Podopieczne Krzysztofa Sadowskiego zabierają głos. "Wszyscy w środowisku weszli w jego grę"
Kobiety, które jako dzieci miały być molestowane przez Krzysztofa Sadowskiego ujawniają szczegóły zachowania muzyka. Za jedną z jego ofiar podaje się psycholog Ewa Gajda. - Każdy, kto był blisko niego, wiedział, że jest pedofilem - oceniła.
Krzysztof Sadowski miał przez kilkadziesiąt lat molestować i gwałcić dzieci, które brały udział w programach i działaniach fundacji, przy których pracował. Osoby, które podają się za jego ofiary, po latach coraz częściej decydują się wyznać, co przeżyły.
- Odwożąc mnie do domu, zatrzymywał się. Kazał iść na tył samochodu i robić konkretne czynności. Była nauka całowania, masturbacji jego i mojej. Zgwałcił mnie. To był ostatni raz, kiedy go widziałam - powiedziała jedna z byłych podopiecznych Sadowskiego na antenie TVN.
Podopieczne Krzysztofa Sadowskiego zabierają głos. "Każdy, kto był blisko niego, wiedział"
- To wszystko było taką pomocą dla nas, żebyśmy coś w życiu osiągnęły. Tak nam powiedział, że tak świat jest skonstruowany i musimy wiedzieć, że w tej branży tak jest, i że naszym ciałem jesteśmy w stanie osiągnąć wszystko - powiedziała jedna z domniemanych ofiar muzyka. - Bo taka branża jest. Showbiznes taki jest - dodała.
- Ten człowiek działał w różnych środowiskach muzycznych: jazzowym, młodzieżowym i wcześniej w kościelnym przez prawie czterdzieści lat - wyjaśniała Ewa Gajda, była podopieczna Krzysztofa Sadowskiego. - Moim zdaniem wiedzieli wszyscy. Każda osoba, która była blisko Krzysztofa Sadowskiego, wiedziała o tym, że jest pedofilem - oceniła.
Podopieczne Krzysztofa Sadowskiego zabierają głos. "To był prestiż"
Gajda przyznała, że poprosiła rodziców, żeby ją zapisali do zespołu, bo zazdrościła koleżankom "fajnych, kolorowych ubrań" i "prestiżu". - To był jeden z lepszych zespołów i generalnie bym to bardzo dobrze odbierała, bo to były bardzo fajne wspomnienia, samego zespołu - stwierdziła.
Na aspekt społecznego prestiżu zwróciła też uwagę Marta. Opowiedziała, że jak się jechało z nim samochodem, "kazał kłaść rękę na drążku do zmiany biegów". - I on kładł tę rękę na moim ręku i całą drogę tak trzeba było jechać. Był bardzo niemiły, jak się tego nie zrobiło i się nie pamiętało, że tak trzeba zrobić - dodała.
Kobieta opowiedziała też, Sadowski woził dzieci na zajęcia i koncerty niebieskim vanem. - Z tyłu była masa koców i kolorowych poduszek, które służyły pewnie do nagrań. Zawsze odwożąc mnie do domu, zatrzymywał się. Kazał iść na tył i robić konkretne czynności. Była nauka całowania, masturbacji jego i mojej - powiedziała. Kobieta przyznała, że została przez Krzysztofa Sadowskiego zgwałcona. Wtedy widziała go ostatni raz.
Podopieczne Krzysztofa Sadowskiego zabierają głos. "Dajcie Krzysiowi spokój, niech maca te dziewczynki"
Ewa Gajda spotkała muzyka po raz ostatni w podobnych okolicznościach. Po tym, jak mężczyzna miał próbować ją zgwałcić, poskarżyła się rodzicom. Ci zaprowadzili ją na policję. Okazało się, że postępowanie zostało umorzone, bo wskazała datę, kiedy Sadowski miał alibi. Mimo opinii biegłego, że dziesięcioletnia wtedy Ewa nie kłamała.
Przez blisko 30 lat nikt inny nie powiadomił policji o jego zachowaniach wobec dzieci. - Był mocno związany ze środowiskami policyjnymi, prawniczymi, prokuratorskimi i politycznymi. Mając dziesięć lat, nie mogłam tego wiedzieć - przyznała. Gajda uważa, że dla konsekwencje dla tych, którzy by na niego donieśli, byłyby gorsze, niż dla Sadowskiego.
- W stowarzyszeniu jazzowym krążył nieszczęsny anonim o tym, że prezes kąpie się pod prysznicami z dziewczynkami w bursie - powiedziała. Przyznała, że "powstała nowa norma zachowania". - Krzysztof Sadowski zachowuje się w ten sposób i to jest norma, jakby wszyscy weszli w jego grę, że to jest akceptowane w środowisku. "Dajcie Krzysiowi spokój, niech maca te dziewczynki" - powiedziała Gajda.
Krzysztof Sadowski oskarżany o pedofilię. Nikt nic nie wiedział
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego Piotr Rodowicz przekonywał, że przez lata nikt nie wiedział o postępowaniu Sadowskiego. - Wszyscy wiemy, że pewne gesty i zachowania są naganne. W latach 80., czy 90. nie było to oczywiste - tłumaczył.
O mrocznym obliczu muzyka napisał dziennikarz i pisarz Mariusz Zielke. Po miesiącu od pierwszej publikacji dziennikarz zebrał blisko 30 relacji kobiet i kilku mężczyzn, którzy twierdzą, że w dzieciństwie byli ofiarami muzyka. Wirtualna Polska jako pierwszy z portali opisała sprawę. Zajmuje się nią też Prokuratura Okręgowa w Warszawie.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl