PolskaPo co nam Lechu?

Po co nam Lechu?

Lech Wałęsa świętuje swoje urodziny i rocznicę nagrody Nobla w specyficznej atmosferze podejrzeń i oskarżeń o nie do końca czyste ręce oraz przy dźwiękach larum nad walącymi się fundamentami światowego wolnego rynku.

Po co nam Lechu?
Źródło zdjęć: © PAP

30.09.2008 | aktual.: 30.09.2008 16:38

Przemawiający podczas uroczystości na Zamku Królewskim w Warszawie marszałek Sejmu – Bronisław Komorowski, arcybiskup Tadeusz Gocłowski, były prezydent Białorusi Stanisław Szuszkiewicz oraz brytyjski historyk – profesor Norman Davies w bardzo zdecydowany sposób skrytykowali próby niszczenia autorytetu Lecha. Bronisław Komorowski przypomniał rymowankę na temat krytyka literackiego – Jana Alfreda Szczepańskiego, który podpisywał się „Jaszcz” i krytykował wielu wybitnych poetów aż w końcu doczekał się od któregoś z nich rymowanki: „Tu leży Jaszcz – przechodniu naszcz! A tu leży wieszcz – przechodniu nie szcz!”.

Prezydenta Szuszkiewicz nie krył oburzenia i nazywał krytyków Lecha „oszczercami, kłamcami i głupcami” po prostu i nie mógł się nadziwić, na jaki manowce mogą zawędrować wolne media wypisując niestworzone rzeczy na temat Lecha?

Norman Davies przytoczył dwa malownicze przykłady historycznych teorii spiskowych. Jedną z nich prezentuje pewien japoński profesor, który uważa, że cała historia Polski jest zdeterminowana przez sól. Według niego nawet nazwa Soli Dar (ność) wskazuje, czemu Polacy zawdzięczają obecną wolność. Inna to teoria grupy francuskich badaczy, którzy uważają, że Napoleon był od młodości brytyjskim agentem, który posłużył Wielkiej Brytanii najpierw do pognębienia wrogów Albionu na kontynencie a następnie do pokonania samej Francji. Podobno nawet brytyjskie służby obiecały Napoleonowi, że za swoje zasługi stanie się władcą Wysp… „Nie dodali tylko, że chodziło im o Elbę oraz wyspę świętej Heleny…” – dodał żartobliwie Norman Davies.

W kuluarach dyskutowałem później ze znanym dziennikarzem "Gazety Wyborczej", który był zniesmaczony tym, że przy takim ważnym jubileuszu – wszyscy prelegenci gadali na temat domniemanego TW "Bolka" zamiast pominąć to godnym milczeniem. Niestety w dzisiejszych czasach pomijanie milczeniem tego rodzaju kwestii jest mało możliwe, o czym notabene dziennikarze "Gazety" wiedzą jak mało kto.

A sam Lechu? On na ten temat nie powiedział w swoim wystąpieniu nic. I dobrze, bo ostatnio zrobił to tak zdecydowanie, że teraz musi przepraszać jednego z oszczerców, co może stwarzać wrażenie, że ten ostatni ma w czymś rację, choć Lechu musi przepraszać go tylko za język, jakim się posłużył. Oszczerca zaś broni się w sądzie kolejnej instancji, żeby nie przepraszać za oskarżenia, których nie jest w stanie udowodnić.

A te oskarżenia zrodziły się ponad ćwierć wieku temu przy okazji przyznania Lechowi nagrody Nobla. Ubecy wiedzieli o tym, że jest poważnym kandydatem i zorganizowali akcję, której celem było skłócenie liderów "Solidarności", wytworzenia wokół Lecha atmosfery podejrzliwości i zablokowanie w ten sposób decyzji o przyznaniu mu nagrody.

W ten sposób podczas laudacji Lecha na Sali Wielkiej Zamku Królewskiego w Warszawie oddychaliśmy także kwaśnym smrodkiem ubeckich zabiegów sprzed 25 lat.

Po laudacjach głos zabrał jubilat. Przyznał, że pewnie niektóre sprawy można było poprowadzić lepiej, ale zasadnicza linia musiała przebiegać tak jak przebiegała. Lechu, który denerwował wielu swoją pewnością siebie i zadufaniem – na Zamku podziękował 10 milionom członków "Solidarności". Za co? Za to, że posłuchali Jana Pawła II i za to, że dali się poprowadzić do zwycięstwa nad komunizmem. Mimo iż na początku lat osiemdziesiątych nikt z ekspertów i możnych tego świata nie dawał "Solidarności" szansy na zmianę ustroju - a Polsce na wydostanie się ze strefy sowieckich wpływów... Warto w tym miejscu przypomnieć, że to nie Moskwa, lecz Warszawa dała nazwę komunistycznemu paktowi wojskowemu, będącemu przeciwwagą dla NATO...

A co było przeciwwagą dla Układu Warszawskiego w Polsce? W 1988 roku, na kilkanaście miesięcy przed przełomem i ostatecznym rozpadem Bloku Sowieckiego - był to niewysoki robotnik, który w towarzystwie kilku czy kilkunastu zaledwie osób miał odwagę pójść pod pomnik Poległych Stoczniowców i złożyć tam kwiaty. Również w imieniu tych, którzy tej odwagi wówczas nie mieli i tych, którzy teraz odsądzają Lecha od czci i wiary i oskarżają go o kolaborację z komuną. Ten obraz samotnego Lecha, który w szpalerze ubeków i zomowców idzie składać kwiaty pod pomnikiem warto przypominać tym, którzy mówią, że rok później z komuną można było ostrzej. Że Magdalenka, Okrągły Stół i kontraktowe wybory – to komunistyczny spisek, w którym Lechu szantażowany czy manipulowany przez ubeków odegrał pierwszorzędną rolę. Chce ktoś tego, czy nie? To Lechu pozostaje dla większości Polaków i świata symbolem tamtego przełomu. Dlatego były prezydent Białorusi, obserwując dziś polityczne konwulsje w swoim zniewolonym kraju, powiedział na Zamku
Królewskim w Warszawie, że modli się, żeby Naród Białoruski wydał swojego Lecha Wałęsę. Człowieka, który będzie umiał postawić jasne i proste cele a później walczyć o nie i je sprawnie osiągnąć.

W swoim przemówieniu Lech Wałęsa o historii mówił niewiele. Powtórzył stary refren, którym posługuje się od lat, jeżdżąc po świecie, że teraz najważniejszym zadaniem, jakie stoi przed światem, jest takie jego urządzenie, żeby nie liczyły się tylko pieniądze i sprawy materialne, bo one są niczym bez idei i wobec ducha. Gdyby brać pod uwagę tylko liczbę żołnierzy oraz samolotów, okrętów, czołgów i rakiet – to komunizm trwałby do dziś w najlepsze. Jeśli brać pod uwagę tylko siłę kapitału - są imperia, których nikt nie może pokonać. Jednak sam wielki kapitał jest jak sowieckie armie - jeśli nie służy ludziom - nie ma szansy na przetrwanie. Na pomniku poległych stoczniowców w Gdańsku są słowa Czesława Miłosza (wielkiego polskiego poety – laureata literackiej nagrody Nobla, również oczernianego przez radykalnych prawdziwych patriotów...): „Który skrzywdziłeś człowieka prostego (…) Nie bądź bezpieczny! (…) Spisane będą czyny i słowa”.

Na oczach nas wszystkich żyjących w ciekawych czasach przełomów – właśnie walą się w gruzy filary wielkiego spekulacyjnego "turbokapitalizmu". Oderwanego od rzeczywistości , obojętnego wobec głodu i nierówności na świecie, utrwalającego podział na biedne Południe i bogatą Północ. Czy my uwikłani w drobne kłótnie wywołane 25 lat temu przez komunistycznych ubeków, jesteśmy w stanie stanąć wobec wyzwań, jakie za chwilę może postawić przed nami fala uderzeniowa wywołana przez amerykański krach finansowy? Czy w dzisiejszej Polsce pojawi się ktoś na miarę Lecha na nowe trudne czasy? Niech by go potem opluwali i oczerniali, byle tylko wiedział, co robić, gdy wszyscy eksperci i możni tego świata mówią, że nic się zrobić nie da i nie dają nam - jak 25 lat temu - żadnych szans...

Jarosław Gugała specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)