PiS zamachnął się na edukację domową. Stracą wszyscy
Jeśli edukacja domowa zostanie zduszona, zwykłe systemowe szkoły też ucierpią. Masowy powrót dzieci dotkniętych zespołem Aspergera, ADHD, wymagających szczególnej uwagi może sprawić, że w wytrzebionych z kadry i czasu placówkach praca już kompletnie się rozsypie - pisze Joanna Cieśla w tygodniku "Polityka".
Na kuchennej szafce w Wolnej Szkole Razem na warszawskim Mokotowie kilka tygodni temu stanęło pomalowane na czerwono pudełko z żółtą trąbką. Skrzynka na listy. – Dzieci bardzo się wkręciły w ich pisanie. Wysyłają do siebie nawzajem, do rodziców, do nas, pedagogów, a my do nich – opowiada prowadząca Razem Maria Majewska. Ćwiczenie miało rozwijać staranne stawianie liter i czytanie, ale okazało się, że świetnie też spaja grupę. A ostatnio Maria Majewska postanowiła pokazać, że za pomocą listów można protestować i próbować wywierać wpływ na polityków. Dlatego teraz dzieci piszą do senatorów i do prezydenta: żeby odrzucili projekt ustawy, który niedawno pojawił się w Sejmie, utrudniający edukację domową. Bo one są szczęśliwe i chcą się dalej uczyć tak, jak lubią, w wolnej szkole.
Dzieci, które zamiast z tradycyjnych placówek – publicznych, prywatnych lub społecznych – korzystają z edukacji domowej (ED), czasem faktycznie przerabiają podstawę programową z rodzicami lub na własną rękę. Przybywa jednak i tych, które spędzają czas na zajęciach edukacyjnych lub warsztatach w tzw. wolnych lub demokratycznych szkołach, nazywanych też pozasystemowymi, opartych na swobodniejszych zasadach, tworzonych bez sztywnego gorsetu prawa oświatowego. Mogą w nich bywać przez kilka godzin w tygodniu albo – tak jak w Razem – od poniedziałku do piątku, od ósmej do nawet 17, w zależności od potrzeb rodziny.
I dzieci z domów, i te z wolnych szkół co roku zdają egzaminy ze wszystkich przedmiotów, organizowane przez placówki – często prywatne lub społeczne, które mają tzw. uprawnienia szkół publicznych. Podlegają nadzorowi kuratorium i często mają też dla uczniów z ED dodatkową ofertę – konsultacje, materiały, zajęcia pozalekcyjne. To właśnie na działanie takich szkół – określanych też jako parasolowe – w pierwszej kolejności wpływa projekt ustawy, który pod koniec października postawił na nogi większość środowisk oświatowych w Polsce. Chodzi o nowe wcielenie (zawetowanego już raz przez prezydenta) tzw. lex Czarnek. Ostatnia wersja, złożona do Sejmu jako projekt posłów PiS nie tylko ogranicza możliwość prowadzenia zajęć przez organizacje pozarządowe w placówkach. Została też wzbogacona o przepisy, które nakazywały szkołom parasolowym zapewnienie fizycznego miejsca dla każdego dziecka z edukacji domowej (na wypadek gdyby nagle musiało zacząć tradycyjną naukę), zakazywały przyjmowania pod opiekę dzieci z innych województw oraz organizacji egzaminów w formie online. Wreszcie: umożliwiały przejście do ED tylko przez trzy pierwsze tygodnie września. Wyglądało to na faktyczny koniec edukacji domowej w Polsce.
Tyle że jeszcze zanim projekt przepisów trafił na sejmowy warsztat, minister Przemysław Czarnek, który formalnie ze zmianami nie ma nic wspólnego, zapowiedział w Radiu Maryja, że te dotyczące edukacji domowej zostaną złagodzone. Czas na przeniesienie dziecka ma się skończyć 21 września, ale zacząć jeszcze w wakacje. Szukać miejsca dla wszystkich uczniów w placówkach parasolowych jednak nie będzie trzeba, będzie natomiast można zapisywać do nich dzieci z województwa, w którym jest szkoła, ale i sąsiadujących. Jednak w sprawie egzaminów ustępstw brak – mają być organizowane wyłącznie stacjonarnie i po powiadomieniu o terminie kuratorium. Co zdaniem szefa MEiN ma być środkiem zaradczym na działalność "oświatowych mafii, wykorzystujących luki w przepisach i wyłudzających grube miliony".
Mafia w chmurze?
Choć urażonych tym stwierdzeniem poczuło się wielu, w środowisku ED powszechne było też przekonanie, że minister miał na myśli w szczególności Szkołę w Chmurze. To działająca głównie w internecie placówka parasolowa, rozwijana od 2016 r. przez Mariusza Truszkowskiego jako podstawówka, a od 2019 r. jako liceum. Wcześniej Truszkowski zaistniał w branży nowych technologii jako tyleż kreatywny, co kontrowersyjny współtwórca serwisu chomikuj.pl udostępniającego pliki – jak ostatnio potwierdził Sąd Najwyższy – z naruszeniem praw autorskich.
Od ubiegłego roku do zarejestrowanej w Warszawie Szkoły w Chmurze zapisują się dzieci i młodzież z ED z całej Polski, bo PiS wtedy właśnie zniósł obowiązujące wcześniej terytorialne ograniczenia. Umożliwił też przeprowadzanie egzaminów w trybie online (poza tymi najważniejszymi, tzw. zewnętrznymi, jak egzamin ósmoklasisty czy matura). Te decyzje miały ułatwiać organizację nauki w czasie pandemii.
– Wrzesień 2021 r. ze Szkołą w Chmurze rozpoczęło tysiąc uczniów. Rok szkolny w czerwcu zakończyliśmy już z 3 tys., bo kolejni dołączyli do nas w trakcie roku – relacjonuje Anna Bondarzewska, odpowiadająca za marketing Szkoły w Chmurze. – A wrzesień 2022 r. zaczęliśmy już z 10 tys. osób. Do szkoły (umożliwiającej też naukę stacjonarną na warszawskich Bielanach, z czego korzysta jednak tylko setka uczniów) przyciąga wirtualna platforma edukacyjna. – Są na niej ciekawe materiały, interaktywne ćwiczenia, można też zapisywać się na konsultacje online z nauczycielami – chwali Anna z Kaszub, matka ósmoklasisty Kacpra, który od września w Szkole w Chmurze się uczy. W porównaniu z innymi placówkami parasolowymi jej oferta jest naprawdę szeroka. Rodziny uczniów nic nie płacą. Jednak idzie na to bardzo dużo publicznych środków.
System wygląda tak: na każdego ucznia w edukacji domowej budżet wypłaca samorządom pieniądze, które te przekazują placówkom parasolowym jako dotację. Wynosi ona 80 proc. stawki za dzieci uczące się tradycyjnie – była niższa, ale na fali zmian w 2021 r. PiS ją podwyższył.
Szkole w Chmurze dotację co miesiąc przekazuje stołeczny samorząd. Z nieoficjalnych urzędniczych szacunków wynika, że przy 10 tys. uczniów z całej Polski do końca roku wypłacić trzeba – tej jednej placówce – 35 mln zł. Tyle że z państwowego budżetu do miejskiego wpłynęły środki tylko na tysiąc dzieci, bo należne kwoty wylicza się na podstawie liczby uczniów z 30 września poprzedniego roku (różnice z czasem się wyrównuje, ale zazwyczaj tylko częściowo).
Samorządowcy nie ukrywają kłopotów ze Szkołą w Chmurze ani wątpliwości, czy jej finansowanie jest zgodne nawet z obowiązującymi obecnie względnie luźnymi regulacjami. Ratusz przeprowadził kontrolę, wyniki mają się pojawić lada dzień.
KLIKNIJ W OKŁADKĘ, BY PRZENIEŚĆ SIĘ DO AKTUALNEGO WYDANIA "POLITYKI"
Z perspektywy władz centralnych prawdopodobnie także uznano, że niedawno podniesione stawki na uczniów w ED to w kryzysie ekonomicznym zbyt duży ciężar. Zwłaszcza że dzieci w ED przybyło w tym roku do niewidzianej wcześniej liczby ponad 30 tys. W większych szkołach parasolowych (także w SwC) już kilka miesięcy temu zaczęły się nieoczekiwane kuratoryjne kontrole. Dyrektorzy wiążą je też z faktem, że PiS nie lubi, gdy na publicznych pieniądzach dorabiają się "prywaciarze". Zwłaszcza jeśli nie są związani z tą partią.
Ale dla rządzących polityków istotna jest jeszcze jedna kwestia: wśród edukatorów domowych spora część to wyborcy prawicy – konserwatywni katolicy, którym zależy, by łączyć naukę z wychowaniem osadzonym w wyznawanych wartościach. ED w polskim wydaniu zaczęła się na początku lat 90. właśnie w rodzinach katolickich. Dlatego PiS w podejściu do tematu się miota.
Mimo utrzymującej się przewagi rodziców konserwatywnych środowisko ED przez lata światopoglądowo się zróżnicowało. Dołączyły do niego osoby "lewicowe" starające się żyć i tworzyć rodziny świadomie, w duchu empatii i uważności. Dziś – dodatkowo – za wyborem kształcenia dzieci poza szkołą często stoją motywacje w innym sensie zasadnicze: chęć ratowania tych, którzy w standardowej szkole poradzić sobie nie mają szans.
– Spośród naszych 35 dzieci znaczna część albo ma orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego, albo jest w trakcie procedur diagnostycznych. Pora przyznać, że w Polsce niesystemowe szkolnictwo przyciąga dzieciaki z grupy neuroróżnorodnych, które w ostatnich latach zaczynamy dostrzegać i rozumieć – podkreśla Maria Majewska z Wolnej Szkoły Razem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Droga ewakuacyjna
Przy tym potrzebę wyrwania się z systemu nie zawsze muszą powodować twarde diagnozy. Anna z Kaszub, matka Kacpra, po prostu nie mogła patrzeć, jak jej 13-latek przychodzi po sześciu godzinach ze szkoły, a potem z podkrążonymi oczami siedzi nad książkami do nocy, prawie się nie odzywa, a w przerwach tylko zagląda w telefon. – W kwietniu wypadało 17 dni nauki, a Kacper miał 18 sprawdzianów – opowiada Anna. Właśnie dlatego przepisała go do Szkoły w Chmurze. Zaliczył już trzy egzaminy – z biologii, chemii i edukacji dla bezpieczeństwa – w trybie online z możliwością korzystania z materiałów, bo szkoła na to pozwala. – I nagle okazuje się, że z Kacprem nie tylko można rozmawiać, ale też że ma czas malować obrazy. Wcześniej, w zwykłej podstawówce, miał ambicję robić codziennie choć jeden prosty szkic. Nie udawało się.
Podobnie było w rodzinie Rafała i Magdaleny, wykładowców akademickich, których córka najpierw zderzyła się ze szkolnym nękaniem, a potem z licytacją wymagań nauczycieli rywalizujących o ważność swoich przedmiotów. – A ostatnią kroplą goryczy była awantura z wychowawcą o tatuaż z henny, został córce na ręce po festiwalu archeologicznym, na który z nami pojechała – opowiada Rafał. Do edukacji domowej przenieśli dziecko trzy lata temu. Uczy się samodzielnie, egzaminy z poszczególnych przedmiotów zaczyna zdawać od jesieni. Nikt nie wyczekuje, by ją przyłapać na błędach.
Joanna Strzelecka, prowadząca trzy podstawówki i liceum przyjazne edukacji domowej w Wielkopolsce i Zachodniopomorskiem, obserwuje, że do niej także w ostatnich latach rodzice zgłaszają się głównie z powodu udręczenia własnego i dzieci realiami systemowych szkół: – Budynki są przepełnione, nauczyciele sfrustrowani, dzieci agresywne, a dyrektorzy nawet nie próbują czegoś z tym robić.
W reakcji na plany PiS środowisko ED od prawa do lewa tworzy zasadniczo wspólny front, choć edukatorzy z nurtu konserwatywnego są raczej przeciwni formule egzaminów online, zwłaszcza dopuszczających korzystanie z materiałów, bo taki sposób egzaminowania uznają za nieuczciwy.
– Ale to kwestia przekonań, które nie mają nic wspólnego z szeroko dostępną dziś wiedzą o tym, jak człowiek się uczy, co mu zostaje w pamięci i z czego może skorzystać w życiu – ocenia Marianna Kłosińska, założycielka Fundacji Bullerbyn prowadzącej szkoły dla dzieci w ED. I przekonuje, że bardziej dostosowane do wymogów współczesnego świata niż wyrywkowe pytania sprawdzające jest posłuchanie tego, co on sam ma do powiedzenia, gdy staje wobec sytuacji problemowej, i obserwacja, jak sobie radzi. – Możemy zapytać: "Skąd się bierze śnieg? Masz do dyspozycji wszelką możliwą wiedzę – powiedz, gdzie będziesz szukał, co będziesz robił, jak odróżnisz prawdę od fałszu?".
Podobne podejście do sprawdzianów mają już zresztą niektórzy nauczyciele systemowego liceum, w którym pracuje Anna, matka Kacpra ze Szkoły w Chmurze: – Pozwalają korzystać z materiałów, tyle że zadają pytania o rozumienie procesów, nie są to banalne quizy z faktów. Sama jestem ciekawa, czy minister Czarnek, który na pewno uczciwie zdawał wszystkie egzaminy, pamięta dziś, co to są allele?
A Rafał, wykładowca, którego córka uczy się w domu, dodaje, że załamuje go poziom wiedzy studentów pierwszych lat archeologii, którzy na prestiżowy uniwersytet, gdzie wykłada, przyszli z piątkowymi świadectwami. – Dziewczyna nie wie np., że w Polsce mamy Sejm i Senat, bo "już dawno miała WoS". Tryb "zdać, zakuć, zapomnieć" od lat się nie sprawdza.
W szkołach parasolowych trwają obecnie intensywne rozważania, w jaki sposób nawet technicznie miałyby być zorganizowane stacjonarne egzaminy, o których w dodatku, z wyprzedzeniem, ma być powiadomiony kurator. Szacunkowo takich egzaminów odbywa się 600 tys. (pisemnych i ustnych) na rok. – Przy czym nierzadko terminy trzeba przekładać, jeśli np. uczeń choruje – zauważa Joanna Strzelecka. Szczególnie martwi ją sytuacja dzieci ze spektrum autyzmu, które zyskały możliwość dopełniania edukacyjnych wymogów właśnie dzięki temu, że opcja egzaminów online została w pandemii oswojona. – Podróż, nowa przestrzeń, spotkanie z obcymi ludźmi bywają tak wyczerpujące dla tych uczniów, że po prostu tracą dostęp do swojej wiedzy. A niezdany egzamin roczny w ED oznacza powrót do systemowej szkoły. Przy tym masowy powrót do szkół tych właśnie dzieci – dotkniętych zespołem Aspergera, ADHD, depresją, wymagających szczególnej uwagi – może sprawić, że w wytrzebionych z kadry i czasu placówkach praca z pozostałymi uczniami już kompletnie się rozsypie.
Z tych samych powodów bezduszne i krótkowzroczne byłoby zamknięcie możliwości wyjścia z systemu po 21 września.
Prawo na kolanie
Na spotkaniu sejmowej komisji edukacji, która pracowała nad tzw. projektem lex Czarnek 2.0, pojawił się apel, by problemów z systemem finansowania oświaty nie rozwiązywać kosztem dzieci (a w skróceniu terminu przechodzenia do ED podobno o to właśnie chodzi: żeby samorząd, do którego przenoszą się nowi uczniowie, nie został na wiele miesięcy bez dotacji). – Jest pomysł, aby budżetowe pieniądze dla szkół "przechodziły" za uczniem, także w trakcie roku szkolnego. Byłoby to skomplikowane, jednak nowe systemy informatyczne umożliwiają ułatwienia takich rozliczeń – podpowiada Grzegorz Pochopień, ekspert od finansowania oświaty.
Marianna Kłosińska zachęca, by zamiast rujnować cały sektor, zastanowić się, skąd się bierze tak wielkie zainteresowanie ich ofertą. W przypadku Szkoły w Chmurze nową jakością jest bogata internetowa platforma, która umożliwia bezpłatny dostęp do ciekawych treści dzieciom korzystającym z edukacji domowej w małych miejscowościach, w odległych od centrum częściach kraju. To ważne, bo stacjonarne zajęcia edukacyjne w pozasystemowych szkołach są drogie – to koszt ok. 2 tys. zł miesięcznie, bo takie szkoły nie dostają publicznych dotacji. A w obecnej sytuacji gospodarczej budżety rodzinne jeszcze trudniej będzie dopinać. Zatem to, czy Szkoła w Chmurze wybroni się z obecnych kłopotów, to jedno. Drugie – to, że kolejne nieistniejące dotychczas rozwiązania edukacyjne będą powstawać i nie sposób tego wyhamować pisanym na kolanie prawem.
Szkoły do wyboru
Na polski system edukacji składają się szkoły publiczne, szkoły niepubliczne o uprawnieniach szkół publicznych (społeczne, prywatne) oraz uczniowie korzystający z prawa do nauki poza szkołą – w ramach edukacji domowej. Ministerstwo Edukacji publikuje program nauczania dla poszczególnych przedmiotów, nazywany podstawą programową. Żeby wywiązać się z obowiązku szkolnego, obejmującego dzieci do ukończenia szkoły podstawowej, co roku należy zaliczyć wymagane przedmioty w szkole publicznej bądź prywatnej (zwanych parasolowymi) albo też zdać państwowe egzaminy przedmiotowe z zagadnień ujętych w podstawie programowej.
W edukacji domowej to rodzice odpowiadają za to, że dziecko zrealizuje program szkolny. Mogą to zrobić sami lub powierzając naukę tzw. szkołom alternatywnym – placówkom, które nie mają statusu formalnej szkoły, ale zajmują się kształceniem (takim jak np. wolne szkoły albo jak Szkoła w Chmurze). (MB)
Joanna Cieśla
Absolwentka Wydziału Psychologii UW. Lubi pisać o zmianach społecznych i emocjach, które one rodzą. Ostatnio szczególnie przygląda się edukacji. Laureatka m. in. polskiej edycji europejskiego konkursu "Za różnorodnością, przeciwko dyskryminacji" i Nagrody Edukacyjnej Fundacji im prof. Romana Czerneckiego.