PublicystykaPiS stoi przed szansą objęcia pełni władzy. Nie wiadomo tylko, czy Kaczyński podejmie ryzyko

PiS stoi przed szansą objęcia pełni władzy. Nie wiadomo tylko, czy Kaczyński podejmie ryzyko

Prawo i Sprawiedliwość zmierza ku pełni władzy w Polsce. Większość konstytucyjna jest na wyciągnięcie ręki. Teraz potrzebne są już tylko przyspieszone wybory. Rekonstrukcja rządu ustawiła partię Jarosława Kaczyńskiego w sytuacji, w której nawet Antonii Macierewicz będzie mógł powrócić w glorii i chwale do swojego ukochanego resortu obrony. Prezesowi musi tylko wystarczyć odwagi na podjęcie ryzyka.

PiS stoi przed szansą objęcia pełni władzy. Nie wiadomo tylko, czy Kaczyński podejmie ryzyko
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka
Jarosław Kociszewski

10.01.2018 | aktual.: 10.01.2018 12:16

Żadne przecieki nie ujawniły skali rekonstrukcji rządu Mateusza Morawieckiego. Nagle poniżej poziomu radaru politycznego zeszli Antoni Macierewicz i Jan Szyszko, a teki ministerialne odebrali fachowcy z drugiego, tacy jak nowy szef MSZ Jacek Czaputowicz czy Jerzy Kwieciński, postawiony na czele resortu inwestycji i rozwoju.

Dlaczego nagle partia rządząca odsuwa rząd Beaty Szydło, który - jak skutecznie przekonywała Polaków była premier - był najlepszy w historii. I to tylko po to, żeby zastąpić go gabinetem przywołującym na myśl znienawidzony na prawicy pomysł PO-PiSu? Przecież program 500+ robi swoje i zapewnia rządowi niezwykle stabilne poparcie.

PiS przesuwa się do środka

Zaprzysiężenie rządu Mateusza Morawieckiego oznacza wyraźne przesunięcie się PiS w kierunku centrum sceny politycznej, co w demokratycznej polityce oznacza zbliżające się wybory. Dzięki odsunięciu najbardziej kontrowersyjnych polityków w rodzaju Macierewicza, Szyszki czy Waszczykowskiego nagle PiS przestał straszyć ideologicznie obojętnych wyborców ze środka.

Jeżeli Jarosław Kaczyński zagospodaruje centrum sceny politycznej i utrzyma poparcia prawej strony, to w abcugach wygra wybory i będzie rządzić samodzielnie. Nawet większość konstytucyjna 2/3 mandatów w Sejmie wydaje się być na wyciągnięcie ręki.

PiS jest w sytuacji o tyle prostej, że opozycja może obecnie co najwyżej "wykonać pingwina", czyli żałośnie podskakiwać ze spodniami opuszczonymi do kostek. Przykładem tego jest Projekt Petru, czyli kolejny podział opozycji ogłaszany w imię jej jednoczenia. PiS kompletnie nie ma obecnie z kim przegrać. A Donald Tusk, jedyny polityk zdolny pokrzyżować szyki Jarosławowi Kaczyńskiemu, jest daleko i nie zdąży realnie powrócić do gry, jeżeli wybory odbędą się szybko. Najlepiej jeszcze w tym roku.

Prawica rozpacza i miota gromy

Oczywiście skrajne, prawe skrzydło oburza się na utratę geniusza, których kierował MON-em. Odsądza Kaczyńskiego i Andrzeja Dudę od czci i wiary. Szczególnie istotny w tym kontekście jest konflikt pomiędzy Nowogrodzką a Pałacem Prezydenckim.

Gromy posypały się przede wszystkim na głowę państwa i to jest kolejną, dobrą wiadomością dla PiS. Kaczyński ma odgromnik - prezydenta, który, chcąc nie chcąc, musi teraz przyjmować ciosy rozgoryczonego, prawicowego elektoratu. W przypadku wyborów na pewno część radykałów odsunie się od PiS, ale jest to cena, którą opłaca się zapłacić za poszerzenie pola rażenia w centrum. Co więcej, doświadczenia z przeszłości pokazały, że schowanie Macierewicza na jakiś czas po prostu się opłaca. Później można jemu i mu podobnym wynagrodzić wierność i niewygody.

Co więcej, w rękach PiS pozostaje machina propagandowa, która załagodzi wrażenie "zdrady". W końcu zadaniem TVP i autorów pasków nie jest przekonywanie niezdecydowanych, tylko przede wszystkim utrzymanie w dobrej formie twardego elektoratu, co przypomina polewać wodą betonu, żeby nie spękał. Dlatego spadające słupki nie mają znaczenia pierwszorzędnego.

Odsunięcie Szyszki i Macierewicza zaskoczyło wszystkich tych, którzy sądzili, że nie da się ruszyć obozu toruńskiego, zbudowanego przez ojca Rydzyka. Po pierwsze jest to jedynie odwrót taktyczny i trudno uwierzyć, żeby obaj panowie wylądowali na kuroniówce. Po drugie, frakcję toruńską i szerzej - kościelną, rząd zawsze może kupić kolejnymi dotacjami i moralizatorsko-religijnymi "paciorkami", które sprawdzały się w przeszłości. Wystarczy zacząć mówić o konieczności obrony wartości rodzinnych i ochrony kraju przed zalewem islamskich uchodźców, aby zyskać poparcie z ambony. Krytyka ze strony ludzi takich jak ksiądz Boniecki i tak nie mają wielkiego znaczenia, bo trafiają do wąskiej grupy odbiorców, a w walce o władzę liczy się głos masowy.

Resorty siłowe nadal są w cenie

Ceremonia zaprzysiężenia gabinetu Morawieckiego podważyła też tezę o buncie młodszych działaczy PiS przeciwko Kaczyńskiemu i ludziom z jego pokolenia. Tak zwane resorty siłowe, czyli MON i MSW, trafiły w ręce zaufanych ludzi prezesa, Mariusza Błaszczaka i Joachima Brudzińskiego. To klasyczne zagranie silnych przywódców rodem z drugiej połowy ubiegłego wieku. Gospodarka jest ważna, bo pozwala utrzymać sztandarowy program 500+. Ale zgodnie z logiką, z którą na pewno zgodziłby się Władimir Putin, koniec końców ważna jest policja i wojsko oraz resort sprawiedliwości, zdolny każdemu działaniu zapewnić przynajmniej pozory legalności.

Pionki i figury na politycznej szachownicy zostały rozstawione, a przeciwnik jest słaby i zdezorientowany. Co więcej, jak każdy dobry plan strategiczny, ten także umożliwia działanie w kilku wariantach. Połączenie przyspieszonych wyborów parlamentarnych z zaplanowanymi na lato samorządowymi pozwala upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Co więcej, kampanie połączone będą się nawzajem wzmacniać, dzięki temu PiS może zwiększyć swoje wpływy także na poziomie lokalnym.

Jeżeli cel pierwszorzędny w postaci większości konstytucyjnej będzie nieosiągalny, to można ograniczyć się do samodzielnego sprawowania rządu. Jeżeli nawet to będzie mało prawdopodobne, to wystarczy trwać przy kolejnym, "najlepszym rządzie w historii" i czekać na dogodny moment lub zaczekać na koniec kadencji. W końcu to PiS kontroluje kalendarz wydarzeń.

Dodać należy przy tym, że nie jest to plan, którego stworzenie wymaga intelektu genialnego stratega. Przejęcie kontroli nad politycznym kalendarzem, poszerzenie potencjalnego elektoratu przez zagospodarowanie środka kosztem peryferiów, znalezienie kozła ofiarnego i stworzenie kilku wariantów taktyki jest standardowym sposobem uprawianie polityki. Napisano na ten temat wiele książek, a to, że u nas należy do rzadkości wynika wyłącznie z niebywałej słabości klasy politycznej. A przewagą Kaczyńskiego jest tutaj przede wszystkim wytrwałość.

Nic nie jest przesądzone

Nie znaczy to, oczywiście, że wszystko musi się udać. Życie lubi płatać figle i dzieją się rzeczy nieprzewidywalne. Do tego nie można zakładać, że nikt nie wyjdzie z przypisanej mu roli i nie zacznie nagle wprowadzać chaos lub nieoczekiwanie gromadzić siły. Istnieją także czynniki zewnętrzne. Obecnie jest mało prawdopodobne, aby Unia Europejska chciała i mogła zyskać znaczący wpływ na politykę krajową. Bruksela pewnie ograniczy się do izolowania kłopotliwego członka do czasu, aż ten postanowi powrócić do gry.

Oczywiście są też elementy psychologiczne, stresy, uprzedzenia i błędy. PiS obecnie wydaje się zajmować idealną pozycję do utrwalenia władzy, a rozpisanie jeszcze w tym roku wyborów parlamentarnych jest tego logiczną konsekwencją. Jarosław Kaczyński raz już sparzył się na takiej rozgrywce i w 2007 r. stracił władzę na niemal dekadę. W jego wieku nie może sobie już na to pozwolić. Czy starczy jemu i jego otoczeniu odwagi na ponowne podjęcie takiego ryzyka? To powinno stać się jasne w ciągu kilku zaledwie miesięcy.

Jarosław Kociszewski dla Opinii WP

Zobacz także
Komentarze (0)