Poczuj się premierem

Dadzą ci służbowy odrzutowiec, rezydencję i 1,6 miliona złotych rocznie na wydatki. Ale już po kilku miesiącach zaczną cię opluwać. Czy masz ochotę być polskim premierem?

Poczuj się premierem
Źródło zdjęć: © PAP

20.10.2005 | aktual.: 20.10.2005 08:49

Jeśli skończyłeś 18 lat, masz polskie obywatelstwo, to teoretycznie, nawet jeśli byłeś karany, także ty możesz zostać premierem Polski. Mało kto wie o twoim istnieniu? Nie szkodzi. Wystarczy, że jesteś szefem zwycięskiej partii albo wpadłeś mu w oko. Przekonał się o tym profesor Jerzy Buzek, który miał to szczęście, że pracował w jednym budynku z Marianem Krzaklewskim. Jeśli szybko sprawdziłeś w konstytucji, na co możesz liczyć, to błąd, bo liczyć możesz na sporo, ale nie znajdziesz tego w żadnych papierach. Nie daj się też zwieść pracownikom Biura Ochrony Rządu, czyli "borowikom". Kiedy będą mówili, że chronią "drugiego", nie wierz im. To ty, a nie prezydent, jesteś "pierwszym". Nawet jeśli on jest głową państwa, to ty jesteś mózgiem. A na dodatek to ty zdecydujesz, kto obsadzi kilka tysięcy stanowisk w kraju. To od twojego "tak" będzie zależało, czy ministerialny projekt przejdzie przez Radę Ministrów, czy na zawsze zalegnie w pancernych szafach. Będziesz rządził żywymi i umarłymi, bo to twoi pracownicy
zdecydują, komu należą się dwa metry kwadratowe w alei zasłużonych.

A, i jeszcze jedno. Przez najbliższe dni staraj się być pod ręką, bo nominacja nie zna dnia ani godziny.

Hannie Suchockiej o mały włos premierowanie przeleciałoby koło nosa przez wyprzedaże w Londynie. Naładuj baterie w komórce, usiądź w fotelu i przeczytaj ten tekst, a może uda ci się zostać 12. premierem RP i zmierzyć się z czterema latami kadencji - rekordem w rządzeniu Polską na czas należącym do premiera Buzka.

Od dacii do beemki

Pierwsze godziny mogą być szokujące. Zwłaszcza jeśli wcześniej nie szło ci najlepiej i do swojej nowej pracy przy Alejach Ujazdowskich 1/3 musiałeś podjechać taksówką jak premier Olszewski albo 26-letnią dacią jak Jerzy Buzek. Zachowuj się godnie - przechodzisz do historii. Twoja rodzina, a nawet samochód też. Dacia trafia więc do Muzeum Motoryzacji, a ty przesiadasz się do opancerzonego bmw 7 i mkniesz do Pałacu Prezydenckiego, gdzie prezydent zaprzysięga twój rząd.

Naród szybko się przekona, że ma nowego szefa. Kolumna limuzyn i samochodów ochrony skutecznie zablokuje ruch w stolicy. Kilka godzin później dziennikarze wytkną ci to w głównym wydaniu ,Wiadomości". Obserwuj relację w telewizji publicznej. To będzie ważna wskazówka co do przyszłości jej prezesa.

U prezydenta będzie krótko i oficjalnie. Podczas składania przysięgi będziesz musiał zdecydować, czy powtórzyć końcową formułkę: "Tak mi dopomóż Bóg". Jeśli jesteś premierem z lewicy, to wzorem Oleksego, Cimoszewicza i Millera nic nie mów, nawet jeśli wiesz, że wieczorem żona zrobi ci awanturę. Jeśli tworzysz rząd prawicowy, koniecznie powtórz cały tekst. Inaczej też miałbyś problemy z rodziną, ale Radia Maryja.

Z uroczystości pozostanie ci cienka, ciemnowiśniowa teczka z wytłoczonym złotym godłem. Pilnuj jej, bo nominacja prezydencka to właściwie jedyny dowód na piśmie, że jesteś premierem. Nigdy nie podpiszesz umowy o pracę, a jedynie dokument o wysokości wynagrodzenia. Nie licz na kokosy. 13 tysięcy 950 złotych brutto nie powala, ale jeśli dodasz do tego 20 procent stażowego, da się już wyżyć.

Teraz czeka cię przejęcie gabinetu po poprzedniku. Co prawda nie będziesz się napawał widokiem odchodzącego premiera z tekturowym pudełkiem w ręku, ale grzecznościowe 15 minut musisz z nim odbębnić. Nie licz na to, że udzieli ci jakichś mądrych rad. Zresztą i tak byś go nie posłuchał. Gdybyś chciał go dobić, zasiądź na premierowskim fotelu, kiedy jeszcze będzie w gabinecie. Żaden inny widok nie pogrąży go bardziej.

Później czeka cię sznureczek interesantów z gratulacjami. Nim skończysz urzędowanie, połowa z nich będzie twoimi wrogami. Druga połowa się od ciebie odwróci. Hanna Suchocka premierem była zaledwie 11 miesięcy, ale na zakończenie wyznała: - Wiedziałam, że przyczepi się do mnie mnóstwo ludzi, bo tak już bywa, kiedy się jest na szczycie. Ale powiem szczerze, sądziłam, że z całego tego dworu pozostaną trzy-cztery osoby, które zachowają wierność niezależnie od piastowanej funkcji. Zabrakło i takich. Zapamiętaj te słowa.

M-3 dla premiera

Następnego dnia wstaniesz wcześnie. Twoi poprzednicy też tak robili. Jedni z poczucia obowiązku, inni z nerwów. Podobno pierwszą noc po zaprzysiężeniu przespał spokojnie tylko Leszek Miller. Do pracy pojedziesz w kawalkadzie trzech aut i na sygnale. Po drodze nie poznasz znajomych ulic. To przez przyciemniane szyby.

Po kilku miesiącach się przyzwyczaisz. Spodoba ci się, że skóra fotela jest taka miękka w dotyku, a siedzenie podgrzewane. "Borowiki" wiedzą, że premierzy to lubią. Dlatego na kilka minut przed twoją podróżą silnik auta będzie pracował. Latem, żeby wydajniej mogła działać klimatyzacja. Zimą, żeby było ci ciepło.

Do urzędu będziesz podjeżdżał różnymi bramami, żeby trudniej było zorganizować na ciebie zamach. Ale do środka będziesz wchodził tym samym wejściem - D. Budynek ma ponad sto lat i oficjalnie jego autorami byli architekt Wiktor Junosza Piotrowski i inżynier Henryk Julian Gay. Ale zdaniem historyków projekt przywieziono w teczce z carskiej Rosji, ponieważ gmach miał służyć elitarnemu Korpusowi Kadetów imienia Suworowa. Historie z przywożeniem czegoś w teczce z Rosji, a konkretnie ze Związku Radzieckiego, wpisały się na trwałe w dzieje tego gmachu. Po 1914 roku kadeci poszli ginąć za cara, a w budynku utworzono lazaret. Od 1926 roku z okien gabinetu na pierwszym piętrze zaczął podziwiać Warszawę marszałek Józef Piłsudski. W czasie powstania warszawskiego w piwnicach żołnierze SS masowo mordowali i palili zwłoki warszawiaków. Kiedy wojna się skończyła, popiół i zwęglone ciała wynoszono z podziemi gmachu całymi wiadrami.

W 1945 budynki przejęła Rada Państwa, która wprowadziła się tam po zakończeniu remontu w 1952 roku. Twoimi poprzednikami byli tacy ludzie jak Józef Cyrankiewicz. Pociesz się tylko, że w odróżnieniu od Tadeusza Mazowieckiego czy Jana Olszewskiego nie musisz urzędować w tym samym gabinecie. Zasiądziesz w dawnym gabinecie rektora Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR. Półtora metra od twojego biurka na kamiennym cokole stoi rozłożysta paprotka, która podobno zastąpiła popiersie Lenina.

Urzędujesz na pierwszym piętrze. Twój gabinet jest wielkości trzypokojowego mieszkania - 62,2 metra kwadratowego. Od podłogi do sufitu jest nieco ponad pięć metrów. Wnętrze urządzono za czasów premier Hanny Suchockiej, ale nie widać w nim kobiecej ręki. Do dobrego tonu należy zbytnie nieingerowanie w wystrój gabinetu. Możesz najwyżej zmienić obrazy. W gabinecie dominują dzieła malarzy XIX-wiecznych: Rapackiego, Chełmońskiego czy Ziomka. Większość dzieł jest wypożyczona z Muzeum Narodowego. Jeśli sobie coś upatrzysz, dyrektor raczej ci nie odmówi. Naprzeciwko biurka, pod obrazem Chełmońskiego z czaplą wzbijającą się do lotu, jest barek: whisky, koniak, no i wódka. Na alkohole można wydać nie więcej niż 200 złotych miesięcznie, ale na specjalne okazje ograniczeń nie ma.

Ciemnobrązowe meble w niezbyt określonym stylu i lampki stylizowane na lata 20. słabo się komponują z ciekłokrystalicznym 19-calowym ekranem czarnego komputera marki IBM. Takiego sprzętu używa premier Belka.

Pierwszym premierem, który zamówił sobie komputer, był Waldemar Pawlak. Ale jego następca Józef Oleksy pozbył się zbędnego "mebla". Maszyna wróciła do gabinetu za Cimoszewicza, a potem znów została wyniesiona.

Po poprzednikach odziedziczysz jeszcze 21-calowy telewizor Sony, stare wideo i nowe DVD tej samej marki. Do słuchania muzyki masz jedynie najzwyklejszego jamnika firmy Panasonic. Panasonic obstawia też jeden z najważniejszych przedmiotów w gabinecie - telefon z gorącą linią do prezydenta. Premier Mazowiecki też miał telefon z gorącą linią, ale do I sekretarza PZPR. Pierwszą decyzją, jaką podjął, było jej odcięcie.

Chrzczona kawa, realne kilogramy

Do gabinetu wchodzisz przez sekretariat. Sekretarki szybko dowiedzą się, co pijasz, ile słodzisz, czy lubisz cytrynę albo spienione mleko. Kiedy uznają za stosowne, będą cię delikatnie oszukiwać. Gry premier Olszewski obejmował urząd, miał 61 lat. Sekretarki uznały, że dla mężczyzny w jego wieku 20 kaw dziennie to o wiele za dużo. Pierwsze dwie były prawdziwe. Następne przypominały kawę tylko smakiem i kolorem.

Twój czas pracy nie jest normowany, ale o godzinie 9 powinieneś już siedzieć za biurkiem. Żeby do niego dojść, musisz zrobić od drzwi 23 kroki. Już od progu widzisz, ile cię czeka pracy. Na wierzchu będzie leżała gruba teczka z prasowymi wycinkami. Będziesz po nią sięgał coraz niechętniej, aż wreszcie zaczniesz tylko sprawdzać, ile materiałów podkreślono na czerwono. To te, w których krytykują cię za wszystko, co możliwe.

Pierwsze trzy godziny urzędowania są najgorsze. Lista spraw, którymi zarzuca cię szef kancelarii, wystarczyłaby na kilka dni. Przez doradców i asystentów próbują się do ciebie dostać najróżniejsi petenci.

Pomimo ostrej selekcji będą chcieli z tobą porozmawiać producenci miodu, przedstawiciele branży oponiarskiej czy obrońcy praw zwierząt. Szybko nauczysz się spuszczać ich na swoich ministrów albo wojewodów.

Po kilku godzinach czytania papierów i odpisywania na listy będziesz miał dosyć. I nawet twój wygodny fotel obity brązową skórą nie przyniesie ukojenia. Brak ruchu szybko odbije się na twojej wadze. Premier Olszewski utył w pół roku prawie 15 kilogramów, Pawlak co najmniej pięć. Premier Oleksy po miesiącu urzędowania przerobił garderobę na tyłach gabinetu na siłownię. Na ego potrzeby zatrudniono trenera. Po ćwiczeniach uwielbiał masaż. Hannie Suchockiej wystarczyły spacery po przylegającym do budynków parku albo wypady na zakupy. Tadeusz Mazowiecki podpisał zgodę na kupno stołu pingpongowego. Przez 14 miesięcy urzędowania nie znalazł chwili na skorzystanie z niego.

Szybko się zorientujesz, że trzeba znaleźć jakiś sposób, żeby nie zasypiać nad tonami nudnych papierów. Premier Olszewski czytał je na stojąco. Miller pisma czytał rano, a podpisywał wieczorem, kiedy zaczynały mu się już mylić literki. Oleksy pobudzał się, pożerając tony paluszków, a Mazowiecki w chwilach zwątpienia wzywał swoich współpracowników na lampkę gruzińskiego koniaku. Z reguły było to około 3 nad ranem. Papiery będą ci się śniły po nocach. W ciągu roku podpiszesz około 10 tysięcy pism.

I love you, mister cesarz

Nominacja na premiera zdemoluje twoje życie rodzinne i towarzyskie. Najpierw stracisz sąsiadów. Jeśli wzorem Mazowieckiego, Suchockiej, Pawlaka czy Buzka zdecydujesz się zamieszkać w rządowej willi przy ulicy Parkowej 27, po prostu przestaniesz ich widywać. Za to do swojej dyspozycji będziesz miał siedem pokoi, dwie sypialnie, cztery łazienki, pomieszczenie recepcyjne i kuchenne. Sprzątanie i zakupy będą w gestii majordomusa. Możesz tam za darmo mieszkać nawet z rodziną. Gdybyś był kanclerzem Niemiec, za wszystko musiałbyś zapłacić, i to po cenach rynkowych, ale na szczęście jesteś w Polsce. Mimo to unikaj luksusów.

Ludgarda Buzek została po prostu zbesztana za pomysł zakupu sauny. Ale za czasów Leszka Millera na remont willi wydano prawie 1,5 miliona, z czego 93 tysiące na karnisze, firany i zasłony. Remont starano się utajnić, ale kiedy sprawa wyszła na jaw, premier zadeklarował, że remontował nie dla siebie, i słowa dotrzymał.

Jeśli zostaniesz we własnym mieszkaniu, BOR zamontuje tam kamery i czujniki, a przed domem ustawi przyczepę kempingową, żeby dyżurujący funkcjonariusze mieli się gdzie ogrzać i wysiusiać. Obecność BOR eliminuje kradzieże w okolicy, ale i ogranicza twoje kontakty. Kiedy Barbara Cimoszewicz dowiedziała się, że mąż sformował rząd, poszła na pocztę w rodzinnej wsi Kalinówka. Poprosiła, żeby listonosz poinformował wszystkich we wsi, że premier przyjeżdża w niedzielę do domu i będzie dużo policji, więc niech nikt nie jeździ po pijaku albo bez dokumentów, bo z więzień ich nie będzie wyciągał.

Przed każdą wizytą u przyjaciół lub rodziny będziesz musiał poinformować szefa swojej ochrony, kiedy i do kogo się wybierasz. Funkcjonariusze sprawdzą miejsce, obstawią je. Zweryfikują też znajomych, a nawet mogą ich poprosić o próbki jedzenia, którym mają zamiar cię poczęstować.

Okres premierowania to papierek lakmusowy twojego związku. Większość poprzedników zdołała zachować rodziny. Pojawiły się jednak rysy w małżeństwach premiera Pawlaka i Jerzego Buzka. Tego pierwszego podejrzewano o romans z miss Ewą Wachowicz, której powierzył funkcję rzecznika prasowego. Plotki podsyciła sama zainteresowana, publicznie oznajmiając, że "premierowi się nie odmawia". Po latach Waldemar Pawlak ujawnił jednak, że niestety, słowa nie dotrzymała. W przypadku Jerzego Buzka plotkowano o zauroczeniu Teresą Kamińską, szefową jego doradców.

Utrzymać żonę przy sobie to jedno, a utrzymać ją w karbach to drugie. Włodzimierz Cimoszewicz demokratycznie pozwalał swojej żonie na udzielanie wywiadów dla pism kolorowych. Ciekawe, jak się czuł, kiedy czytał później: "Lubiłam patrzeć na te świńskie ryje, a mąż bez odrazy mieszał, nie muszę dopowiadać co", a także: "Siedzą z synem przy komputerze albo słuchają muzyki, dla mnie niezrozumiałej". Małżonka towarzyszy ci podczas zagranicznych wizyt. Nad jej przygotowaniem czuwa sztab urzędników z departamentu spraw zagranicznych. Przed każdym spotkaniem żona dostaje instrukcję, o czym wypada, a nawet należy konwersować, czego unikać, a co może się skończyć dyplomatycznym skandalem. Mimo to wpadki się zdarzają, na przykład Aleksandra Miller powitała japońską parę cesarską w kwiecistej sukni z napisami "Kiss me" i "I love you".

Żona zapraszana jest też do różnych komitetów. Ludgarda Buzek została matką chrzestną fregaty "Pułaski", a Aleksandra Miller bliźniaczego okrętu "Kościuszko". O ile Ludgarda o swoich obowiązkach zapomniała, to pani Millerowa zdążyła już podarować załodze nowoczesny telewizor, kino domowe, bieżnię i komplet książek do biblioteczki. Nie opuściła ani jednej wigilii na okręcie. A zdjęcie załogi fregaty powiesiła nad małżeńskim łożem. Mąż zapewnia, że nie jest zazdrosny.

Różańce dla zuchwałych

Podróże to jasny punkt twoich obowiązków. Szczególnie odkąd rok i dwa lata temu wyremontowano dwa rządowe TU-154. Zamiast beznadziejnych welurów fotele obito jasną skórą. Pierwszy ma wreszcie zamykaną salonkę z wygodnym tapczanem, z którego na ciekłokrystalicznym ekranie można oglądać filmy DVD, a także obraz z kamery zamontowanej w dziobie. Podobno szczególnie widowiskowo wyglądają starty i lądowania.

Wizyty oznaczają również prezenty. Większość z nich obejmuje protokół. Ambasada kraju, do którego się wybierasz, przesyła listę, z której należy coś wybrać. Zdarzają się prezenty bardziej wartościowe, szczególnie od szefów państw azjatyckich, którzy uwielbiają obdarzać złotem. Od czasów Leszka Millera wszelkie prezenty są jednak ewidencjonowane, a po zakończonej kadencji licytowane albo przekazywane na cele charytatywne. Nie przeszkodziło to jednak Leszkowi Millerowi zatrzymać zegarka Bulgari wartego kilka tysięcy euro, który dostał od Silvia Berlusconiego. Usprawiedliwiał się, że był to prezent od przyjaciela, a nie od premiera.

Marek Belka nieopatrznie pochwalił się, że zbiera nakrycia głowy. Harcerze podarowali mu dwie czapki, a "kompania węglowa" do górniczej czapy dołożyła jeszcze pełny strój górniczy. Dla odmiany prezydent USA ograniczył się do pióra kulkowego. Premier Józef Oleksy podczas wizyty u Jana Pawła II dostał różaniec.

Poprosił o trzy dodatkowe dla swojej rodziny. Dostał je. Ten sam premier prezent dla Helmuta Kohla zamówił u rzeźbiarki Zofii Wolskiej. Artystka wyrzeźbiła kanclerza Niemiec w okularach, których używał tylko do czytania. A ponieważ polityk był wrażliwy na tym punkcie, prezent dostał z opóźnieniem, bo kłopotliwy detal trzeba było usunąć.

Szybko się przekonasz, że bycie premierem ma sporo minusów. Podstawowy to całkowite wyobcowanie. Premier Jan Olszewski wspomina, że jedyne, na co sobie pozwalał, to rzadkie wypady do pobliskiego sklepu po zakupy na niedzielny obiad. Pomijając fakt, że chodził z obstawą, to miał problemy z cenami. To był jedyny moment, kiedy sam za coś płacił. Nawet koszt obiadów w stołówce odliczano mu z pensji poza jego wiedzą, i to 50 procent ceny surowców, bo takie są zasady karmienia premiera. Dla BOR ideałem jest premier niewychodzący z gabinetu, bo tam go najłatwiej chronić. Marek Belka nie jest kochany przez borowików, bo ciągle im ucieka.

Albo idzie z dzieckiem do kina. Ochrona musi wtedy udawać zwykłych widzów z torbami popcornu. Ale inni premierzy z normalnym życiem kontakt mieli niewielki. Jazda autobusem czy nawet taksówką nie wchodzi w rachubę. Wypad do księgarni urasta do rangi wielkiego przedsięwzięcia, dlatego większość premierów o zakupy prosi swoich asystentów. Z punktu widzenia premiera rzeczy się nie brudzą, a buty czyszczą się same. Premier nie tylko nie musi prowadzić samochodu, ale wręcz mu nie wolno.

Premierów i ich rodziny leczy się w rządowych klinikach. Przysługuje im jednoosobowy pokój z łazienką i telewizorem. Specjalistów z innych branż odwiedzają prywatnie. Ale kto śmiałby wystawić rachunek szefowi ministra zdrowia? Może właśnie dlatego najtrudniejsze w byciu premierem jest pożegnanie. Na otarcie łez po ustąpieniu z funkcji jeszcze przez trzy miesiące przysługuje ci ochrona i samochód. Później zostają tylko wykłady albo wyjazd za granicę, bo nic się tak w Polsce nie zużywa jak premier.

Juliusz Ćwieluch

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)