Asifa turabija. W Iraku nikt przed nią nie ucieknie
Niebo zmieniło kolor na pomarańczowy. Ściana piasku blokuje słońce. Ciężko oddychać. Tysiące ludzi w szpitalach. Wszystkie samoloty uziemione, mieszkańcy dostają zalecenie, żeby zostać w domach. To nie film katastroficzny. W podnoszącym się po dekadzie wojen Iraku to kwestia życia i śmierci. Mezopotamia, przez tysiąclecia jedno z najdogodniejszych dla ludzi miejsc do życia, doświadcza skutków zmian klimatu już teraz.
Wszędzie piach.
Nie taki, jak w nadmorskich kurortach, zalegający na deptaku czy przed pensjonatem, gdzie w klapkach, w ubraniach, w torbach ludzie przynoszą go z plaży. W Bagdadzie turab – jak mówią o nim Irakijczycy – wędruje w powietrzu. Przychodzi jako olbrzymia, wysoka czasem na ponad 2 kilometry ściana, a potem wiruje godzinami.
Krąży nad lotniskiem. Krąży nad placem Firdos, gdzie w 2003 roku Irakijczycy z pomocą Amerykanów obalili pomnik Saddama Husajna. Jest na ziemi, na samochodach, w nosie, we włosach. Od burzy piaskowej – dziewiątej na przestrzeni nieco ponad miesiąca – minęło już kilkanaście godzin, ale całe miasto jest rozmyte, jakby za brudną szybą.
Przed piaskiem nie ma ucieczki. Jest nawet w pokoju hotelowym. Na fotelu, stoliku, w umywalce. Na kołdrze, która była śnieżnobiała po wyciągnięciu z pralki, jest dość piasku, żeby palcem rysować wzory. Czujesz go w ustach przez całą noc. Budzisz się i musisz go z siebie zmyć. A potem wychodzisz z hotelu i on znów jest wszędzie.
W krótkiej perspektywie asifa turabija, czyli burza piaskowa (w klasycznym arabskim określana jako asifa ramlija) może powodować problemy z oddychaniem. W dłuższej może prowadzić do zespołu suchego oka – schorzenia, w wyniku którego powierzchnia oka jest nieprawidłowo nawilżana – i do ślepoty; do pylicy i do raka płuc. Do śmierci.
Dwie poprzednie burze spowodowały śmierć co najmniej jednej osoby, a blisko 10 tys. trafiło do szpitala z powodu problemów z oddychaniem.
Już jest źle. Wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze gorzej. Według Programu Środowiskowego ONZ Irak jest jednym z pięciu najbardziej zagrożonych skutkami zmian klimatycznych krajów na świecie. Na temperatury, które w Polsce mamy w szczycie lata, Irakijczycy machają ręką. My przy 36 stopniach Celsjusza szukamy schronienia. W Iraku przy 36 stopniach ludzie mogą trochę odetchnąć.
W Bagdadzie trafiam akurat na "chłodniejszy" dzień, ale pogoda na przyszły tydzień wygląda tak: poniedziałek – 42 stopnie, wtorek – 43, środa – 44, czwartek – 45, piątek – 46. Około 30 stopni jest w nocy. Latem temperatury przekraczają 50 stopni. Oficjalny rekord, zarejestrowany 28 lipca 2020 roku, to 51,8 stopnia Celsjusza.
Słońce w Bagdadzie, w którym mieszka 7,5 mln ludzi, jest nie do zniesienia. Irakijczycy z południa kraju na wakacje wybierają północ, np. Dahuk czy Irbil, duże, prężnie rozwijające się miasta w Regionie Kurdystanu. A ludzie z samego Kurdystanu jadą jeszcze dalej na północ – do Turcji albo do Europy.
- Na południe Iraku nikt na wakacje nie jeździ. Tam jest po prostu za gorąco – mówi Szimal, który pracuje jako architekt w Kurdystanie.
To region autonomiczny w północno-wschodniej części Iraku, złożony z trzech spośród osiemnastu prowincji tworzących cały kraj. Kurdystan jest niemal państwem w państwie, choć dziesiątki lat starań i walk nie przyniosły mu niepodległości. Ale ma swój rząd, swojego prezydenta i premiera oraz bardzo silną armię, która sprawia, że w Kurdystanie jest bezpieczniej niż w innych częściach Iraku. Tam też jest bardzo gorąco, ale nie aż tak, jak na południu.
Ekstremalne upały i burze piaskowe. To w Iraku oczywiście nie nowość – nowością jest to, jak często występują. Zwykle wiosną w Bagdadzie była jedna, góra trzy burze piaskowe na miesiąc. W tym roku od kwietnia do 25 maja było ich już dziewięć.
Nie mija doba, odkąd jestem w stolicy, gdy burza zamyka lotnisko w oddalonym o ok. 370 km Irbilu. Równolegle burza jest też w Dahuku, położonym w pobliżu granicy z Turcją i Syrią. W Dahuku ludzie mówią, że nie widzieli takiej burzy piaskowej od ponad 10 lat.
Miałem dostać się z Warszawy do Irbilu w 9 godzin i 35 minut. Do stolicy Regionu Kurdystanu docieram ostatecznie po trzech dniach. Kiedy w końcu opuszczam Bagdad, co druga osoba w samolocie patrzy przez okno. Widok jest nie z tej ziemi. Nic nie widać – i wszystko widać wyraźniej.
Nic nie widać, bo pola, góry i miasta zasłania gęsta pokrywa z piasku.
Wszystko widać wyraźniej, bo dopiero z wysokości ponad 10 km nad ziemią można dostrzec rozmiary burzy piaskowej, która co prawda zdążyła już przejść, przeminąć, ale zostawiła po sobie ślad. Na niemal całej 370-kilometrowej trasie za oknem widzę tylko niebo, chmury i piach.
- Potrzeba prawdziwego przebudzenia – mówił po tej burzy Jassim al-Falahi, iracki minister środowiska na konferencji 24 maja.
Zacytował raport Narodowej Rady Wywiadu Stanów Zjednoczonych. Amerykanie ostrzegają w nim, że jeśli Irak pilnie nie zajmie się kwestią zmian klimatu, to będą one miały ogromny, długoterminowy wpływ na gospodarkę i bezpieczeństwo kraju. I na życie ponad 40 milionów ludzi.
Góry to pustynie
Przed nami pustka. Pola i wzniesienia, jakimi usłany jest cały Kurdystan – wszystko smaży się pod rozżarzonym niebem.
– 50-70 lat temu rosły tam drzewa owocowe. Teraz nie ma prawie nic. Niemal wszystko wymarło – mówi mi Dżambali, mieszkaniec Kurdystanu.
Oprowadza mnie po fermie jednego z rolników w dystrykcie Sheikhan. To region rolniczy, większość mieszkańców pracuje tutaj przy uprawach i hodowli zwierząt. Ale praca w takich warunkach to katorga. Trzeba zacząć wcześnie, tak żeby szybko zejść z pola. O 12 jest już tak gorąco, że nie da się wytrzymać.
Na zegarku jest właśnie krótko po 12. Wioska o tej porze pustoszeje, ale wokół nas zbiega się kilkoro dzieciaków i grupka dorosłych. Jeden z rolników pokazuje sprzęt, który dostarczyło tu Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej. PCPM kupiło dla rolników z Sheikhan 80 zestawów do dojenia oraz strzyżenia owiec i kóz. To znacznie przyspiesza ich pracę, a krótsza praca to mniej czasu na słońcu. Tutaj, gdzie temperatury przekraczają 40 stopni, każda minuta mniej w polu jest na wagę złota.
- Zmiany klimatyczne? Oczywiście, że ludzie o nich tu wiedzą. Doświadczają ich na własnej skórze. Jest coraz gorzej – mówi Dżambali.
Teraz jestem po drugiej stronie fermy – tam, gdzie jest pustka. W miejscu, które wskazywał Dżambali, ziemia jest wyschnięta na wiór. Cisza, nie ma żywej duszy, tylko w oddali maszeruje stado owiec. Wokół wzniesienia – wszystkie w kolorze wysuszonej ziemi. Roślinność żółta, brązowa, zmarniała. Czasem tylko zielona kępka trawy.
Przyroda nie tyle nieobecna, co przygaszona. Ale gdy tylko wejść na któreś ze wzniesień, nagle się odzywa. Wiatr huczy z zaskakującą siłą. Raptem podrywa z ziemi pył i piasek. Nie za dużo, ale dość, żeby turab rozpoczął swój taniec i pokonał tak kilkadziesiąt, może kilkaset metrów.
Dawno nie padał tu deszcz i jeszcze długo nie popada. Trudno uwierzyć, że kiedyś tu były drzewa. Że w ogóle cokolwiek może tu rosnąć.
- Nasze góry to pustynie. A kiedyś były zielone. Potrzebujemy deszczu – mówi Kheiri Khader Yazidin z departamentu wodnego dystryktu Sheikhan.
- We wschodniej części Sheikhan, dzięki pomocy PCPM, które wybudowało sieć wodociągową, sytuacja jest dobra, jesteśmy zabezpieczeni nawet na wypadek jakiegoś kryzysu – dodaje. I wskazuje biegnącą kilkaset metrów dalej autostradę: - Ale jak się pojedzie dalej, w stronę Mosulu, to susza jest większa.
No to jadę.
Opancerzone koparki
Wyrwa w murze i ślady po kulach. Na szkolnym budynku namalowany SpongeBob. Kiedyś patrzył na bawiące się dzieci, teraz na to, co zrobiło tak zwane "państwo islamskie", czyli ISIS.
Budynek, z którego zostało tylko wejście frontowe. Obok kolejny, a może ten sam – gruzów jest tyle, że zlewają się w jedną masę. Nie wiadomo, z ilu pochodzą budowli, ile rodzin nazywało je – przed bombardowaniem – swoim domem.
- Żyło się tu dobrze – mówią mi mieszkańcy wsi Batnaya, położonej ok. 25 km na północ od Mosulu. Do czasu, aż w 2014 roku nie przyszło ISIS i nie obróciło wszystkiego w ruinę. Kiedy w 2016 roku peszmergowie (kurdyjscy żołnierze) odbili wioskę, nienaruszony był tylko 1 proc. spośród 997 znajdujących się tutaj domów.
Wielu miejscowych wyjechało – m.in. do Europy – i nigdy nie wróciło. Samira sama myśli o emigracji. Nie ma żadnego dochodu, ale jeszcze czeka. Wspomina, jak część dawnych sąsiadów przyjechała jakiś czas temu, żeby zobaczyć, co się da zrobić dla ich wsi. Kiedy zobaczyli to, co zostało z Batnayi, uznali, że nie da się zrobić nic. I znowu wyjechali.
PCPM w Batnayi naprawiało kanalizację.
- Prawie cała miejscowość po tym, jak zniszczyło ją ISIS, to była kupa gruzu wymieszanego z żelastwem. Nie było wiadomo, co w tym gruzie zostało. Istniało ryzyko, że są tam niewybuchy. Nikt nie chciał oficjalnie poświadczyć, że teren realizacji naszego projektu jest bezpieczny. Dlatego trudno było podjąć decyzję o rozpoczęciu prac. Nie chcieliśmy przecież wpuścić robotników w miejsce, gdzie istniało choć małe ryzyko, że mogą wylecieć w powietrze - mówi Jarosław Zarychta z PCPM.
- Czas przewidziany na przeprowadzenie inwestycji upływał i w końcu firma budowlana, która wygrała przetarg na naprawę sieci, zaproponowała, że na własną odpowiedzialność wjedzie tam swoimi specjalnymi, opancerzonymi koparkami, takimi ze wzmocnioną konstrukcją i bardzo grubymi szybami. Na szczęście wkrótce udało się uzyskać dokument od odpowiednich służb stwierdzający "czystość" terenu budowy. Wreszcie mogliśmy ruszyć. I się udało.
Inwestycje takie jak ta mają pomóc tym, którzy są na miejscu, a tych, którzy wyjechali, zachęcić do powrotu. Ale zniszczenia po wojnie z ISIS to nie jedyna trudność, z jaką PCPM mierzy się w Batnayi. Drugą jest właśnie klimat.
Wielu mieszkańców utrzymywało się z pracy na roli. Teraz uniemożliwia to susza. Jak mówią, od dwóch lat nie było żadnych plonów. Niektórzy rzucają przez to rolnictwo, bo nie da się wyżyć z czegoś, czego nie ma. To zjawisko coraz częstsze w całym Iraku, nie tylko tutaj. A porzucone, leżące odłogiem pola uprawne przeistaczają się w kolejne suche obszary, z których wiatr może poderwać pył i piasek i przerodzić się w asifa turabija.
Pustynnieje cały Irak. O deszcz w wielu regionach można się co najwyżej modlić, zwłaszcza latem. Niektórzy nie mają wody nawet w kranie. Hussein, mieszkaniec Shev Baluka – miejscowości w Sheikhan, do której na skutek wojny przybyło wielu uchodźców wewnętrznych, opowiada, że żył tak przez trzy lata. Tak samo jego sąsiedzi. Wodę do domów próbowali doprowadzać połączonymi wężami ogrodowymi z ujęcia położonego kilkaset metrów dalej. W końcu PCPM znalazło tam na głębokości 260 metrów wodę zdatną do użytku i zbudowało wodociąg, zapewniającą dostęp do wody setkom rodzin.
Syn Husseina stoi teraz przed domem i leje wodę z węża ogrodowego – wydaje się, że donikąd. Po prostu leje i leje. Co najmniej 15 minut. Bez przerwy. Hussein mówi, że PCPM roznosiło ulotki i tłumaczyło, jak oszczędzać wodę, jak jej nie marnować. Ale w Shev Baluka, tak jak w całym Iraku, ludzie używają wody do zmywania piasku i pyłu, który bezustannie wraca do ich ogrodów, na podjazdy, na ulicę przed domem. Cel jest zresztą nie tylko praktyczny. Hussein wyjaśnia, że w Iraku to tradycja i ten, kto nie czyści w ten sposób obejścia, może być źle postrzegany.
– Gdybym tego nie robił, ludzie zaraz zaczęliby gadać – mówi.
Dla rodziny Husseina dostęp do wody to zbawienie, ale w zamieszkiwanym przez ok. 41 milionów ludzi Iraku to kropla w morzu potrzeb. Zapotrzebowanie na wodę rośnie, a w całym kraju wysychają rzeki. W lutym wyschło drugie co do wielkości w Iraku jezioro Milh. Skłoniło to wielu żyjących w pobliżu ludzi, utrzymujących się do tej pory z rolnictwa, do porzucenia swoich domów i wyjazdu do miast. W kwietniu po raz pierwszy w historii wyschło liczące tysiące lat, nazywane "Perłą Południa" jezioro Sawa. W Tygrysie poziom wody jest tak niski, że na terenie Kurdystanu rzeka odsłoniła pozostałości po liczącym 3,4 tys. lat mieście Zakhiku, istotnym ośrodku miejskim w Imperium Mitanni.
Mieszanka wybuchowa
Zmiany klimatyczne to jedno. Gdy dodać do nich to, co robią sąsiednie kraje – Turcja i Iran, które budują kolejne tamy i ograniczają dopływ wody do rzek w Iraku, takich jak Tygrys, Eufrat i Szatt al-Arab – a także lata złego zarządzania zasobami wodnymi oraz wojny i terroryzm, mamy mieszankę wybuchową.
Kiedy jestem w Bagdadzie, ISIS – rozbite po przegranej wojnie, ale wciąż rozsiane po całym kraju – dokonuje ataku w sąsiadującej ze stolicą prowincji Dijala. Ginie sześć osób. To standardowy już sposób działania terrorystów – wykorzystują burze piaskowe i ograniczoną widoczność, żeby wyjść ze swoich nor i zabijać.
Terroryści palą też pola uprawne, a w trakcie wojny w latach 2013-2017 zniszczyli infrastrukturę w wielu regionach. W Mosulu, gdzie ISIS dokonało największego spustoszenia, trzeba było zaczynać niemal od zera. Przykład - zniszczona została powstająca baza danych użytkowników wody.
Po wojnie trzeba było się cofnąć w czasie i wszystko zapisywać ręcznie w grubej księdze. Dopiero niedawno długopisy zamieniono na komputery – za sprawą PCPM, które w ramach unijnego programu MASAR dostarczyło do mosulskiego dyrektoriatu ds. wody sprzęt IT – m.in. komputery, drukarki i serwery – i przeszkoliło pracowników, jak z tego wszystkiego korzystać.
Gospodarowanie wodą – jednym z najważniejszych surowców na świecie – to w Iraku kwestia kluczowa. Ale w Mosulu chodzi o coś jeszcze.
Kiedyś, jeszcze przed wojną z ISIS woda była tam za darmo. Dziś ludzi trzeba przyzwyczajać do płacenia za nią – a tym samym do używania jej w sposób bardziej odpowiedzialny. System ma też pomóc w odbudowywaniu zaufania społecznego do instytucji, które w Mosulu jest na bardzo niskim poziomie. Trudno się dziwić – kiedy przyszło ISIS, jako pierwsi uciekli właśnie liczni przedstawiciele instytucji państwa – w tym irackiej armii.
Uciekali też cywile. Z Mosulu, z Batnayi i z wielu innych miejsc. Zostawili za sobą wszystko – życie, domy, pola uprawne. Dziś zrujnowane miejscowości i leżące odłogiem ziemie, tak jak góry Kurdystanu i cały Irak powoli zamieniają się w pustynie.
Prognoza
Burze piaskowe krążą nad placem Firdos i nad całym Irakiem, a wraz z nimi krąży widmo kolejnych migracji, protestów, konfliktów o wodę i zagrożenia terroryzmem. Dla kraju z tak dużym potencjałem destabilizacji zmiany klimatyczne stanowią kolejne ogromne zagrożenie. A że będą postępować, nikt nie ma wątpliwości.
W ciągu najbliższych 20 lat w Bagdadzie liczba dni w roku z temperaturą 49 stopni może wzrosnąć z ok. 14 obecnie do ponad 40 – ostrzega Instytut Studiów nad Bezpieczeństwem UE.
Tygrys i Eufrat, dwie największe rzeki w Iraku, wokół których tysiące lat temu ludzkość zakładała pierwsze cywilizacje, mogą całkowicie wyschnąć do 2040 roku – ostrzega irackie ministerstwo ds. zasobów wodnych.
Liczba dni w roku z burzą piaskową lub jej odczuwalnymi skutkami w ciągu ostatnich dwóch dekad wzrosła z 243 do 272, a do 2050 roku może przekroczyć 300 – ostrzega irackie ministerstwo środowiska.
Również do 2050 roku populacja Iraku może wzrosnąć z 41 milionów do 80.
Dwa razy więcej ludzi w kraju, w którym już dzisiaj brakuje wody.
Zmiany klimatyczne mogą być największym wyzwaniem dla Iraku w XXI wieku, pytanie, kto ma mu sprostać. Pomoc organizacji międzynarodowych jest nie do przecenienia, ale nie wystarczy. A krajowa polityka jest w rozsypce. Minęło osiem miesięcy od ostatnich wyborów parlamentarnych. W Iraku nadal nie udało się utworzyć rządu.
Październikowe wybory wygrał konserwatywny Ruch Sadrystowski, pod przywództwem radykalnego szyickiego duchownego Muktady as-Sadra. Wyników nie uznał blok partii proirańskich, związanych z Siłami Mobilizacji Ludowej – sojuszem ponad 60 formacji milicyjnych.
Niespełna miesiąc po wyborach w Bagdadzie doszło do zamieszek. Popierający proirańskie partie protestujący rzucali kamieniami w służby i próbowali sforsować Zieloną Strefę – silnie ufortyfikowany obszar w centrum Bagdadu, w którym znajduje się siedziba rządu. W protestach zginęły 2 osoby, a 125 zostało rannych. Dwa dni później miał miejsce – będący bezpośrednim następstwem protestów –zamach przy użyciu drona na premiera Mustafę al-Kazimiego. Premier przeżył, ale ucierpiało sześciu jego ochroniarzy.
Taki jest klimat polityczny w Iraku.
A co z klimatem atmosferycznym? Prezydent Barham Salih, którego losy po październikowych wyborach cały czas się ważą, mówił na początku czerwca, w Światowy Dzień Środowiska, że ograniczanie zmian klimatu to "priorytet", bo stanowią one "egzystencjalne zagrożenie dla przyszłości Iraku".
Dżambali kręci głową, gdy pytam, czy w Iraku jest jakiś plan walki ze zmianami klimatycznymi. – Mówią ludziom, żeby każdy posadził sobie przy domu dwa drzewa. To jest cały plan.
Więcej ciekawych materiałów o świecie znajdziesz w magazynie Outriders. => Zapisz się za darmo.