"Rosjanie zrobili pierwszy krok". Ukraina musi się bronić w kluczowym miejscu

Niepokojące sygnały z Ukrainy. Sztab Generalny Sił Zbrojnych podał, że Rosjanie przeszli do ofensywy w kierunku Kupiańska w obwodzie charkowskim. - Przełomu nie będzie, ale ukraińskie odwody będą związane walkami w tamtym rejonie - mówią Wirtualnej Polsce eksperci.

Wiceminister obrony Ukrainy Hanna Malar poinformowała, że sytuacja na wschodnim odcinku frontu jest trudna i nieustannie się zmienia
Wiceminister obrony Ukrainy Hanna Malar poinformowała, że sytuacja na wschodnim odcinku frontu jest trudna i nieustannie się zmienia
Źródło zdjęć: © Facebook | Ministerstwo Obrony Ukrainy
Sylwester Ruszkiewicz

18.07.2023 20:50

W rejonie Łymanu i Kupiańska agresor miał zgromadzić ponad 100 tysięcy żołnierzy, w tym oddziały szturmowo-desantowe, a także 900 czołgów, 555 systemów artyleryjskich i 370 wyrzutni rakiet – informuje rosyjski niezależny portal Meduza. Mówił o tym również w ukraińskiej telewizji państwowej rzecznik Wschodniego Zgrupowania Wojsk Serhij Czerewaty. Dla porównania podczas szczytowej fazy wojny sowieckie siły w Afganistanie liczyły ok. 120 tys. żołnierzy - wskazał.

Według ukraińskiej wiceminister obrony Hanna Malar, głównym celem rosyjskich wojsk jest zatrzymanie ukraińskiego kontrataku na kierunku bachmuckim, dlatego armia przeciwnika rozpoczęła ofensywę na odcinku kupiańskim. - Dla Rosjan wschód to główny kierunek ofensywy, od stycznia są tam skoncentrowani, aby wyjść na granicę administracyjną obwodu donieckiego - podkreśliła wiceminister. O rosyjskiej ofensywie mówił również naczelny dowódca wojsk lądowych Ukrainy gen. Ołeksandr Syrski. Jak ocenił, sytuacja operacyjna na wschodzie pozostaje trudna. Generał poinformował także, że Rosjanie przerzucają dodatkowe wojska i sprzęt na kierunek bachmucki.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jak informował Instytut Studiów nad Wojną (ISW), rosyjskie aktywne działania ofensywne posunęły się naprzód w rejonie Kupiańska, między obwodem północno-wschodnim w regionie charkowskim a obwodem północno-zachodnim w regionie ługańskim.

"Tępe ostrze zdążyło się odtworzyć"

Zdaniem płk. rez. Piotra Lewandowskiego, rosyjskich żołnierzy może być w tamtych rejonach nawet więcej niż 100 tysięcy.

- Wywiad brytyjski i amerykański dość zgodnie oceniają, że rosyjskie zgrupowanie na północ od rzeki Doniec, obejmujący skraj obwodu ługańskiego i obwód charkowski, liczy sobie ok. 120 tys. żołnierzy. Żeby sobie uświadomić skalę, można to porównać do skoncentrowania na 100-kilometrowym odcinku frontu całego Wojska Polskiego – wojsk lądowych. To blisko połowa tego, co Moskwa rzuciła na początku wojny w Ukrainie – mówi WP płk rez. Piotr Lewandowski, były dowódca bazy wojskowej w Redzikowie i weteran misji w Iraku oraz Afganistanie.

I jak dodaje, "grot włóczni wymierzonej w Ukrainę", czyli trzon 100-tysięcznych rosyjskich wojsk stanowi 1 Gwardyjska Armia Pancerna. - To bardzo silny związek operacyjny, posiadający duże zdolności ofensywne. W założeniu Kremla miała ona być "ostrzem wymierzonym w serce NATO". Okazało się, że to "ostrze" na początku wojny jest dość tępe. I specjalnie się nie popisało, ale zdążyło się odtworzyć i uzupełnić całkowicie sprzęt – przestrzega wojskowy.

W podobnym tonie wypowiada się ppłk rez. Maciej Korowaj, ekspert w dziedzinie rosyjskiej taktyki wojskowej.

"Na północy Rosjanie walczą na własnych warunkach"

- Rosyjskie zgrupowanie "Centrum", które tam atakuje, liczy ok. 100 tysięcy żołnierzy. Są rozlokowani na odcinku 100-kilometrowej linii frontu. Mają "przyzwoity" teren do kumulacji wojsk, linii zaopatrzenia, a także do osłony swoich jednostek. Taką ilość żołnierzy gromadzili od zimy. Są tam jednostki, które zostały odtwarzane na Białorusi i w Rosji. M.in. jest tam 1. Gwardyjska Armia Pancerna, która mocno wcześniej oberwała, ale skrupulatnie została odtworzona – mówi nam ppłk rez. Maciej Korowaj, były żołnierz wojsk pancernych i analityka rosyjskiej taktyki.

W jego ocenie kierunek północny jest dla Rosjan najbardziej elastycznym kierunkiem do obrony i wyprowadzania uderzeń.

- Chcą wiązać i absorbować ukraińskie odwody. Rosjanie widząc, że Ukraińcy wysłali większe siły na kierunku Bachmutu i Zaporoża, stwierdzili, że wpuszczą w przestrzeń swoich linii - ukraińskich żołnierzy w Kupiańsku, by uruchomić rezerwy i prowadzić działania zaczepne. Tam Rosja jest najbardziej zabezpieczona pod względem lotniczym, a Ukraina ma ograniczone możliwości prowadzenia dywersyjnych działań. Na północy Rosjanie walczą na swoich warunkach – podkreśla ppłk rez. Maciej Korowaj.

Jak przypomina płk rez. Piotr Lewandowski, do tej pory na północnym odcinku frontu operacje miały wymiar drugo- i trzecioplanowych.

- Tam jest dość trudny teren do prowadzenia działań ofensywnych. A dokładniej: duże kompleksy leśne, do których prowadzą tzw. przesieki. Ukraińcy tam mieli dobrą pozycję, dochodząc do rzeki Oskoł, przygotowali obronę. Ale Rosjanie od jakiegoś czasu prowadzili tam działania rozpoznawcze. W ubiegłym tygodniu wyprowadzili mocniejsze uderzenie. Ukraińcy w dwóch miejscach musieli się cofnąć, wprowadzić odwody – komentuje płk rez. Piotr Lewandowski.

I jak podkreśla, rosyjskie ponad 100-tys. zgrupowanie stanowi zagrożenie dla Ukrainy na kierunku charkowskim.

- Z tego kierunku, po zajęciu Izium Rosjanie już wcześniej próbowali przeprowadzić atak na ukraińskie linie obronne przebiegające wzdłuż Kramatorska i Słowiańska. W sytuacji, kiedy Bachmut od dwóch tygodni stał się środkiem ciężkości ofensywy Ukrainy, wyprowadzenie ataku na północy przez Rosjan może spowodować, że ukraińskie natarcie zostanie przeskrzydlone z lewej strony. A nie można prowadzić własnej ofensywy, jeśli przeciwnik uzyskuje powodzenie na skrzydle. Gdyby Rosjanom wyszło natarcie na północy, ukraińskiej armii groziłoby strategiczne odcięcie zgrupowania sił pod Bachmutem – uważa wojskowy.

"Zatrzymać ukraińską ofensywę"

Jego zdaniem, to może być główny cel rosyjskiej ofensywy. - Dowódcy uznali, że nie ma sensu wysyłać kolejnych oddziałów pod Bachmutem, bo tam Moskwa ponosi duże straty, tylko opłaca się atakować na północy. Tak, żeby tymi atakami co najmniej zatrzymać ukraińską ofensywę albo żeby doprowadzić do zmiany sytuacji i odzyskania inicjatywy przez Rosjan – ocenia płk rez. Piotr Lewandowski.

Według CNN, logistycznym koszmarem, który może wyhamować militarne postępy Rosjan, jest ukraińska topografia, zwłaszcza rzeki. Zdaniem ekspertów, jedną z kluczowych naturalnych przeszkód w tym rejonie jest Doniec. Rzeka, która zaczyna i kończy swój bieg w Rosji, przecinając wschodnią Ukrainę między obwodami ługańskim i donieckim.

- Rosjanie w przestrzeni operacyjnej najwyraźniej chcą walczyć w łuku rzeki Doniec, który najpierw idzie na wschód od Charkowa, później na południe, a jeszcze później na wschód w kierunku Ługańszczyzny. Tym samym chcą wymusić na Ukrainie przeprawy ukraińskich rezerw na drugi brzeg. Mając kontrolę ogniową w tamtym rejonie, chcą zadawać im coraz większe straty. I zmuszać ukraińskie jednostki do wycofania się za rzekę - ocenia ppłk rez. Maciej Korowaj. Jak podkreśla, na tym kierunku to rzeka Doniec wyznacza obecnie rozkład gry.

- Co chcą osiągnąć Rosjanie ofensywą, którą postrzegam bardziej jako tzw. zwrot zaczepny? Na północ od rzeki chcą wciągnąć do walki część ukraińskich odwodów, z kolei na południu od rzeki wiązać kolejne. Tak jak Ukraińcy zniszczyli w ubiegłym roku rosyjskie przeprawy na wschód od Izium, Rosjanie chcą to powtórzyć tylko w drugą stronę. Rosjanie niekoniecznie mogą tam wykonywać uderzenia przełamujące, ale bardziej absorbujące uwagę ukraińskich rezerw – uważa ekspert rosyjskiej taktyki wojennej.

Zdaniem płk. rez. Piotra Lewandowskiego, działania ofensywne Rosjan pod Kupiańskiem przełomu nie przyniosą.

"Pierwszy ruch wykonali Rosjanie"

- Rosjanie, gromadząc ponad 100 tys. żołnierzy, chcą zmusić Ukraińców do utrzymywania bardzo silnych odwodów w tamtym rejonie. Moim zdaniem, główny powód, dla którego te odwody nie ruszyły na kierunku bachmuckim i zaporoskim, to właśnie rzesza rosyjskich jednostek na północy. Ukraińska armia dysponuje podobną liczbą żołnierzy, którzy czekają na odpowiednią chwilę, by wejść do walki – ocenia były weteran misji w Iraku i Afganistanie.

W jego ocenie, obie strony się szachują i czekają na ruch ze strony przeciwnika. - Na chwilę obecną wygląda, że pierwszy ruch wykonali Rosjanie. Nie sądzę jednak, żeby uzyskali znaczące powodzenie. Celem minimum jest zapewne upośledzenie ofensywnych zdolności Ukrainy i utrzymanie pozycji pod Bachmutem. A celem maksimum jest być może dokonanie przełamania ukraińskiej obrony. Biorąc pod uwagę stosunek sił i zdolności obu armii, zdziwiłbym się, gdyby Rosjanom udało się Ukraińców tam znacząco przełamać - podsumowuje nasz rozmówca.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainiebachmutrosja atakuje donbas
Wybrane dla Ciebie