Pięciolatek uratował z pożaru rodzeństwo
Pięciolatek zapobiegł tragedii ratując z pożaru swoje dwie młodsze siostry.
Dzieci są w szpitalu, już nic im nie grozi - pisze dziennik
"Polska".
15.03.2008 | aktual.: 15.03.2008 02:05
To najdzielniejszy chłopczyk, jakiego znam - zapewnia strażak kpt. Jacek Nowak, który dowodził akcją gaszenia pożaru w podwejherowskiej wsi Barłomino w województwie pomorskim. A pięcioletni Sebastian uśmiecha się nieśmiało i mówi, że chce być strażakiem. Wczoraj uratował swoje siostry. Wyniósł z płonącego domu trzymiesięczną Patrycję i wyprowadził półtoraroczną Andżelikę. Niewiele brakowało, żeby doszło do potwornej tragedii. W płomieniach mogło zginąć troje dzieci.
Piątek dla Iwony Baranowskiej zaczął się jak każdy inny dzień. Nic nie zapowiadało nadciągającej tragedii. Pani Iwona wyszła z domu po drewno. Chciała napalić w piecu. Wracając, z przerażeniem zauważyła, że z okien domu wydobywają się kłęby dymu. Rzuciła szczapy drewna i popędziła ratować dzieci. W domu zostawiła Sebastiana, Andżelikę i najmłodszą Patrycję.
Nie zważając na buchające płomienie, wpadła do pokoiku dzieci. Gdy zobaczyła spalone łóżeczko młodszej córki, wpadła w panikę. Rozpaczliwie rozglądała się dookoła, nie wiedząc, co robić. Dopiero po chwili zauważyłam Sebastiana, który ciągnął mnie za rękę, mówiąc, że wyjął małą z łóżeczka i wyniósł do drugiego pokoju, gdzie jeszcze ogień nie dotarł - opowiada ze łzami w oczach pani Baranowska. Chwyciłam małą Pati na ręce i wyniosłam z domu.
Na podwórku była już Andżelika, którą - jak mówi Jarosław Baranowski, tata Sebastiana - również wyprowadził z domu chłopczyk.
Obie dziewczynki są poparzone, matka też trafiła do szpitala podtruta dymem. A Sebastian nie odniósł żadnych obrażeń. Rodzice Sebastiana nie mogą się nachwalić dziecka. Podkreślają, że ich syn bardzo kocha obie siostry, a za małą Patrycją wprost przepada.
Wszystko wskazuje na to, że dzieci zostaną wypisane ze szpitala w przyszłym tygodniu. (PAP)