Jeszcze chwila, a tu się uspokoi
Tam kończy się zielona strefa - Mohamed pokazuje szkielet budynku kilkadziesiąt metrów stąd. Za nim zaczyna się prawdziwa Somalia. A prawdziwa Somalia jest w całości strefą czerwoną.
Siedzimy na dachu.
- Tam, widzisz?
- Co by się stało, gdybym tam poszedł? - pytam.
Może nic. A może wszystko. Porwanie helikoptera ONZ, porwanie dwóch amerykańskich żołnierzy Navy SEALs, zamach samobójczy w stolicy, w którym ginie 5 osób, atak na teren lotniska, w którym ginie pracownik ONZ to tylko najgłośniejsze incydenty, które miały miejsce na przestrzeni kilku dni przed moim przyjazdem do Mogadiszu.
- Nigdy nie wiesz, czy ktoś, kogo spotkasz na ulicy, nie wyciągnie nagle pistoletu - mówi Mohamed.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Budynków takich jak ten, który wskazuje, jest tutaj sporo. Na razie to szkielety, tak jak cała stolica wydaje się być jednym wielkim szkieletem. Nie wiadomo, czy obrośnie w mięśnie i skórę, czy może jednak zaraz się rozpadnie rozerwana przez kolejny wybuch.
Mohamed wierzy, że nie. - Miasto się rozwija. Jeszcze dwa, trzy lata i pozbędziemy się AS.
To "jeszcze" to historia najnowsza Somalii. Jeszcze chwila i się uspokoi. Jeszcze trochę i grupa, która terroryzuje kraj, a której nazwy Mohamed nie wypowiada, zniknie z życia Somalijczyków. Przyjadą turyści. Ludzie z całego świata będą się przechadzać zjawiskową plażą Lido i kąpać w turkusowym oceanie. Jeszcze tylko moment.
Patrzymy tak przez chwilę na skąpane w słońcu Mogadiszu - stolicę najbardziej niestabilnego kraju świata w 2023 roku według Fund for Peace (na 120 możliwych punktów Somalii przyznano 111,9), w którym wizytę odradzają wszystkie rządy świata.
A rano pojedziemy za zieloną strefę.
Zobacz także
CZERWONA STREFA
Masz kilkanaście minut.
W państwie, w którym za chwilę będzie normalnie, względy bezpieczeństwa nie pozwalają na więcej. Kilkanaście minut na rozmowy z uchodźcami w obozie w czerwonej strefie - na poznanie ich historii, na zamknięcie ich życiorysów w kilku zdaniach.
Jak w ziarnku piasku.
Przeklęty ciid. Wokół ust, na rzęsach, pod powiekami - mała dziewczynka ma go wszędzie. Niesiony przez porywisty wiatr ciid, czyli po somalijsku piasek, sunie przed jej twarzą jak śnieg w trakcie zamieci. Sunie przed twarzą jej mamy, przed twarzą kobiety z namiotu obok, przed setkami innych twarzy. W tle kolorowe namioty, targane przez wiatr, chodzą na wszystkie strony.
Scena jak ze snu: wszystko się rusza, cała materia jest ożywiona, tylko ludzie tkwią w bezruchu. Ale to nie sen, tylko ich życie, a czas, niczym piasek w klepsydrze, leci nieubłaganie. Zaraz będzie sygnał, że to już, czas minął, pora zmienić lokalizację.
Więc szybko.
Naima Omar Awais: 28 lat, mąż zginął w wypadku. Ile straciła, da się wyczytać z twarzy: kamiennej, nieprzepuszczającej nic ponad smutek. Czasem komuś posprząta, coś przepierze, zarobi dolara, może dwa dolary dziennie i to ma wystarczyć na nią i dwójkę dzieci, brzdące, twarze gładziutkie, a też już z kamienia.
Salaado Wehliye Idow: sąsiadka Naimy, przed nią wiadro, w wiadrze wszystko, co ma - przezroczysty kubek, jakieś garnki - dostała od innych. Są w tu w piątkę, wtula się w nią wnuk, babcia opiera się o namiot, ręce opuszczone, czasem jeszcze się dźwigną, ale tylko po to, żeby zaraz ciężko opaść i podkreślić beznadzieję. - Nie mamy co jeść. Nie mamy żadnego wsparcia, nie licząc wody od Polskiej Akcji Humanitarnej.
Dlatego Salaado robi ostatnią rzecz, której można by się spodziewać w obozie dla uchodźców. Żebrze. Nie ma nic i błaga o pomoc innych, którzy też nie mają nic.
Zanim zaczęła błagać ludzi, błagała niebiosa. O deszcz. To dlatego jest w obozie. Bo deszczu nie było, było tylko to, co dręczy Somalijczyków od dekad. Abaar - susza.
Każdej suszy ludzie tutaj nadają osobne nazwy. Na przykład Gaag-ma-reebto - "taka, która wymiotła niemal wszystkie żywe organizmy".
Ją wymiotła z domu. Słońce wypaliło wszystkie uprawy, a nie mając dokąd iść, Salaado przyszła tutaj - tu, gdzie jest cień szansy, że ktoś - rząd? organizacje międzynarodowe? - pomoże. Że ktoś usłyszy krzyk - niemy, bo przecież nikt nie ma tutaj siły krzyczeć naprawdę; że świat się zainteresuje. Jeszcze tylko moment. Jeszcze chwila i ktoś na pewno nadejdzie z pomocą.
Osman Abdi Nur: żył z hodowli zwierząt. Jak ostatnie wielbłądy zostały zabrane przez abaar, to życie się skończyło, a zaczęło trwanie, przykuty do wózka, głowa spuszczona, próbuje łapać cień w namiocie, ma 55 lat i sporo pamięta, o suszy mówi: - Bardzo długa i ostra w porównaniu z poprzednimi latami.
Przedłużająca się susza nosi nazwę Dabadheer - "taka, która ma długi ogon".
Naima: ona jedna z tej trójki nie wylądowała w obozie przez abaar. Przeciwnie. Kiedy miliony Somalijczyków modliły się o deszcz, znowu - niczym w jakimś złym śnie - wydarzyła się katastrofa.
Zaczęło padać.
Zobacz także
WODA i GŁÓD
W Somalii wszystko jest ekstremalne, klimat też. Potworne susze są przetykane straszliwymi powodziami. W porze deszczowej, która występuje od końcówki marca do czerwca i na którą Somalijczycy mówią "gu", regularnie dochodzi do powodzi błyskawicznych.
Ale tym razem klęska wystąpiła w deyr - też porze deszczowej, ale tej słabszej, między październikiem a grudniem.
Pod koniec 2023 roku ta słabsza pora deszczowa przyniosła najgorszą powódź od dziesięcioleci. Ucierpiało w sumie - jak podał somalijski rząd - 2,4 mln ludzi, woda zniszczyła uprawy, spowodowała śmierć ponad 100 osób i niezliczonej liczby zwierząt, a co najmniej pół miliona Somalijczyków, w tym Naimę, zmusiła do opuszczenia swoich domów.
- To jak nieustanne bombardowanie wstrząsami klimatycznymi - mówiła Laura Turner, zastępczyni dyrektora Światowego Programu Żywnościowego (WFP) Somalii, której oświadczenie zamieszczono w listopadzie na stronie internetowej WFP.
Wody już opadły, ale Somalia nie ma wytchnienia. Tutaj jeden kryzys przechodzi w drugi. Kiedyś występowały rzadziej, raz na kilka lat. Teraz zbliżają się do siebie, poutykane ciasno jak namioty uchodźców w obozach.
Przeszła więc woda, a przyszły cholera, malaria i inne choroby, które pojawiają się po powodziach w Afryce. A na końcu tego okrutnego łańcucha jest on - ten, który kroczy przez Somalię od dziesięcioleci, zawsze żywy i zawsze uśmiercający.
Głód.
- Reakcja rządu na powódź była szokująca. Ludzie w niektórych regionach, odcięci od świata przez wodę, nie otrzymali żadnej pomocy. W środkowej Somalii były miejsca, gdzie dzieci jadły trawę. I umierały z głodu - mówi Hassan Istiila, dziennikarz Hiiraan Online, jednego z najpopularniejszych portali internetowych w Somalii.
Dr Amina Sheikh Hassan, wicedyrektorka Banadir Hospital, największego szpitala w kraju: - Jak jest powódź, to przybywa przypadków cholery, jak jest susza, rośnie liczba osób niedożywionych. Nie tylko wśród dzieci, ale też matek. Przyjmujemy matki z anemią. Mamy przypadki obumarcia płodu. Tylko w grudniu 2023 roku co tydzień przyjmowaliśmy 150 dzieci z niedożywieniem. Niektóre z nich miały dodatkowo cholerę, niektóre - zapalenie płuc.
To przekleństwo Somalii. W wielu zakątkach świata ekstremalne kryzysy wybuchają nagle - wojny w Ukrainie, Gazie czy Sudanie. Somalia jest w ekstremalnym kryzysie od 30 lat.
Jeśli wierzyć statystykom, jest lepiej. Ale trudno w to wierzyć, kiedy statystyki są takie jak te. W 1992 roku w wyniku suszy i głodu w Somalii zmarło ok. 300 tys. ludzi. Najnowsze dostępne dane, za rok 2022, mówią, że z powodu suszy zmarło ok. 43 tys. osób. Co najmniej połowa to dzieci poniżej piątego roku życia.
- To nadal niedorzeczna liczba. Nie jest to z całą pewnością dobry wynik. Ale jednocześnie widać postęp - mówi Liam Kelly z somalijskiego oddziału Dyrekcji Generalnej Komisji Europejskiej ds. Pomocy Humanitarnej i Ochrony Ludności (ECHO),
Postęp dokonuje się między innymi za sprawą organizacji humanitarnych. Jest tu ich wiele, a wśród nich Polska Akcja Humanitarna, który zaspokaja najpilniejsze potrzeby w obozach dla uchodźców - dostęp do wody, w ramach projektu finansowanego przez Unię Europejską, oraz do infrastruktury sanitarnej. W obozach w regionie Banaadir, którego stolicą jest Mogadiszu, działają też promotorki higieny PAH. Pracują dwa dni w tygodniu i mają różne zadania, np. nauczyć ludzi, jak prawidłowo myć ręce przy użyciu mydła.
To działania od podstaw, ale tylko tak możliwy jest postęp. Śmiercionośne choroby, które rozwijają się tutaj m.in. z powodu problemów z higieną, trzeba zdusić w zarodku. - Ludzie zaczynają rozumieć, jak ważna jest higiena. Liczba przypadków cholery spadła niemal do zera, a dzięki latrynom postawionym przez PAH zniknął problem defekacji w otwartej przestrzeni - mówi promotorka higieny Hiddaye Muhammed Ibrahim.
Warunki są trudne, ale Hiddaye pali się do pracy. Chce przenosić góry: - Mój cel to zmienianie Somalii. Chcę, żeby było tutaj tak, jak w innych miejscach na świecie.
TWIERDZA
Wieczorne niebo nad zieloną strefą rozświetlają pociski moździerzowe. Potem seria z karabinu - jedna, druga - i jakieś pojedyncze strzały.
W innych miejscach na świecie, o których marzy Hiddaye, kogoś by to zaniepokoiło. Ale nie tu. Ludzie snują się po ulicy, chłopcy na placu budowy nie przerywają pracy. Dopiero po chwili - kiedy wybija godzina - każdy po kolei odkłada robotę, staje na pięciu ułożonych obok siebie cegłach i na chwilę zastyga. Potem pada na kolana i bije czołem o te cegły. Modlitwa trwa, mieszają się głosy imamów z pobliskich meczetów, a Mogadiszu - mimo latających nad głową pocisków - wydaje się tego wieczoru wyjątkowo spokojne.
Ci, którzy tu mieszkają, pytani o moździerze i strzały machają ręką: nie przejmuj się, to tylko ćwiczenia w zielonej strefie.
To twierdza. Roi się w niej od betonowych zapór, chroniących przed wybuchami barier Hesco, wieżyczek strzelniczych, checkpointów, uzbrojonych pojazdów i wojska. Są tu m.in. somalijska armia i ATMIS, czyli siły Unii Afrykańskiej, które od lat próbują pomóc zaprowadzić pokój w Somalii. Wszyscy - uzbrojeni po zęby - pilnują lotniska, ambasad i siedzib organizacji międzynarodowych, gotowi na wszystko, co może strzelić do głowy straceńcom z AS.
Grupa, której nazwy Mohamed nie wypowiada, to Ruch Młodzieży Mudżahedińskiej, znany wszystkim jako Asz-Szabab. Czyli - mówiąc krótko - Młodzież.
Asz-Szabab sieje spustoszenie w Somalii od momentu powstania w 2006 roku. Powiązana z Al-Kaidą grupa walczy o przejęcie władzy nad krajem, w którym chce wprowadzić prawo szariatu. Walczy tak, jak to robią terroryści na całym świecie: atakując siedziby władz, mordując przypadkowych cywilów, wysadzając się w powietrze w samobójczych zamachach.
Nie jest ich wielu (dziś to 10-15 tys. bojowników), ale są nieobliczalni. Nigdy nie wiesz, kiedy i z jakiej nory któryś z nich wyskoczy. Jeden, a może kilku. Nie wiesz, kiedy zaatakują hotel przy plaży, kawiarnię, budynek rządowy, lotnisko, a może coś jeszcze w zielonej strefie.
Cel Młodzieży? Zabić i rządzić.
Zobacz także
To Asz-Szabab stoi za największym zamachem w historii kraju - 14 października 2017 roku w pobliżu zielonej strefy eksplodowała ciężarówka, w której było 350 kg materiałów wybuchowych. Zginęło 587 osób, a 316 zostało rannych.
Znowu świat usłyszał o Somalii to, co najgorsze, znowu zobaczył płonące ulice usłane ciałami. Po przeszło 10 latach walki z Asz-Szabab szkielet, który powoli obrastał już w mięśnie, znów częściowo się rozpadł.
***
Wszędzie cierpienie, głód, śmierć i ta jedna myśl, która nie może się odczepić: ale tu pięknie.
Somalia, w której zdają się kumulować wszystkie katastrofy świata, jednocześnie zapiera dech. Ma najdłuższą linię brzegową na stałym lądzie Afryki (3333 km długości, o 883 km więcej niż uwielbiany przez turystów Egipt; więcej w Afryce ma tylko wyspiarski Madagaskar - 4878 km).
Kiedyś Mogadiszu nazywano "perłą Oceanu Indyjskiego". W latach 70. ubiegłego wieku miasto było tyglem kultur. Tryskało kolorami, mężczyźni chodzili po ulicach w dżinsach albo krótkich spodenkach, kobiety odsłaniały ramiona, a turyści z Afryki Wschodniej przyjeżdżali, żeby cieszyć się szerokimi plażami i pięknym oceanem.
Potem zaczął się rozpad, którego kluczowy moment nastąpił w 1991 roku. Wojujący z innymi klanami - a na klanowości opiera się całe somalijskie społeczeństwo - prezydent Siad Barre, czując, że pali mu się grunt pod nogami, wsiadł do czołgu i uciekł z kraju, a Somalia pogrążyła się w chaosie wojny domowej. Zaczęły się pogłębiać podziały między klanami, konflikty zaczęły przybierać coraz bardziej sfragmentaryzowaną i chaotyczną formę - i trwają do dziś, z udziałem Asz-Szabab, klanów i innych pomniejszych grup.
To już ponad 30 lat walk. Kilka dekad suszy. Dlatego Somalijczycy mają dość. Dość takiej Somalii i takich obrazków w światowych mediach. Dość doniesień o tym, ile ludzi zginęło w zamachu, a ilu zmarło z głodu.
- Skąd jesteś? O czym chcesz pisać?
- Z Polski. Ogólnie o Somalii.
- Ale co? To będzie coś negatywnego?
- Będzie trochę o wszystkim.
- Gdzie to będzie można zobaczyć? Napisz mi nazwę w telefonie.
Zobacz także
Chłopak na plaży Lido chce wszystko wiedzieć. Położona w czerwonej strefie Lido to jedna z najniebezpieczniejszych plaż świata, nie widać tu żadnych turystów i żaden turysta nie przyjdzie tu bez eskorty.
- To będzie tekst, wideo? - chłopak nie daje za wygraną. Zanim skończymy rozmawiać, musi być pewny, że Somalia nie zostanie znowu pokazana w mediach jako państwo bezpańskie, najbardziej upadłe z upadłych.
Bashir też ma nadzieję, że w reportażu będzie coś dobrego, coś o zmianach w Mogadiszu.
Bashir Osman - legenda miasta. W 2005 roku stworzył Peace Hotel - "oazę spokoju w sercu Mogadiszu", jak można przeczytać na stronie internetowej Hotelu Pokoju. Peace znajduje się w zielonej strefie, ale żeby się upewnić, że żadnemu z gości nie spadnie włos z głowy, jest dodatkowo silnie ufortyfikowany i strzeżony przez prywatną armię Bashira. Śpią tu politycy, dyplomaci, pracownicy organizacji humanitarnych i wszyscy, którzy przyjeżdżają z zagranicy do stolicy Somalii.
Nic się im nie dzieje. Rzeczywiście panuje tu pokój, Asz-Szabab atakuje inne hotele, ale nie ten. Wszyscy się zastanawiają, jak to możliwe, z kim się poukładał Bashir, żeby przetrwać. Może z każdym, może z nikim – to tajemnica, którą zachowuje dla siebie. A zarabia na swoim biznesie grube pieniądze - nie tylko na samym hotelu, ale też na usługach ochroniarskich. Ludzie pod bronią, opancerzone auta – bez tego w Mogadiszu ani rusz, więc zachodni goście płacą Bashirowi dużą kasę, żeby w asyście żołnierzy jego prywatnej armii chociaż na chwilę opuścić mury hotelu, zobaczyć plażę Lido, pójść na targ rybny.
A on opowiada o tym, jak tu bezpiecznie.
- Kiedyś wszystkie zachodnie media pisały o Mogadiszu: najbardziej niebezpieczne miasto świata. Już tak nie jest i nie sądzę, abyśmy wrócili do tych czasów. Somalia jest otwarta na biznes, przyszłość rysuje się w jasnych barwach - mówi.
Można w to uwierzyć, patrząc na hotel Bashira. Czysto, schludnie, bujna zieleń dookoła, pozamiatane, kawa podana do stołu, przyjemny wietrzyk. Właściwie luksusowo.
To w środku. A na zewnątrz?
Mury są obłożone barierami Hesco. Żeby wjechać na teren Peace, trzeba pokonać trzy bramy, których pilnuje ochrona. Między pierwszą bramą a drugą zostajesz na chwilę zamknięty w potrzasku, a żołnierz z prywatnej armii Bashira wyciąga lustro inspekcyjne i robi to, co robi każdy szanujący się ochroniarz w Somalii: sprawdza, czy do podwozia samochodu ktoś nie przymocował bomby.
Za ostatnią bramą można już zaparkować, ale to nie koniec - jeszcze przejście przez bramkę i przeszukanie toreb i plecaków. A jak już się w końcu trafi do "oazy spokoju", jak się już rozsiądzie na piętrze i spojrzy na rozciągający się ocean, to terkot śmigłowca krążącego nad zieloną strefą przez pół dnia przypomina, że to nie jest jeszcze miasto turystyczne, tylko Mogadiszu.
Nie żeby Bashir nie miał racji. Sytuacja rzeczywiście się poprawia - jest bezpieczniej niż kilkanaście lat temu, kiedy Asz-Szabab rządziło stolicą. Jest więcej szans dla biznesu, szkielety budynków pną się w górę, na ulicach jest sporo restauracji, punktów usługowych, firm i firemek.
Ale Somalii nie da się zamknąć w ziarnku piasku - w tych kilku zdaniach o nadziei, które rzuca Bashir.
On sam w tej samej rozmowie z przekonaniem mówi: - Bezpieczeństwo w dużych miastach się poprawia. Ale jednocześnie zmiany klimatyczne mają destabilizujący wpływ, wraz z nimi mogą się pojawić nowe zagrożenia. Przez klimat cierpią miliony ludzi i z roku na rok jest coraz gorzej. Rząd nie może zrobić nic ponad to, co robi, potrzebna jest pomoc międzynarodowa. Trzeba działać szybko. Inaczej to będzie równia pochyła.
KIEDYŚ WSTAWIĄ TU OKNA
Dochodzi 10:00, kiedy Bashir wstaje od stołu i znika za drzwiami swojej twierdzy. - Podrzuć link - mówi i przypomina: - Niech tam będzie coś dobrego.
Potem, koło 18:00 - łup. Raz, drugi, trzeci. Znowu moździerz, gdzieś blisko, głośniej niż w poprzednich dniach. I serie z karabinów, z różnych stron.
Tym razem chyba nie ćwiczenia, chłopcy na placu budowy najwyraźniej też tak czują, bo przerywają pracę i biegną do dziury w ścianie, w którą za jakiś czas wstawią okno - będzie to kolejny nowy budynek w mieście, kolejny symbol zmian na lepsze.
Ale na razie jest dziura, a oni w napięciu patrzą przez chwilę na Mogadiszu, "perłę Oceanu Indyjskiego", które powoli przykrywa noc. I cisza. Miasto znowu zaśnie dziś spokojnie, można wrócić do pracy.
Jeden z nich odchodzi potem na bok i staje przy innej ścianie, przy innej dziurze, w którą kiedyś wstawią okno. Ktoś przez nie spojrzy i zobaczy Mogadiszu. Jakie? Żywe, martwe, w modlitwie, a może w błaganiu?
On oczy ma zamknięte, a dłonie otwarte, ręce wysuwa delikatnie przed siebie i lekko zgina w łokciach, potem zginają się kolana, aż czoło dotyka dywanu.
Kiedy głosy imamów ustaną, robi się zupełnie cicho. Gdzieś tam w mieście, które obrasta w mięśnie, snuje się Bashir. Zanim zniknął tego ranka za drzwiami swojego hotelu, nakreślił plany. Buduje właśnie fabrykę przetwórstwa rybnego. - Może przyjdzie taki dzień, że będziecie jeść w Polsce ryby z Mogadiszu - mówi.
O czym marzy? - To proste. O tym, że jak wrócisz tutaj za kilka lat, to zobaczysz coś innego niż teraz. Miasto turystyczne, kraj pełen możliwości. Mam nadzieję, że to marzenie się spełni.
Tylko Somalia musi wytrzymać. Jeszcze trochę, jeszcze chwilę.
Łukasz Dynowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Polska Akcja Humanitarna od 31 lat nieprzerwanie niesie pomoc ludziom w krajach dotkniętych głębokimi kryzysami humanitarnymi. Działania te są możliwe dzięki solidarności i finansowemu wsparciu darczyńców. Wesprzyj działania PAH!
- Wpłać poprzez stronę PAH: https://www.pah.org.pl/wplac
- Przekaż przelew na konto nr: 02 2490 0005 0000 4600 8316 8772 z dopiskiem "Somalia"