"Podwórko lisa" bez cenzury. "Wiedziałam, że jako kobieta muszę coś z tym zrobić"
Pili poprosiła mamę o mydełko. - W twoim wieku ja już sama zarabiałam na życie - usłyszała. I dziecko zaczęło pracować. Szybki seks na stojąco - 3 tys. szylingów, to mniej niż 5 zł. Dłuższy, w pokoju z brudnym łóżkiem - 4-5 tys., czyli ok. 8 zł.
- A teraz zamknij oczy - usłyszała siostra Cecylia Bachalska, kiedy kilka lat temu po raz pierwszy zajrzała na "podwórko lisa". - Zamknij oczy, bo tutaj dzieje się dużo zła.
Cecylia jest pielęgniarką i wraz z grupą Dobrego Samarytanina odwiedzała chorych w ich domach. Mogłaby dalej skupić się tylko na tym - dzielnica jest uboga, ludzie chorują, pomocy nigdy za wiele.
Ale nie zamknęła oczu. Zobaczyła "podwórko lisa" takim, jakie ono jest. Bez cenzury.
- Wiedziałam, że jako kobieta muszę coś z tym zrobić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
***
Uwanja wa Fisi - "podwórko lisa" albo w dosłownym przekładzie z suahili: "pole hien" - to najuboższa część dzielnicy Tandale w tanzańskim Dar es Salaam. Praca seksualna, choć nielegalna, jest tu powszechna. Także na uwielbianym przez zachodnich turystów Zanzibarze, gdzie seksturystyka kwitnie od lat.
Dorosłe kobiety, nastolatki i małe dziewczynki czasem są zmuszane do tego przez innych, czasem przez życie. Nawet te kobiety, którym pozornie wiedzie się lepiej i uczą się na uniwersytetach, idą czasem na ulicę, żeby mieć na podstawowe produkty.
To problem w wielu krajach Afryki. Szczególnie w Afryce Subsaharyjskiej brakuje pracy i perspektyw, a jednocześnie poszczególne państwa mierzą się z błyskawicznym przyrostem populacji (w Tanzanii co roku rodzi się 2,2 mln dzieci). Seks za pieniądze to często najszybszy i najłatwiejszy sposób na zarobek. I choć w większości krajów Afryki, tak jak w Tanzanii, jest zakazany, to władze przymykają na to oko.
Tak jest też na "podwórku lisa". Zachodnich turystów tu nie ma, ale klientów nie brakuje. W Tandale działa duży targ i część handlarzy oraz dostawców regularnie przyjeżdżających do stolicy, idzie do Uwanja wa Fisi.
To nie dzielnica czerwonych latarni w Amsterdamie, położona nad urokliwym kanałem i rozświetlona neonami. Tutaj jest tylko błoto, smród i szarzyzna. Nie ma betonu, a ubita ziemia, po której walają się śmieci.
Można by powiedzieć, że Bóg opuścił to miejsce, gdyby nie to, że właśnie tu, drzwi w drzwi, stoi kościół. Niewielki, bez ławek, z wiatrakami wiszącymi tuż nad głowami wiernych.
- Kobiety tutaj rzadko się modlą. Mówią, że się wstydzą. Ale proszą, żeby się modlić za nie. Pytają, jak się wyrwać z prostytucji - mówi pastor Paul Kaisi.
Zaprasza do swojego gabinetu - malutkiego, ciemnego pokoju, w którym nie ma okien. I opowiada.
Jak jeszcze kilka lat temu kobiety stały tutaj nago na ulicy.
Jak wszyscy mają gdzieś, że dorośli mężczyźni płacą za seks dzieciom.
Jak państwo nic z tym nie robi.
***
Raz tylko policja narobiła szumu. Były kamery, dziennikarze, telewizja. Akcja! Funkcjonariusze przywieźli cegły, żeby zamurować drzwi wejściowe do pokoi, w których pracowały kobiety. Obrazki w TV były efektowne i zobaczyła je cała Tanzania.
Zobacz także
Ale miejscowi tylko pukali się w czoło. Dobrze wiedzieli, że to nic nie zmieni - policja odegrała przedstawienie i odjechała. Pokoje miały tylne wejścia.
Pastor Kaisi: - Policjanci czasem zabierają kobiety na posterunek. Ale tam one dają im w łapę i wracają.
Siostra Cecylia: - Kiedyś widziałam, jak policjanci zapakowali do samochodu kilka dziewczyn. Zanim odjechali, podszedł do nich alfons. Staliśmy z pastorem przed drzwiami i on powiedział: "Niech siostra zobaczy, teraz alfons da temu policjantowi pieniądze". I rzeczywiście tak zrobił.
Wizyty policji nie są dla nikogo zaskoczeniem, kobiety zazwyczaj wiedzą o nich z wyprzedzeniem. Naloty najczęściej są w piątki. Mówi się tutaj, że policjanci po prostu zbierają fundusze na weekend. Kasę z łapówek wydają potem w barach.
***
Siostra Cecylia też zagląda tu w piątki. Zwłaszcza wieczorem, kiedy nie ma już lekcji w szkole i dzieci rozchodzą się do domów. Albo idą na "podwórko lisa".
Najmłodsza dziewczynka, którą siostra próbowała wyciągnąć z pracy seksualnej, chodziła jeszcze do podstawówki. Trzy tysiące szylingów, które brała za seks na stojąco, to dość, żeby kupić mydełko, którego nie chciała jej dać mama. Albo długopis. Lub podpaski.
W okolicy wielu rodziców nie stać na to, żeby kupić córce podstawowe środki higieniczne. Dlatego ze zużytych ubrań, choćby ze starej spódnicy, dziewczynki robią sobie podpaski same.
- To jest nie do pomyślenia. Podpaski, taka normalna, przyziemna rzecz, a tutaj nawet z tym jest problem - mówi Cecylia.
Jest też inne wytłumaczenie. Może niektóre rodziny stać na zakup podpasek, ale część dziewczynek, tak jak Pili, słyszy od mamy, że ta w jej wieku już sama zarabiała.
- Dzieci uczą się prostytucji od matek i później same się sprzedają - mówi pastor Kaisi.
Uczą się, bo nie znają innego świata. Tutaj dorastają. Tu śpią, jedzą, bawią się i śmieją. Pokoje, w których ich matki uprawiają seks za pieniądze, to ich domy.
Koszt wynajęcia takiego pokoju od alfonsa to 3 tys. szylingów dziennie. Warunki są fatalne - nie ma wody ani światła. Jedyne, co jest, to obskurny materac. Jak przychodzi klient, mama wyprowadza dziecko na zewnątrz. Maluchem zajmuje się wtedy inna kobieta, która akurat nie ma klienta. A potem na odwrót. Dzieci wędrują od drzwi do drzwi.
Zobacz także
***
Plaża. Siostra Cecylia podnosi kamień i ze złością ciska nim w Ocean Indyjski. Kamień jest lekki, ciężarem nie dorównuje temu, co się dzieje na "podwórku lisa". Cecylia mówi, że to i tak pomaga: - Pracuję nad tym, żeby samej sobie wybaczyć to, że nie wszystkim kobietom udaje się pomóc.
Ta pomoc to syzyfowa praca. Nie ma tylu kamieni, żeby zrzucić z siebie ciężar wszystkich historii. Dziewczynek oferujących seks za pieniądze, żeby mieć na mydełko albo podpaski. Dorosłych kobiet - żeby starczyło na jedzenie albo studia dla córki. A czasem po prostu dla szybkiego zarobku.
Najbardziej boli bezradność. Robisz, co możesz, i widzisz już światełko w tunelu. Jest coraz bliżej, coraz jaśniejsze. Tyle przeszłaś, tyle widziałaś, w końcu wszystko zaczyna się układać, w końcu przychodzi potwierdzenie, że to ma sens. I nagle ciemność.
Tak było z Pili, dziewczynką ze szkoły podstawowej, której nie udało się wyciągnąć z "podwórka lisa".
- Powiedziała, że ma klienta i musi iść - mówi Cecylia.
Inna kobieta, w wieku ok. 50 lat, chciała z Cecylią czytać Biblię. Nie zdążyła. Którejś nocy ktoś się zakradł do jej pokoju i ugodził nożem w brzuch. Gdy Cecylia dotarła do szpitala, lekarz powiedział, że kobieta wypisała się na żądanie i poszła z jakimś mężczyzną. Zmarła niedługo potem.
Zobacz także
Kolejna dziewczyna ukończyła kurs psychologii. Trzy lata nauki. Miała już dyplom, mogła zacząć nowe życie. Sky is the limit, jak mówią Amerykanie. Ale wróciła na "podwórko lisa". Mówiła, że tak zarobi szybciej i więcej.
Tutaj Cecylia, energiczna 65-latka, która ze swadą opowiada o wszystkim, co się tu dzieje, jakby chciała, żeby świat w końcu usłyszał, robi pauzę. Szuka słów. Ale słów jest niewiele.
- Pamiętam twarz tej kobiety. Rozmawiałam z nią, to inteligentna osoba. Pracował nad nią zespół ludzi. A ona postanowiła wrócić do punktu zero. Nie mogłam tego zrozumieć.
***
Stukot maszyn do szycia niesie się po całej sali.
Kobiety, które chcą coś zmienić w swoim życiu, mogą przyjść tutaj - do Salome. To wybudowane ze środków "Polskiej pomocy" przy Ministerstwie Spraw Zagranicznych RP centrum wsparcie kobiet żyjących w Tandale. Pod okiem kadry wyszkolonej do pracy z osobami w trudnej sytuacji kobiety mogą tutaj zdobyć zawód krawcowej lub hafciarki.
Chętnych nie brakuje. Trzy rzędy, każde miejsce zajęte. Na tablicy napis "instrukcja spódnicy".
Niektóre kobiety były analfabetkami, więc zorganizowano dla nich również kurs czytania. Potem część z nich, wspomina Cecylia, kupiła sobie gazetę - tylko po to, żeby trzymając ją w dłoni, dumnie przejść się ulicami Tandale. Pokazać, że potrafią już czytać.
Szybki kurs szycia trwa 3 miesiące, dłuższy - 2 lata. Na zajęcia przychodzą też kobiety z "podwórka lisa". Początkowo był problem, co zrobić z ich dziećmi, kiedy mamy są na zajęciach. Ale szybko go rozwiązano - umieszczono je w przedszkolu Mapera, także wybudowanym ze środków "Polskiej pomocy".
Do przedszkola chodzi dziś ok. 40 dzieci z Uwanja wa Fisi. Wszystkie dzieci mogą tu zjeść śniadanie i obiad. Uczą się alfabetu i angielskiego. Rodzice są zachwyceni, marzą, żeby wybudowano tu też szkołę podstawową. W pobliżu są już dwie, ale rodzice utyskują na ich poziom. Mówią, że dzieci tracą tam wiedzę, którą zdobyły w przedszkolu.
Zobacz także
Środowisko jest trudne, ale Cecylia nie narzeka. Dzieci, które się z nią witają i zaczynają tańczyć i śpiewać przy swoich ławkach, dają siłę.
- Ludzie widzą, że tu się dzieje też dużo dobra. Nigdy nie spotkałam się z żadną agresją. Dzieciaki, które nieraz siedziały na uliczkach w tej dzielnicy, teraz chodzą ulicami w ubrankach z napisem "Mapera Kindergarten" - mówi.
***
Najważniejsze - nigdy się nie poddać. Nawet jak zapanuje ciemność, to gdzieś dalej tli się światło.
Magreth była jeszcze młodsza niż Pili. Miała 9 lat, gdy pierwszy raz dostała pieniądze za seks. Kiedy pastor Kaisi ją poznał, pracowała seksualnie już od 10 lat. Ponad połowę życia. Przypadek stracony.
I wtedy coś w niej pękło. Banalna historia - zaczęła pojawiać się w kościele, śpiewać w chórze. Coś innego. Nowe zajęcie. Pojawił się mężczyzna. Jeden, nie cały tabun. Nie dawał pieniędzy, tylko poczucie bezpieczeństwa. Wzięli ślub, mają dwójkę dzieci. Do dziś są razem.
- Praca tutaj jest bardzo trudna. Nie dostaję za to żadnych pieniędzy, nie pomaga mi to w utrzymaniu rodziny. Ale takie historia jak ta, napędzają, żeby działać - mówi pastor Kaisi.
Tego typu przypadki to jednak rzadkość. Częściej jest zawód, rozczarowanie. Ale też empatia. Cecylia opowiada, co się w niej zmieniło przez lata pracy z kobietami z "podwórka lisa".
- Tutaj nauczyłam się, że życie jest bardziej złożone, niż nam się wydaje. Że nie jest tak, że można siedzieć sobie za biurkiem i wszystko wiedzieć. Problem prostytucji postrzegam teraz jako dużo bardziej skomplikowany. Składają się na niego różne czynniki - bieda, brak edukacji, brak dostępu do różnych informacji, niemoc, czasem też jakiś rodzaj pasywności, podążania najłatwiejszą ścieżką. Życie to bryła różnych problemów. Tak dużo zależy od tego, gdzie się urodziła dana osoba, w jakiej rodzinie, w jakiej sytuacji materialnej.
Zobacz także
Nad brzegiem oceanu zastanawia się, co mogła zrobić lepiej. Może nic. Ale to nie jest odpowiedź. Z tym nie można się pogodzić.
- Mam w sobie taki wewnętrzny ból, że w takim a takim przypadku może za mało zrobiłam. Ale z drugiej strony sama moja obecność w tym miejscu, rozmowa z kobietami, nawet zostawienie ich z informacją, że mamy centrum Salome i mogą tam przyjść, jak nie teraz, to kiedyś, jak zmienią zdanie - to dla mnie ważna sprawa.
Pragnienie? - Jak najbardziej pomóc. Chciałabym, żeby kobiety żyły w godności.
Łukasz Dynowski, dziennikarz Wirtualnej Polski