Władze Poczty Polskiej nie odpowiedzą za wybory kopertowe. Śledztwo umorzone
Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo, w którym badano czy przedstawiciele zarządu Poczty Polskiej S.A. narazili spółkę na straty w związku z wyborami kopertowymi i przetwarzali dane Polaków bez odpowiednich uprawnień. W innym śledztwie dotyczącym tej sprawy zarzuty postawiono byłemu premierowi Mateuszowi Morawieckiemu.
Tzw. wybory kopertowe z 2020 r. były próbą przeprowadzenia wyborów prezydenckich w formie korespondencyjnej podczas pandemii COVID-19. Pomysł rządu PIS wzbudził kontrowersje ze względu na sposób przetwarzania danych osobowych wyborców oraz legalność całego przedsięwzięcia. I nigdy nie wyszedł poza fazę wstępnych przygotowań.
Ale to właśnie te przygotowania stały się przedmiotem licznych postępowań prawnych, w tym śledztw prokuratorskich, działań sejmowej komisji śledczej oraz interwencji organów kontrolnych.
Jednym z nich było postępowanie w warszawskiej Prokuraturze Okręgowej, wszczęte na wniosek Najwyższej Izby Kontroli. Dołączono do niego inne zawiadomienia, m.in. sejmowej komisji śledczej, pocztowych związkowców oraz posłów PO. Dotyczyły one niegospodarności władz Poczty Polskiej i nielegalnego przetwarzania danych. 11 czerwca prok. Iwona Kijek umorzyła to śledztwo.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
PSL zrywa z Polską 2050. Czarnek: "Dobrze, gdyby się ocknęli"
Zarząd zakładał, że polski rząd jest wiarygodny
Według NIK i innych zawiadamiających zarząd Poczty Polskiej, biorąc udział w przygotowaniach do wyborów kopertowych, naraził spółkę na szkodę wielkich rozmiarów. W uzasadnieniu padają różne kwoty, do kilkunastu do kilkudziesięciu milionów złotych. Jak ocenił NIK, łącznie tzw. wybory kopertowe kosztowały podatników blisko 133 miliony złotych.
Ale prokuratura stwierdziła, że Poczta Polska na razie nie straciła na tej operacji ani złotówki. Po pierwsze dlatego, że z wydanych 66.8 mln zł ponad 53 mln zostały spółce zrekompensowane przez Krajowe Biuro Wyborcze. O pozostałe 13.6 mln zł Poczta Polska procesuje się ze Skarbem Państwa. Prokurator Kijek argumentuje, że dopóki sąd cywilny nie wyda prawomocnego orzeczenia w tej sprawie, nie można mówić o powstaniu szkody. A według przywoływanego przez nią biegłego z zakresu finansów nawet gdyby cała sporna kwota została uznana za stratę, stanowiłaby ona zaledwie ok. 0,2 proc. rocznych kosztów operacyjnych spółki, co osłabia argument o wyrządzeniu szkody "w wielkich rozmiarach".
Śledcza poszła dalej w tym rozumowaniu. Według uzasadnienia umorzenia, udział w wyborach kopertowych był dla Poczty Polskiej szansą na podratowanie fatalnej sytuacji finansowej spółki, a odrzucenie kontraktu na 700 mln zł, mogłaby sama w sobie zostać uznana za działanie na szkodę spółki.
Ale przede wszystkim prokuratura uznała, że zarząd Poczty Polskiej nie chciał wyrządzić spółce szkody, ani nie godził się na jej powstanie, więc nie można mu przypisać przestępstwa niegospodarności. Prokuratura uznała, że zarząd działał w dobrej wierze i zaufaniu do organów państwa. A decyzja premiera oraz późniejsza korespondencja z Ministrem Aktywów Państwowych zawierały jednoznaczne obietnice pokrycia wszystkich poniesionych kosztów z budżetu państwa. W ocenie prokuratury, zarząd nie miał podstaw, by zakładać, że państwo polskie okaże się niewiarygodnym i niewypłacalnym kontrahentem.
W dodatku zarząd był prawnie zobligowany do wykonania decyzji premiera Mateusza Morawieckiego z 16 kwietnia 2020 r., opatrzonej klauzulą natychmiastowej wykonalności, od której nie przysługiwało odwołanie. Prokurator tłumaczy, że w polskim prawie decyzja administracyjna, nawet obarczona najcięższymi wadami prawnymi, pozostaje wiążąca dla jej adresata aż do momentu jej formalnego uchylenia lub stwierdzenia nieważności.
Ujawnienie danych osobowych
Podobna argumentacja pojawia się w przypadku umorzenia wątku śledztwa dotyczącego przetwarzania danych osobowych blisko 30 milionów Polaków z rejestru PESEL oraz spisów wyborców.
Prokurator podkreśliła, że Poczta Polska S.A., występując o dane obywateli, opierała się na konkretnym przepisie, uchwalonym specjalnie w sprawie tych wyborów. Upoważniał on wprost wyznaczonego operatora do otrzymania danych z rejestru PESEL lub innych spisów, "jeżeli dane te są potrzebne do realizacji zadań związanych z organizacją wyborów Prezydenta RP, bądź w celu wykonania innych obowiązków nałożonych przez organy administracji rządowej".
Od decyzji o umorzeniu przysługuje zażalenie do sądu.
W innych postępowaniach kary i zarzuty
Oprócz umorzonego właśnie śledztwa toczy się inne, prowadzone przez zespół śledczy powołany w październiku 2024 roku po zawiadomieniu złożonym przez sejmową komisję śledczą. W efekcie 27 lutego 2025 były premier Mateusz Morawiecki usłyszał zarzuty w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Zarzuty dotyczyły przekroczenia uprawnień i działania bez podstawy prawnej w celu przygotowania wyborów prezydenckich w trybie korespondencyjnym.
Kluczowym elementem oskarżenia były decyzje z 16 kwietnia 2020 roku, wydane przed wejściem w życie ustawy o wyborach korespondencyjnych. Te same, które zdjęły odpowiedzialność karną z władz Poczty Polskiej. Ustawa weszła w życie dopiero 9 maja 2020 roku.
Podstawę prawną zarzutów stanowiły prawomocne orzeczenia sądów administracyjnych. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie we wrześniu 2020 roku, a następnie Naczelny Sąd Administracyjny 28 czerwca 2024 roku orzekły, że decyzja Morawieckiego została wydana bez podstawy prawnej z rażącym naruszeniem prawa.
Równolegle z postępowaniami karnymi toczą się procedury administracyjne. 18 marca 2025 roku Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych nałożył rekordowe kary za naruszenie RODO przy organizacji wyborów kopertowych. Poczta Polska otrzymała grzywnę w wysokości 27 milionów złotych - najwyższą karę w historii polskiego nadzoru nad ochroną danych osobowych. Ministerstwo Cyfryzacji zostało ukarane kwotą 100 tysięcy złotych, co stanowi maksymalną możliwą karę dla podmiotów sektora publicznego.
Jak wynikało z zeznań przed komisją śledczą, dane 30 milionów obywateli zostały zgrane na płytę DVD i przekazane Poczcie Polskiej bez żadnej kontroli bezpieczeństwa. Minister Cyfryzacji Marek Zagórski nie sprawdzał, czy to bezpieczne, uznając to za "rutynową sprawę".