"Poczułam, że to jest dobry chłopak". Była dziewczyna o Marku N.
Dominika Krajewska, była dziewczyna zamachowca z Brześcia Kujawskiego, udzieliła wywiadu Onetowi. - Nigdy nikogo nie uderzył - wyznaje. I mówi, że "interesował się" pirotechniką, a w szpitalu psychiatrycznym był "mniej więcej" osiem razy.
18-latek wtargnął na teren szkoły w Brześciu Kujawskim, postrzelił 11-letnią Oliwię i 59-letnią pracownicę. Został obezwładniony przez woźnego. Usłyszał już zarzuty i przebywa w areszcie.
- Był spokojny, wycofany, cichy. Od razu poczułam, że to jest dobry chłopak - wyznaje jego była partnerka.
"To było wołanie o pomoc"
To nie był pierwszy raz, gdy Marek N. spowodował tak niebezpieczną sytację na terenie szkoły. W lipcu ubiegłego roku wtargnął na jej teren uzbrojony w nóż. Wezwano policję, a funkcjonariusze obezwładnili nastolatka. Trafił on do szpitala psychiatrycznego.
- Zanim do tego doszło, zadzwonił do przyjaciela i powiedział, że dzieje się z nim coś złego. Prosił go, żeby zadzwonił na policję lub pogotowie. Po chwili się rozłączył. Myślę, że tamta sytuacja była jego wołaniem o pomoc - mówi Dominika Krajewska.
Zwraca ona uwagę, że Marek N. od dłuższego czasu miał problemy psychiatryczne. Przebywał w kilku szpitalach, z czego w jednym przez pół roku. Po raz pierwszy trafił do szpitala jeszcze w gimnazjum. - Nie wiem, ile miał za sobą prób samobójczych, ale w szpitalu był łącznie mniej więcej osiem razy - wyznaje.
Przebieg ubiegłorocznego zdarzenia przypominała na antenie TVN24 podinsp. Monika Chlebucz. - Mężczyzna miał nóż i szedł w stronę policjantów. Kilkakrotnie wzywany, aby odrzucił go, nie reagował. Dopiero jak policjanci przeładowali broń, ten się zatrzymał. Został obezwładniony - relacjonowała rzeczniczka komendanta bydgoskiej policji. - Na miejsce została wezwana karetka pogotowia, ponieważ mężczyzna zachowywał się nieracjonalnie.
"Wobec mnie nie był agresywny"
Była dziewczyna Marka N. opowiada również o tym, jak zachowywał się on wobec niej. - (...) nigdy nie był agresywny. Nigdy też nikogo nie uderzył ani nie wdał się w żadną bójkę. Podczas całej naszej znajomości tylko raz podniósł na mnie głos. Ręki nigdy - mówi dalej w Onecie.
Zaprzecza również doniesieniom mediów o tym, że miał problemy z polonistką i to jej chciał zrobić krzywdę. I ujawnia, że Marek N. interesował się pirotechniką. - Nie wiedziałam jednak, że ma jakiekolwiek ładunki i jakikolwiek sprzęt do tego - twierdzi Dominika.
Uważa również, że zarówno podczas tego, jak i poprzedniego zatrzymania, Marek nie stawiał oporu. - (...) dobrowolnie położył się na ziemi, nie był agresywny. O czymś musi to świadczyć - zauważa.
Opowiada też o ich "grupce znajomych", która lubi "czarny humor". - Bawią nas rzeczy, które nie bawią innych. Często śmialiśmy się z poważnych zdarzeń - przyznaje. Jak mówi dalej, nieraz w tych rozmowach "pojawiały się tematy podobnych zamachów".
"Nikt nie potrafił mu pomóc"
Również inna przyjaciółka Marka N, na portalu tvn24.pl, przekonywała, że jest on "chory i nikt nie potrafił mu do tej pory pomóc", mimo że leczył się psychiatrycznie. Jak twierdzi dalej, nie wiedziała o jego przygotowaniach do ataku na szkołę. Wiedziała jednak, że interesuje się pirotechniką.
Również wspomina jego "strasznie specyficzne poczucie humoru", jak mówi to "czarny humor". - Mówił o takich rzeczach (zamachach - przyp. red.), ale odbierałam to jako żart. Nie sądziłam, że będzie w stanie kiedykolwiek to zrobić.
"Sprawca się przyznał"
Po zatrzymaniu przez policję, okazało się, że napastnik miał przy sobie cały arsenał broni. Maczetę, pałki teleskopowe i rewolwer na broń czarnoprochową. Tej ostatniej użył wobec woźnej. Postawiono mu już zarzut usiłowania zabójstwa, do którego sam się przyznał.
Źródło: Onet, TVN24, WP