PiS zamachnął się na edukację domową. Stracą wszyscy

PiS zamachnął się na edukację domową. Stracą wszyscy

Przemysław Czarnek
Przemysław Czarnek
Źródło zdjęć: © PAP | Darek Delmanowicz
14.11.2022 14:41

Jeśli edukacja domowa zostanie zduszona, zwykłe systemowe szkoły też ucierpią. Masowy powrót dzieci dotkniętych zespołem Aspergera, ADHD, wymagających szczególnej uwagi może sprawić, że w wytrzebionych z kadry i czasu placówkach praca już kompletnie się rozsypie - pisze Joanna Cieśla w tygodniku "Polityka".

Na kuchennej szafce w Wolnej Szkole Razem na warszawskim Mokotowie kilka tygodni temu stanęło pomalowane na czerwono pudełko z żółtą trąbką. Skrzynka na listy. – Dzieci bardzo się wkręciły w ich pisanie. Wysyłają do siebie nawzajem, do rodziców, do nas, pedagogów, a my do nich – opowiada prowadząca Razem Maria Majewska. Ćwiczenie miało rozwijać staranne stawianie liter i czytanie, ale okazało się, że świetnie też spaja grupę. A ostatnio Maria Majewska postanowiła pokazać, że za pomocą listów można protestować i próbować wywierać wpływ na polityków. Dlatego teraz dzieci piszą do senatorów i do prezydenta: żeby odrzucili projekt ustawy, który niedawno pojawił się w Sejmie, utrudniający edukację domową. Bo one są szczęśliwe i chcą się dalej uczyć tak, jak lubią, w wolnej szkole.

Dzieci, które zamiast z tradycyjnych placówek – publicznych, prywatnych lub społecznych – korzystają z edukacji domowej (ED), czasem faktycznie przerabiają podstawę programową z rodzicami lub na własną rękę. Przybywa jednak i tych, które spędzają czas na zajęciach edukacyjnych lub warsztatach w tzw. wolnych lub demokratycznych szkołach, nazywanych też pozasystemowymi, opartych na swobodniejszych zasadach, tworzonych bez sztywnego gorsetu prawa oświatowego. Mogą w nich bywać przez kilka godzin w tygodniu albo – tak jak w Razem – od poniedziałku do piątku, od ósmej do nawet 17, w zależności od potrzeb rodziny.

I dzieci z domów, i te z wolnych szkół co roku zdają egzaminy ze wszystkich przedmiotów, organizowane przez placówki – często prywatne lub społeczne, które mają tzw. uprawnienia szkół publicznych. Podlegają nadzorowi kuratorium i często mają też dla uczniów z ED dodatkową ofertę – konsultacje, materiały, zajęcia pozalekcyjne. To właśnie na działanie takich szkół – określanych też jako parasolowe – w pierwszej kolejności wpływa projekt ustawy, który pod koniec października postawił na nogi większość środowisk oświatowych w Polsce. Chodzi o nowe wcielenie (zawetowanego już raz przez prezydenta) tzw. lex Czarnek. Ostatnia wersja, złożona do Sejmu jako projekt posłów PiS nie tylko ogranicza możliwość prowadzenia zajęć przez organizacje pozarządowe w placówkach. Została też wzbogacona o przepisy, które nakazywały szkołom parasolowym zapewnienie fizycznego miejsca dla każdego dziecka z edukacji domowej (na wypadek gdyby nagle musiało zacząć tradycyjną naukę), zakazywały przyjmowania pod opiekę dzieci z innych województw oraz organizacji egzaminów w formie online. Wreszcie: umożliwiały przejście do ED tylko przez trzy pierwsze tygodnie września. Wyglądało to na faktyczny koniec edukacji domowej w Polsce.

Tyle że jeszcze zanim projekt przepisów trafił na sejmowy warsztat, minister Przemysław Czarnek, który formalnie ze zmianami nie ma nic wspólnego, zapowiedział w Radiu Maryja, że te dotyczące edukacji domowej zostaną złagodzone. Czas na przeniesienie dziecka ma się skończyć 21 września, ale zacząć jeszcze w wakacje. Szukać miejsca dla wszystkich uczniów w placówkach parasolowych jednak nie będzie trzeba, będzie natomiast można zapisywać do nich dzieci z województwa, w którym jest szkoła, ale i sąsiadujących. Jednak w sprawie egzaminów ustępstw brak – mają być organizowane wyłącznie stacjonarnie i po powiadomieniu o terminie kuratorium. Co zdaniem szefa MEiN ma być środkiem zaradczym na działalność "oświatowych mafii, wykorzystujących luki w przepisach i wyłudzających grube miliony".

Mafia w chmurze?

Choć urażonych tym stwierdzeniem poczuło się wielu, w środowisku ED powszechne było też przekonanie, że minister miał na myśli w szczególności Szkołę w Chmurze. To działająca głównie w internecie placówka parasolowa, rozwijana od 2016 r. przez Mariusza Truszkowskiego jako podstawówka, a od 2019 r. jako liceum. Wcześniej Truszkowski zaistniał w branży nowych technologii jako tyleż kreatywny, co kontrowersyjny współtwórca serwisu chomikuj.pl udostępniającego pliki – jak ostatnio potwierdził Sąd Najwyższy – z naruszeniem praw autorskich.

Od ubiegłego roku do zarejestrowanej w Warszawie Szkoły w Chmurze zapisują się dzieci i młodzież z ED z całej Polski, bo PiS wtedy właśnie zniósł obowiązujące wcześniej terytorialne ograniczenia. Umożliwił też przeprowadzanie egzaminów w trybie online (poza tymi najważniejszymi, tzw. zewnętrznymi, jak egzamin ósmoklasisty czy matura). Te decyzje miały ułatwiać organizację nauki w czasie pandemii.

– Wrzesień 2021 r. ze Szkołą w Chmurze rozpoczęło tysiąc uczniów. Rok szkolny w czerwcu zakończyliśmy już z 3 tys., bo kolejni dołączyli do nas w trakcie roku – relacjonuje Anna Bondarzewska, odpowiadająca za marketing Szkoły w Chmurze. – A wrzesień 2022 r. zaczęliśmy już z 10 tys. osób. Do szkoły (umożliwiającej też naukę stacjonarną na warszawskich Bielanach, z czego korzysta jednak tylko setka uczniów) przyciąga wirtualna platforma edukacyjna. – Są na niej ciekawe materiały, interaktywne ćwiczenia, można też zapisywać się na konsultacje online z nauczycielami – chwali Anna z Kaszub, matka ósmoklasisty Kacpra, który od września w Szkole w Chmurze się uczy. W porównaniu z innymi placówkami parasolowymi jej oferta jest naprawdę szeroka. Rodziny uczniów nic nie płacą. Jednak idzie na to bardzo dużo publicznych środków.

System wygląda tak: na każdego ucznia w edukacji domowej budżet wypłaca samorządom pieniądze, które te przekazują placówkom parasolowym jako dotację. Wynosi ona 80 proc. stawki za dzieci uczące się tradycyjnie – była niższa, ale na fali zmian w 2021 r. PiS ją podwyższył.

Szkole w Chmurze dotację co miesiąc przekazuje stołeczny samorząd. Z nieoficjalnych urzędniczych szacunków wynika, że przy 10 tys. uczniów z całej Polski do końca roku wypłacić trzeba – tej jednej placówce – 35 mln zł. Tyle że z państwowego budżetu do miejskiego wpłynęły środki tylko na tysiąc dzieci, bo należne kwoty wylicza się na podstawie liczby uczniów z 30 września poprzedniego roku (różnice z czasem się wyrównuje, ale zazwyczaj tylko częściowo).

Samorządowcy nie ukrywają kłopotów ze Szkołą w Chmurze ani wątpliwości, czy jej finansowanie jest zgodne nawet z obowiązującymi obecnie względnie luźnymi regulacjami. Ratusz przeprowadził kontrolę, wyniki mają się pojawić lada dzień.

KLIKNIJ W OKŁADKĘ, BY PRZENIEŚĆ SIĘ DO AKTUALNEGO WYDANIA "POLITYKI"

Okładka tygodnika Polityka
Okładka tygodnika Polityka© Polityka

Z perspektywy władz centralnych prawdopodobnie także uznano, że niedawno podniesione stawki na uczniów w ED to w kryzysie ekonomicznym zbyt duży ciężar. Zwłaszcza że dzieci w ED przybyło w tym roku do niewidzianej wcześniej liczby ponad 30 tys. W większych szkołach parasolowych (także w SwC) już kilka miesięcy temu zaczęły się nieoczekiwane kuratoryjne kontrole. Dyrektorzy wiążą je też z faktem, że PiS nie lubi, gdy na publicznych pieniądzach dorabiają się "prywaciarze". Zwłaszcza jeśli nie są związani z tą partią.

Ale dla rządzących polityków istotna jest jeszcze jedna kwestia: wśród edukatorów domowych spora część to wyborcy prawicy – konserwatywni katolicy, którym zależy, by łączyć naukę z wychowaniem osadzonym w wyznawanych wartościach. ED w polskim wydaniu zaczęła się na początku lat 90. właśnie w rodzinach katolickich. Dlatego PiS w podejściu do tematu się miota.

Mimo utrzymującej się przewagi rodziców konserwatywnych środowisko ED przez lata światopoglądowo się zróżnicowało. Dołączyły do niego osoby "lewicowe" starające się żyć i tworzyć rodziny świadomie, w duchu empatii i uważności. Dziś – dodatkowo – za wyborem kształcenia dzieci poza szkołą często stoją motywacje w innym sensie zasadnicze: chęć ratowania tych, którzy w standardowej szkole poradzić sobie nie mają szans.

– Spośród naszych 35 dzieci znaczna część albo ma orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego, albo jest w trakcie procedur diagnostycznych. Pora przyznać, że w Polsce niesystemowe szkolnictwo przyciąga dzieciaki z grupy neuroróżnorodnych, które w ostatnich latach zaczynamy dostrzegać i rozumieć – podkreśla Maria Majewska z Wolnej Szkoły Razem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Droga ewakuacyjna

Przy tym potrzebę wyrwania się z systemu nie zawsze muszą powodować twarde diagnozy. Anna z Kaszub, matka Kacpra, po prostu nie mogła patrzeć, jak jej 13-latek przychodzi po sześciu godzinach ze szkoły, a potem z podkrążonymi oczami siedzi nad książkami do nocy, prawie się nie odzywa, a w przerwach tylko zagląda w telefon. – W kwietniu wypadało 17 dni nauki, a Kacper miał 18 sprawdzianów – opowiada Anna. Właśnie dlatego przepisała go do Szkoły w Chmurze. Zaliczył już trzy egzaminy – z biologii, chemii i edukacji dla bezpieczeństwa – w trybie online z możliwością korzystania z materiałów, bo szkoła na to pozwala. – I nagle okazuje się, że z Kacprem nie tylko można rozmawiać, ale też że ma czas malować obrazy. Wcześniej, w zwykłej podstawówce, miał ambicję robić codziennie choć jeden prosty szkic. Nie udawało się.

Podobnie było w rodzinie Rafała i Magdaleny, wykładowców akademickich, których córka najpierw zderzyła się ze szkolnym nękaniem, a potem z licytacją wymagań nauczycieli rywalizujących o ważność swoich przedmiotów. – A ostatnią kroplą goryczy była awantura z wychowawcą o tatuaż z henny, został córce na ręce po festiwalu archeologicznym, na który z nami pojechała – opowiada Rafał. Do edukacji domowej przenieśli dziecko trzy lata temu. Uczy się samodzielnie, egzaminy z poszczególnych przedmiotów zaczyna zdawać od jesieni. Nikt nie wyczekuje, by ją przyłapać na błędach.

Joanna Strzelecka, prowadząca trzy podstawówki i liceum przyjazne edukacji domowej w Wielkopolsce i Zachodniopomorskiem, obserwuje, że do niej także w ostatnich latach rodzice zgłaszają się głównie z powodu udręczenia własnego i dzieci realiami systemowych szkół: – Budynki są przepełnione, nauczyciele sfrustrowani, dzieci agresywne, a dyrektorzy nawet nie próbują czegoś z tym robić.

W reakcji na plany PiS środowisko ED od prawa do lewa tworzy zasadniczo wspólny front, choć edukatorzy z nurtu konserwatywnego są raczej przeciwni formule egzaminów online, zwłaszcza dopuszczających korzystanie z materiałów, bo taki sposób egzaminowania uznają za nieuczciwy.

– Ale to kwestia przekonań, które nie mają nic wspólnego z szeroko dostępną dziś wiedzą o tym, jak człowiek się uczy, co mu zostaje w pamięci i z czego może skorzystać w życiu – ocenia Marianna Kłosińska, założycielka Fundacji Bullerbyn prowadzącej szkoły dla dzieci w ED. I przekonuje, że bardziej dostosowane do wymogów współczesnego świata niż wyrywkowe pytania sprawdzające jest posłuchanie tego, co on sam ma do powiedzenia, gdy staje wobec sytuacji problemowej, i obserwacja, jak sobie radzi. – Możemy zapytać: "Skąd się bierze śnieg? Masz do dyspozycji wszelką możliwą wiedzę – powiedz, gdzie będziesz szukał, co będziesz robił, jak odróżnisz prawdę od fałszu?".

Podobne podejście do sprawdzianów mają już zresztą niektórzy nauczyciele systemowego liceum, w którym pracuje Anna, matka Kacpra ze Szkoły w Chmurze: – Pozwalają korzystać z materiałów, tyle że zadają pytania o rozumienie procesów, nie są to banalne quizy z faktów. Sama jestem ciekawa, czy minister Czarnek, który na pewno uczciwie zdawał wszystkie egzaminy, pamięta dziś, co to są allele?

A Rafał, wykładowca, którego córka uczy się w domu, dodaje, że załamuje go poziom wiedzy studentów pierwszych lat archeologii, którzy na prestiżowy uniwersytet, gdzie wykłada, przyszli z piątkowymi świadectwami. – Dziewczyna nie wie np., że w Polsce mamy Sejm i Senat, bo "już dawno miała WoS". Tryb "zdać, zakuć, zapomnieć" od lat się nie sprawdza.

W szkołach parasolowych trwają obecnie intensywne rozważania, w jaki sposób nawet technicznie miałyby być zorganizowane stacjonarne egzaminy, o których w dodatku, z wyprzedzeniem, ma być powiadomiony kurator. Szacunkowo takich egzaminów odbywa się 600 tys. (pisemnych i ustnych) na rok. – Przy czym nierzadko terminy trzeba przekładać, jeśli np. uczeń choruje – zauważa Joanna Strzelecka. Szczególnie martwi ją sytuacja dzieci ze spektrum autyzmu, które zyskały możliwość dopełniania edukacyjnych wymogów właśnie dzięki temu, że opcja egzaminów online została w pandemii oswojona. – Podróż, nowa przestrzeń, spotkanie z obcymi ludźmi bywają tak wyczerpujące dla tych uczniów, że po prostu tracą dostęp do swojej wiedzy. A niezdany egzamin roczny w ED oznacza powrót do systemowej szkoły. Przy tym masowy powrót do szkół tych właśnie dzieci – dotkniętych zespołem Aspergera, ADHD, depresją, wymagających szczególnej uwagi – może sprawić, że w wytrzebionych z kadry i czasu placówkach praca z pozostałymi uczniami już kompletnie się rozsypie.

Z tych samych powodów bezduszne i krótkowzroczne byłoby zamknięcie możliwości wyjścia z systemu po 21 września.

Prawo na kolanie

Na spotkaniu sejmowej komisji edukacji, która pracowała nad tzw. projektem lex Czarnek 2.0, pojawił się apel, by problemów z systemem finansowania oświaty nie rozwiązywać kosztem dzieci (a w skróceniu terminu przechodzenia do ED podobno o to właśnie chodzi: żeby samorząd, do którego przenoszą się nowi uczniowie, nie został na wiele miesięcy bez dotacji). – Jest pomysł, aby budżetowe pieniądze dla szkół "przechodziły" za uczniem, także w trakcie roku szkolnego. Byłoby to skomplikowane, jednak nowe systemy informatyczne umożliwiają ułatwienia takich rozliczeń – podpowiada Grzegorz Pochopień, ekspert od finansowania oświaty.

Marianna Kłosińska zachęca, by zamiast rujnować cały sektor, zastanowić się, skąd się bierze tak wielkie zainteresowanie ich ofertą. W przypadku Szkoły w Chmurze nową jakością jest bogata internetowa platforma, która umożliwia bezpłatny dostęp do ciekawych treści dzieciom korzystającym z edukacji domowej w małych miejscowościach, w odległych od centrum częściach kraju. To ważne, bo stacjonarne zajęcia edukacyjne w pozasystemowych szkołach są drogie – to koszt ok. 2 tys. zł miesięcznie, bo takie szkoły nie dostają publicznych dotacji. A w obecnej sytuacji gospodarczej budżety rodzinne jeszcze trudniej będzie dopinać. Zatem to, czy Szkoła w Chmurze wybroni się z obecnych kłopotów, to jedno. Drugie – to, że kolejne nieistniejące dotychczas rozwiązania edukacyjne będą powstawać i nie sposób tego wyhamować pisanym na kolanie prawem.

Szkoły do wyboru

Na polski system edukacji składają się szkoły publiczne, szkoły niepubliczne o uprawnieniach szkół publicznych (społeczne, prywatne) oraz uczniowie korzystający z prawa do nauki poza szkołą – w ramach edukacji domowej. Ministerstwo Edukacji publikuje program nauczania dla poszczególnych przedmiotów, nazywany podstawą programową. Żeby wywiązać się z obowiązku szkolnego, obejmującego dzieci do ukończenia szkoły podstawowej, co roku należy zaliczyć wymagane przedmioty w szkole publicznej bądź prywatnej (zwanych parasolowymi) albo też zdać państwowe egzaminy przedmiotowe z zagadnień ujętych w podstawie programowej.

W edukacji domowej to rodzice odpowiadają za to, że dziecko zrealizuje program szkolny. Mogą to zrobić sami lub powierzając naukę tzw. szkołom alternatywnym – placówkom, które nie mają statusu formalnej szkoły, ale zajmują się kształceniem (takim jak np. wolne szkoły albo jak Szkoła w Chmurze). (MB)

Joanna Cieśla

Absolwentka Wydziału Psychologii UW. Lubi pisać o zmianach społecznych i emocjach, które one rodzą. Ostatnio szczególnie przygląda się edukacji. Laureatka m. in. polskiej edycji europejskiego konkursu "Za różnorodnością, przeciwko dyskryminacji" i Nagrody Edukacyjnej Fundacji im prof. Romana Czerneckiego.

Źródło artykułu:Polityka
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (377)
Zobacz także