Plaga na basenach w Warszawie. "Zaczęły zgłaszać się kolejne osoby"
Na stołecznym kompleksie basenów "Moczydło" doszło w ostatnim czasie do kilkunastu kradzieży. Łupem złodziei pada konkretny model klapek znanej marki. Ich wartość przekracza nawet 1000 zł.
Łupem złodziei pada tylko określony model klapek, będący hitem ostatnich sezonów. W ostatni weekend obuwie straciło w ten sposób kilkanaście osób, wypoczywających w "Moczydle" - kompleksie basenów na Woli, przy ulicy Górczewskiej.
Jak relacjonuje warszawa.wyborcza.pl, w ostatni weekend czerwca na terenie wolskiego kompleksu wodnego doszło do kilkunastu kradzieży. Złodzieje byli zainteresowani klapkami, których handlowa wartość przekracza 1000 zł.
Ludzi wypoczywających w ten gorący dzień nad wodą ośrodka "Moczydło" było wielu. Przy temperaturze 35 stopni tłumy wypełniały każdy akwen w Warszawie i poza miastem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zuchwała kradzież została uwieczniona na monitoringu
Jeden z gości kompleksu relacjonuje, że zanim wraz ze swoją dziewczyną poszedł do wody, zadbał o to, by ich klapki były bezpieczne. Obie pary, stanowiące identyczny model, tyle tylko, że w rozmiarze 39 i 46, przezornie zostawili w miejscu objętym monitoringiem.
Nic to nie dało. Do domu wracali na bosaka, a po modnych klapkach został tylko żal.
"Zaczęły zgłaszać się kolejne osoby, którym zginęły klapki"
Wcześniej mężczyzna podjął jeszcze walkę o swoją cenną własność. Udał się do punktu ochrony i poprosił o sprawdzenie kamer. - Gdy czekaliśmy na kierownika ochrony, zaczęły zgłaszać się kolejne osoby, którym zginęły klapki. W większości był to ten sam model - powiedział gazecie poszkodowany właściciel.
Ginące w błyskawicznym tempie w Warszawie klapki to Adidas Yeezy Slide. Gościom "Moczydła" raczej nie uda się już odzyskać własności, bo ochrona odmówiła udostępnienia monitoringu. Odesłała kilkunastu poszkodowanych na policję, uzasadniając, że rolą ochroniarzy nie jest pilnowanie pozostawionego bez dozoru mienia.
Kierownik kompleksu basenów "Moczydło" Paweł Wiśniewski tłumaczy w rozmowie z "Wyborczą" przedstawicieli ochroniarskiej firmy. Wyjaśnia, że przy tak dużej frekwencji, z jaką pracownicy mieli do czynienia w tamten weekend, wypatrzenie złodziei na zapisie monitoringu graniczy z cudem.
Telefon na policję też nie przyniósł efektu. Patrol nie pofatygował się na basen, ale dyżurny zaprosił poszkodowanych na komendę.
Przeczytaj również: Policyjna obława po ucieczce ze szpitala. Sprawdzają każde auto
- Nie mieliśmy żadnego zgłoszenia w tej sprawie - mówi rzeczniczka wolskiej policji nadkomisarz Marta Sulowska. Funkcjonariuszka przestrzega, by do dużych skupisk ludzi nie zabierać wartościowych rzeczy, szczególnie jeśli wiadomo, że podczas rekreacji na basenie często traci się je z oka. Radzi też, by o przysługę poprosić czasem sąsiada z koca obok.
Źródło: warszawa.wyborcza.pl