Paweł Kapusta: Rekonstrukcja, czyli wciąż tylko o sobie [OPINIA]
Pasjonujemy się nazwiskami ministrów zrzuconych z łódki i wywróceniem rządowego stolika, a zupełnie ginie w tym clue, czyli: Donald Tusk przyznał się dziś do sromotnej porażki swojego rządu. Bo jak inaczej określić sytuację, w której po 1,5 roku trzeba wymienić dużą część gabinetu, gdzieś pośrodku rozgrzebanych "doskonałych działań zmiany Polski w lepszy kraj?" - pisze Paweł Kapusta, redaktor naczelny Wirtualnej Polski.
Donald Tusk zaprezentował w środę na konferencji prasowej najgłębsze zmiany w swoim rządzie od początku obecnej kadencji. Rekonstrukcja objęła resorty sprawiedliwości, zdrowia, sportu, aktywów państwowych i kilku innych obszarów.
Można to próbować nazywać nowym otwarciem, próbą odświeżenia gabinetu czy dopasowaniem do kolejnych wyzwań, jak zresztą czynią to politycy z samym Donaldem Tuskiem na czele, ale nie miejmy złudzeń: to próba opakowania nieudolności rządzących w polityczny PR i bicie medialnej piany.
Jeśli po zaledwie 1,5 roku rządzenia trzeba wymienić dużą część gabinetu, to znaczy, że projekt nie działa tak, jak zakładano. To rząd, który obiecywał przywrócenie państwa obywatelom, naprawę instytucji, odbudowę zaufania, walkę z patologią, jednak trudno wskazać dziś jednoznaczny, przełomowy sukces władzy. A przecież ludzie oczekują SPRAWCZOŚCI. Ustawy "dla ludzi"? Reforma sądownictwa? Ochrona zdrowia? Edukacja? Szumnie zapowiadane rozliczenia? Wszędzie miał węglowy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rekonstrukcja rządu budzi w PiS "popłoch"? Fogiel zakpił z Brejzy
A jednocześnie, mimo tej ewidentnej luki między oczekiwaniami a rzeczywistością, premier Tusk pozostaje nietknięty. To właśnie największy paradoks tej rekonstrukcji. Dochodzi do trzęsienia ziemi u podstaw po przerżnięciu wyborów prezydenckich, będących w dużym zakresie oceną jego rządu i jego sprawczości, skuteczności, ale góra nie chce drgnąć nawet o milimetr.
Premier usuwa pionki, ale sam nie chce odejść zza stołu, choć to on był architektem tego gabinetu i jest głównym odpowiedzialnym. Zamiast tego, jak menadżer w korpo, wskazuje winnych gdzieś niżej, licząc, że publiczne pożegnanie/wymiana kilku twarzy zaspokoi zbiorową frustrację.
Ta cała rekonstrukcja, choć brzmi dumnie i dynamicznie, sprowadza się do tego, co polska polityka robi najlepiej – rotowania nazwiskami przy stole. Nie chodzi o wizję, program czy reformy, tylko o stołki, wpływy i ułożenie nowego porządku wewnętrznego. Zamiast rozwiązywać problemy ludzi, politycy znów rozwiązują swoje własne.
"Jeszcze się zdziwicie!", "okręty spalone zostawiliśmy na plaży", "zmiana rządu to nie jest zabieg reklamowy" - mówił na konferencji Donald Tusk. To wszystko tylko słowa. Od samego mieszania chochlą w tym politycznym garze, zupa nie stanie się gęstsza. Ten rząd nie dał dotychczas obywatelom swoim działaniem żadnych podstaw, by w te słowa wierzyć. Ale cóż, faktycznie chciałbym się zdziwić.
Paweł Kapusta, redaktor naczelny Wirtualnej Polski