina, palenie świń, świnie zjadające ciała Rosjan - relacjonował dla "Iltalehti".

Wysocki opisuje, że teraz sam Kupiańsk jest raczej opuszczonym miastem. - Wiele osób nie wróciło, bo był zbyt blisko linii frontu. Za to w regionie kupiańskim życie ciągle toczy się normalnie, sklepy funkcjonują i są bardzo dobrze zaopatrzone. Ludność cywilna nie ma żadnych braków, jest wszystko, czego potrzebują. To nie wygląda tak, jak rok temu, że w Charkowie niczego nie było - uspokaja.

Sytuacja w Charkowie
Sytuacja w Charkowie© Sławek Wysocki

"Można przywyknąć do wojny"

W niedzielę wieczorem Wysocki był w Charkowie (ok. 118 km od Kupiańska), gdzie doszło do potężnych ostrzałów. Jak podkreśla, przez ostatni czas miasto jest atakowane co noc. Alarmy lotnicze w ciągu dnia uruchamiane są co godzinę. Polak wrócił do Charkowa w środę, by zobaczyć, jak funkcjonuje miasto, jak żyją ludzie w obliczu tego, co szykują im Rosjanie.

- Niektórzy mówią, że jest może trochę mniej ludzi na ulicach... Ci, którzy mają dacze lub rodzinę poza miastem, opuścili Charków. Ale wszyscy, którzy zostali, są spokojni - mówi.

Sytuacja w Charkowie
Sytuacja w Charkowie© Sławek Wysocki
Sytuacja w Charkowie
Sytuacja w Charkowie© Sławek Wysocki

W godzinach szczytu metro jest pełne

Polak wspomina przy okazji historię z maja zeszłego roku. - Była wtedy ciężka burza. Działo się to w czasie ciężkiego ostrzeliwania Charkowa. Spytałem wówczas mojego znajomego, czy strzelają, czy grzmi. Odpowiedział: "no strzelają, ale idzie przywyknąć". Tak jest i teraz: ludzi przywykli, żyją własnym życiem - opowiada, a podczas rozmowy siedzi w jednej z charkowskich kafejek, gdzie je ciastko i pije kawę.

- Nie ma paniki, ale i nie ma pewnych informacji o tym, jaka jest sytuacja na froncie. Póki co, wiemy, że Rosjanie weszli na dwa kilometry w głąb linii obrony. Ale - mimo to - ludzie się nie niepokoją. To może abstrakcyjne, ale... można przywyknąć do wojny - dodaje.

Sytuacja w Charkowie
Sytuacja w Charkowie© Sławek Wysocki
Sytuacja w Charkowie
Sytuacja w Charkowie© Sławek Wysocki

Jak podkreśla Wysocki, rzadkością jest już to, że ktoś mieszka w metrze. - Kilka dni temu widziałem osoby, które przyszły na noc spać do metra. Były bardziej zaniepokojone, wolały się schować. Metro jeździ co 10 minut, w godzinach szczytu jest tłok - mówi Wysocki. Na miejscowych rynkach też jest pełno klientów, trudno się czasem przecisnąć między stoiskami.

- Nie czuje się w ogóle tego napięcia. Ludzie wierzą w Ukrainę, wierzą w swoich żołnierzy. Życie toczy się normalnie, jakby żadnej rosyjskiej ofensywy nie było - relacjonuje Polak.

Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
ukrainacharkówwojna w Ukrainie
Wybrane dla Ciebie