Chcieli wmówić całemu światu, że ludzie uwięzieni za drutami kolczastymi prowadzą normalne życie
Naziści chcieli wmówić całemu światu, że ludzie uwięzieni za drutami kolczastymi prowadzą normalne życie. Nakazywali organizowanie występów artystycznych w celach propagandowych, rozkazali więźniom założyć Freizeitgestaltung, Stowarzyszenie Wolnego Czasu, które miało organizować koncerty, odczyty i inne wydarzenia kulturalne. Szefem sekcji muzycznej został kompozytor Hans Krasa. Naziści nie zdawali sobie jednak sprawy, że koncerty pomagają przetrwać zarówno słuchaczom, jak i wykonawcom.
Wielu muzyków sprytnie przemyciło do obozu swe instrumenty. Pewien artysta rozebrał wiolonczelę na kawałki, ukrył je w częściach swego ubrania, a następnie posklejał w całość w męskim baraku. W barakach pojawiły się drukowane prymitywnymi metodami afisze z programami koncertów. Ze względu na ogromną liczbę chętnych rozprowadzano i sprawdzano bilety - darmowe, ponieważ więźniowie nie mieli pieniędzy - aby nie dopuścić do zamieszania. Krytyków muzycznych zachęcano do pisania recenzji. W Terezinie znalazło się tak wielu muzyków, że przez krótki czas mogły grać tu jednocześnie cztery orkiestry symfoniczne. Było to ponadto jedyne miejsce w okupowanej Europie, gdzie wykonywano utwory jazzowe. Niemcy nazywali jazz "muzyką zdegenerowaną" i zakazali jej wykonywania nie tylko dlatego, że pochodziła z Ameryki, ale również dlatego, że grali ją Murzyni i Żydzi. Artyści traktowali swe występy tak poważnie, jakby odbywały się one na najlepszych scenach świata. Grali nie tylko dla publiczności, ale również dla siebie
samych.