Pogrzeb Benedykta i kazanie Franciszka. "Zaskakujące i może dziwić" [OPINIA]
Świat pożegnał papieża emeryta Benedykta XVI. Jednak to nie subtelności rytuałów, słów i gestów, mające podkreślić, że oto żegnany jest papież emeryt, emerytowany biskup, wywołują w Warszawie kontrowersje, a kazanie Franciszka. Nad Wisłą, bo póki co w Niemczech, ojczyźnie Benedykta, komentarze są pozytywne bądź neutralne.
Komentatorzy wytykają Franciszkowi, że kazanie było słabe, nijakie i właściwie mogłoby być wygłoszone na pogrzebie każdego. Tomasz Terlikowski punktuje Franciszka, pisząc, że zabrakło mu klasy i właściwie wszystkiego, w tym słów, ukazujących "następstwo, szacunek, pokorę wobec poprzednika".
Niemniej surowo papieska homilię ocenił ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, według którego zabrakło osobistych refleksji - "(...) byle szybko odfajkować, aby watykański supermarket znów mógł zostać otwarty".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Tu spocznie papież Benedykt XVI. Symboliczne miejsce dla Polaków
Po ludzku takie reakcje są jak najbardziej zrozumiałe, tym bardziej, że w pamięci wielu jest jeszcze kazanie, które wygłosił kard. Joseph Ratzinger na pogrzebie Jana Pawła II. A był to właściwie teologiczno-biograficzny panegiryk słusznej długości, w którym Joseph Ratzinger jako dziekan kolegium kardynalskiego wspominał najważniejsze etapy życia Karola Wojtyły/Jana Pawła II.
Nie do końca wyjaśniony status Benedykta
Różnic było wiele, tyle tylko, że kardynał Ratzinger żegnał zmarłego papieża po bardzo długim pontyfikacie i doskonale wpisał się - nie bez przesady można powiedzieć - w globalne oczekiwania. I znów, można w kontekście dzisiejszych kontrowersji uznać, że Franciszek być może czegoś nie powiedział albo powiedział za dużo. Dziś żegnano nie zmarłego papieża, a byłego papieża, którego status nie był do końca wyjaśniony na wielu płaszczyznach.
Owszem, w kazaniu Franciszka na próżno szukać peanów na cześć Benedykta, katalogu zasług, czy solennego dowartościowania. Owszem, to kazanie jest zaskakujące i może dziwić swoją oszczędnością, choć zasadniczo kazania Franciszka do długich nie należą. Owszem, biorąc pod uwagę wyjątkowość sytuacji i kryzys papiestwa, a także krytyczne komentarze, jakie pojawiały się po śmierci Benedykta XVI, można było się spodziewać, być może nawet oczekiwać, że Franciszek dokona spektakularnej apologii rzeczywiście niedocenianego pod wieloma względami pontyfikatu.
Stało się jednak inaczej, Franciszek zdecydował się na bardziej subtelne i delikatne odniesienia do Benedykta. Bazując na ewangelicznych obrazach, fundamentalnych wręcz dla chrześcijan nadziei, przywoływał również wypowiedzi Benedykta XVI z jego encyklik, choć skoncentrował się na przekazaniu nadziei i dziękczynienia. - Jak kobiety z Ewangelii przy grobie, jesteśmy tutaj z wonnościami wdzięczności i namaszczeniem nadziei, aby jeszcze raz okazać mu miłość, która nie ginie; chcemy to uczynić z tym samym namaszczeniem, mądrością, łagodnością i oddaniem, jakimi potrafił obdarowywać przez lata - mówił.
Niesprawiedliwa ocena
Kazanie jak kazanie, można z nim polemizować i dobrze, że papieskie przemówienia nie są łykane jak prawda objawiona z nieba, z którą w najlepszym wypadku nie wypada polemizować, czy krytykować. Kiedyś kazania papieża w Polsce, szczególnie Jana Pawła II, traktowane były, a przez niektórych dalej są traktowane, jak dobro narodowe niepodlegające jakimkolwiek krytycznym uwagom pod groźbą publicznego linczu. Dziś jest na szczęście inaczej. Każdy ma prawo czuć niedosyt po kazaniu Franciszka, jak i zupełnie zignorować to, co papież rzeczywiście wygłosił i czy to, co powiedział, koresponduje z tym, kim właściwie był Benedykt.
Bez jakiegokolwiek roszczenia do nieomylności powiedziałbym, że jakkolwiek po ludzku można odczuwać brak niektórych słów czy gestów ze strony Franciszka, o tyle co do treści rzekłbym, że to kazanie było jak najbardziej Benedyktowe, w jakimś sensie niemieckie, choć może niezbyt bawarskie - krótkie, na temat i przyzwoite. Czy serdeczne i poruszające zmysły? Niech każdy sam oceni.
Kazanie, w tym szczególnie pogrzebowe, jest formą ewangelizacji, a nie pomnikiem budowanym dla poprawy humoru.
Jako ktoś, dla kogo zarówno papiestwo, jak i osoba Franciszka są ambiwalentne, z przykrością odnotowuję, że tak ważna uroczystość staje się powodem do niesprawiedliwej oceny kaznodziei i pretensji, które chociaż na chwilę powinny zamilknąć. Również z szacunku do poprzednika Franciszka.
Dla Wirtualnej Polski Dariusz Bruncz
Dariusz Bruncz, redaktor naczelny ekumenizm.pl, publicysta Wirtualnej Polski, autor rozprawy doktorskiej "Tożsamość duchowa Europy w pismach Josepha Ratzingera / Benedykta XVI" (Instytut Germanistyki UW, 2018).