WAŻNE
TERAZ

Właściciel psów, które zagryzły 46-latka, zatrzymany

Pierwsze w dziejach wybory, które sfałszowały się same [OPINIA]

Ustawianie wyników wyborów tak, by przegrali je ci, których popiera większość głosujących, to nic nadzwyczajnego. Zdarza się w wielu miejscach świata. Ale zawsze wymaga miesięcy przygotowań, olbrzymiego wysiłku aparatu państwa, zaangażowania tysięcy ludzi. W Polsce sugeruje się, że zrobiła to opozycja, ot, tak między wieczorną kawą a porannym śniadaniem - pisze dla Wirtualnej Polski Andrzej Krajewski. Autor jest historykiem i publicystą. Publikował m.in. w "Newsweeku", "Polityce", "Forbesie". Obecnie jest stałym współpracownikiem "DGP".

Wybory prezydenckie 2025. Upłynął termin składania protestów wyWybory prezydenckie 2025. Upłynął termin składania protestów wyborczych
Źródło zdjęć: © East News | Krzysztof Kaniewski/REPORTER

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Pod egidą Romana Giertych trwa właśnie kampania dyskredytowania wyników wyborów prezydenckich. Przy czym nie mówi się wprost, że zostały sfałszowane. To jedynie sugestia czytelna dla wszystkich, a powtarzana przy okazji przytaczania przykładów nieprawidłowości odkrytych w poszczególnych komisja wyborczych. Do czego dorzuca się żądanie powtórnego przeliczenia głosów, powtarzane regularnie w mediach społecznościowych przez nowy nabytek Platformy Obywatelskiej wraz z całą rzeszą jego fanów. Z czym ciekawie współgrają ogólnikowe stwierdzenia Donalda Tuska. Najpierw po posiedzeń Biura Bezpieczeństwa Narodowego premier oświadczy, iż: "Nikt nie powinien kwestionować wyników wyborów prezydenckich". Po czym uzupełnił to uwagą: "Należy rozwiać wszelkie wątpliwości, aby nikt – ani w Polsce, ani poza jej granicami – nie mógł kwestionować wyników wyborów". Te dwa, nieco logicznie sprzeczne ze sobą komunikaty szefa rządu, jakoś nie odnosiły się bezpośrednio do agitacji rozkręcanej przez jego ulubionego mecenasa.

Teorie spiskowe

Zostawiając na razie na boku kwestię ponownego przeliczania głosów, skupmy się na sednie, czyli fałszerstwie wyborczym. Ponieważ zgodnie z nadal obowiązującymi w III RP zasadami demokracji przedstawicielskiej, tego z dwójki kandydatów, który otrzymał więcej ważnych głosów, naród wybrał na swojego prezydenta. Niedopuszczenie takiej osoby do sprawowania tegoż urzędu byłoby – nazywając rzecz po imieniu – zamachem stanu. No, chyba że wybory sfałszowano. Ale nie ma na to żadnych namacalnych dowodów. Zastępuje się je puszczanymi w obieg teoriami spiskowymi. Gdy zaś zetkniemy się z taki bytem potrafiącym skutecznie pobudzać ludzką wyobraźnię, warto go skonfrontować z rzeczywistością.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Putin zbyt "duży" dla Trumpa? "Długo nie będzie mógł z nim konkurować"

Na pierwszy rzut oka teoria o sfałszowaniu w 2025 r. w Polsce wyborów prezydenckich prezentuje się atrakcyjnie, bo przecież takie rzeczy się zdarzają. Zaraz za wschodnią granicą, na Białorusi i w Rosji proceder fałszowania wyborów prezydenckich i parlamentarnych trwa od początku tego stulecia. Z każdymi kolejnymi przeprowadza się całą operację coraz bezczelniej. Tak, aby Aleksandr Łukaszenka i Władimir Putin mogli się za każdym razem chwalić bezapelacyjnym zwycięstwem. Ale właśnie to stanowi najlepszy dowód kompletnego oderwania od rzeczywistości teorii spiskowych promowanych przez m.in. Roman Giertycha.

Mianowicie w realnym świecie sfałszowanie wyborów wymaga ciężkiej pracy tysięcy, a nawet dziesiątków tysięcy ludzi działających przy wsparciu aparatu państwa.

Muszą oni bowiem przeprowadzić skomplikowaną operację. Oto wyborcy chcą oddać głos na kandydatów, których popierają lub choć utrzeć nosa reżimowi. Należy zatem "przesunąć" ich głosy w systemie wyborczym na tych, których popierać powinni, ale z jakichś przyczyn nie chcą. Jeśli zatem Karol Nawrocki otrzymał wedle danych PKW 369 591 głosów więcej niż Rafał Trzaskowski, to operacja sfałszowania wyborów musiałby przynieść "przesunięcie" minimum 370 tys. głosów, a realistycznie co najmniej pół miliona. Zatem opozycja musiałaby sprawić, że pół miliona Polaków zagłosowało na Trzaskowskiego, ale na koniec w sprawozdaniu PKW wyszło, iż na Nawrockiego.

Nic trudnego?

Popatrzmy no to,na ile wysiłku wymagało od rządzących Polską, aby na koniec wyborów w 1930 r. sanacyjny Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem (BBWR), mógł się chwalić 247 posłami w liczącym 444 miejsca Sejmie. Na początek z polecenia Józefa Piłsudskiego aresztowano 19 liderów partii opozycyjnych, które związały wyborczy sojusz pod nazwą Centrolewu. Osadzenie w twierdzy brzeskiej najbardziej bojowych przywódców ostudziło chęć reszty do udzielania się podczas kampanii wyborczej. Na podstawie dekretu podpisanego przez prezydenta Mościckiego wojewodowie mogli konfiskować numery gazet, jeśli "szerzyły nieprawdziwe wiadomości". Jednocześnie minister spraw wewnętrznych Felicjan Sławoj Składkowski przez cztery miesiące przygotowywał podległe mu służby i administrację do dnia wyborów. Gdy nadszedł, we wsiach na Kresach pod kościołami i cerkwiami czekali policjanci, żeby zaraz po porannym nabożeństwie odprowadzić uczestników do lokali wyborczych. Następnie policjanci dyżurowali przy urnach i przed wrzuceniem głosu sprawdzali, czy wyborca wskazał na kandydata BBWR.

Na ziemiach, gdzie większość stanowili Polacy, ograniczano się do unieważniania list wyborczych z kandydatami opozycji w tych okręgach, w których Centrolew cieszył się najwyższym poparciem. Tam wyborca miał do wyboru albo zagłosować na kandydatów władzy lub nie głosować. Z list wyborców usunięto (co uniemożliwiało im głosowanie) wskazanych przez policję robotników znanych ze swego zaangażowania w działalność Polskiej Partii Socjalistycznej. Wszystkim urzędnikom państwowym przekazano instrukcję, że mają "głosować jawnie". Zatem dokonywali skreśleń na kartkach wyborczych w obecności komisji. Przy okazji dano im do zrozumienia, że jeśli nie oddadzą głosu na BBWR, zostaną zwolnieni. Na koniec poszczególne komisje wyborcze podczas liczenia głosów hurtowo unieważniały te oddane na przedstawicieli opozycji. Po tak wielkiej operacji, przygotowywanej przez kilka miesięcy, w którą zaangażowano łącznie kilkadziesiąt tysięcy policjantów, urzędników, działaczy, BBWR mógł się chwalić zdobyciem oficjalnie 46,7 proc. głosów. Nawet nie połowy!

W realnym życiu wyborów nie fałszuje się między północą a porankiem w dniu głosowania. To ogromna i skomplikowana operacja logistyczna i trzeba nią sprawnie zarządzać. Wiedzieli od tym wyszkoleni w ZSRR polscy komuniści fałszujący głosowania po II wojnie światowej. Przy czym mieli oni o tyle łatwiej, że przed wyborami parlamentarnymi w 1947 r. mogli sobie pozwolić na skrytobójcze zamordowanie ponad 150 działaczy jedynej opozycyjnej partii, jaką był PSL. Możność zabijania osób startujących w wyborach mocno ułatwia resztę czynności związanych z ich fałszowaniem.

Jak to robią reżymy

Wyrzeknięcie się jej zmusza rządzących do przeprowadzenia całej operacji w oparciu o pięć podstawowych czynności: "dorzucania", "znikania", "karuzeli", "zastraszania" i "liczenia". Do perfekcji doprowadziły je w ostatnim dwóch dekadach reżimy w Rosji i na Białorusi. Zatem w komisjach wyborczych muszą być osoby zajmujące się dorzucaniem do urn kart z głosami na "właściwego" kandydata. Jednocześnie one lub współpracownicy dbają, aby analogicznie znikały karty z głosami na konkurentów (czasami jeszcze w trakcie głosowania). Poza lokalami wyborczymi działa natomiast karuzela w postaci kolumn transportowych, wożących od lokalu do lokalu grupy działaczy rządzącej partii. Wpadają oni do lokalu, głosują i jadą dalej, by powtarzać czynność przez cały dzień. W tym samym czasie cały aparat bezpieczeństwa państwa dba, by skutecznie zastraszać wyborców, dziennikarzy i członków komisji. Tak, żeby oślepli i nie zauważali picu, w których biorą udział. Na koniec w nocy następuje liczenie głosów, czasami w komisjach, a czasami zwożonych zbiorczo do jakiegoś urzędu. Wówczas cały ten bałagan jest porządkowany, by nad ranem móc ogłosił wynik wyborów - dokładnie taki, jaki być powinien. Tak właśnie wygląda metodologia porządnego fałszowania wyborów, wypracowana u naszych sąsiadów. Bez niej cały system wyborczy rządzi się własnymi prawami.

Zatem zawsze dochodzi w nim do błędów i nieprawidłowości. Przy ponad 32 tys. obwodowych komisji wyborczych to naturalne. Podobnie jak normalne jest, że przy każdych wyborach w niewielkim procencie z nich zdarzają się fałszerstwa. Jednakże są one dokonywane zazwyczaj na korzyść kandydata czy kandydatów ze stronnictw cieszących się w danym regionie najwyższym poparciem. Zważywszy na to jak rozkładało się w Polsce poparcie dla Rafała Trzaskowskiego i Karola Nawrockiego, liczba lokalnych fałszerstw na korzyść jednego lub drugiego będzie zbliżona. Zatem w skali całego kraju następuje efekt wyrównania i per saldo nieprawidłowości mają zerowy wpływ na wynik wyborów. Czyli cały dramatyczny wysiłek lokalnych aktywistów, by to ich ukochany kandydat wygrał, to - z racji specyfiki systemu wyborczego - krew w piach.

Bez zorganizowanej, centralnie zarządzanej operacji z udziałem dziesiątek tysięcy świadomych uczestników inaczej być nie może. A takowej nie zauważył nikt: ani obserwatorzy OBWE, ani rząd wraz z tajnymi służbami, ani media, ani wyborcy, ani nawet Roman Giertych, choć tak bardzo chciał.

Dla Wirtualnej Polski Andrzej Krajewski

Andrzej Krajewski jest historykiem i publicystą. Publikował m.in. w "Newsweeku", "Polityce", "Forbesie". Obecnie jest stałym współpracownikiem "Dziennika Gazety Prawnej", tworzy treści merytoryczne dla kanału "Good Times Bad Times" na YouTubie. Autor kilku książek, m.in.: "Ropa. Krew cywilizacji" (2023), "Dekada cudów 1988-98. Tak się rodził polski kapitalizm" (2021) oraz "Rzemieślnicy, badylarze, cinkciarze. Jak przedsiębiorczy Polacy przechytrzyli komunę" (2019).

Wybrane dla Ciebie
Ukraiński atak na rafinerię w Saratowie. Rosja traci moce przerobowe
Ukraiński atak na rafinerię w Saratowie. Rosja traci moce przerobowe
Dokumenty wojskowe na wysypisku śmieci. Dochodzenie żandarmerii
Dokumenty wojskowe na wysypisku śmieci. Dochodzenie żandarmerii
Właściciel psów, które pogryzły 46-latka zatrzymany
Właściciel psów, które pogryzły 46-latka zatrzymany
Nocna prohibicja w dwóch dzielnicach Warszawy. Radni zdecydowali
Nocna prohibicja w dwóch dzielnicach Warszawy. Radni zdecydowali
Kaczyński uderza w Tuska. "Zaczyna mieć problemy"
Kaczyński uderza w Tuska. "Zaczyna mieć problemy"
Tomahawki dla Ukrainy. Media: Amerykanie będą wybierali cele
Tomahawki dla Ukrainy. Media: Amerykanie będą wybierali cele
Putin boi się żołnierzy. Rezygnuje z programu "Czas Bohaterów"
Putin boi się żołnierzy. Rezygnuje z programu "Czas Bohaterów"
Cztery ciała przy Grzybowskiej. Policja poszukiwała obywatela Ukrainy, jest w areszcie
Cztery ciała przy Grzybowskiej. Policja poszukiwała obywatela Ukrainy, jest w areszcie
Jest wniosek o uchylenie immunitetu posłowi PiS. Trafił już na policję
Jest wniosek o uchylenie immunitetu posłowi PiS. Trafił już na policję
27 lat nie wychodziła z mieszkania. "Dlaczego nie wołała o pomoc?"
27 lat nie wychodziła z mieszkania. "Dlaczego nie wołała o pomoc?"
Rząd Lecornu bezpieczny. Parlament odrzucił wniosek o wotum nieufności
Rząd Lecornu bezpieczny. Parlament odrzucił wniosek o wotum nieufności
Niemieckie myśliwce w Polsce. "Wysyłają Moskwie wyraźny sygnał"
Niemieckie myśliwce w Polsce. "Wysyłają Moskwie wyraźny sygnał"