Parlament Europejski areną awantury polskich europosłów. Wróblewski: "Jedno słowo: wstyd" (Opinia)
Krzyki, obrażanie, podniosłe hasła i niewiele konkretów – tak wyglądała "debata" polskich europosłów w Strasburgu dotycząca sądów i praworządności.
16.01.2020 | aktual.: 16.01.2020 20:35
Parlament Europejski stał się areną walki między deputowanymi PiS i PO, którzy rozpętali awanturę, jakiej PE dawno nie widział. Wszystkiemu przysłuchiwali się europarlamentarzyści, sędziowie i dziennikarze z krajów UE. Z zażenowaniem. Polscy politycy zrobili krzywdę własnemu krajowi.
Debata na forum PE odzwierciedlała wewnętrzne, polityczne spory w Polsce. Była kwintesencją tego, co zarzucają sobie nawzajem politycy obozu władzy i opozycji: "donoszenia" na własny kraj. Za uszami mają wszyscy: od Platformy, przez Lewicę, po PiS.
Debata w PE. PiS stawia na Niemkę, mówi o "niemieckiej nogawce"
– Obrazki, które poszły w świat, nie są dobre ani potrzebne. Szkoda, że ta debata miała miejsce – tak rzecznik prezydenta Błażej Spychalski odniósł się do ostrej kłótni polskich eurodeputowanych w Parlamencie Europejskim. Kłótni, która wystawiła jak najgorsze świadectwo o sytuacji w Polsce.
"Na swój sposób człowieka ogarnia wstyd, gdy ogląda się debatę o Polsce w PE. Najgorsze wrażenie robią te wycieczki personalne obu stron, które doskonale znamy z polskiego podwórka, a których kontekstu europosłowie z innych krajów nie mają szans zrozumieć" – napisał na Twitterze publicysta Tomasz Żółciak. Nie sposób się z tą oceną nie zgodzić.
Polscy europosłowie – prym wiedli tu deputowani z PiS – przywoływali m.in. zdarzenia sprzed wielu lat, które obserwatorom z zagranicy niczego nie mówiły. Europoseł Joachim Brudziński wspomniał o akcji "Widelec" z czasów rządów PO (zatrzymania kibiców), a europosłanka Beata Kempa przypomniała, jak nieznani sprawcy podpalili jej biuro poselskie w Sycowie. Co ma to wspólnego z forsowaną dziś przez PiS ustawą dyscyplinującą sędziów? Nie wiadomo.
Beata Szydło – grożąc pozwem – wdała się w ostrą kłótnię z Radosławem Sikorskim (który mówił nieprawdę o b. premier), podczas której padały określenia "kłamca" i "kłamczucha". Była szefowa rządu stwierdziła też, że "polski wymiar sprawiedliwości nie został zreformowany, dlatego jest reliktem komunizmu".
Robert Biedroń – również rozemocjonowany na sali plenarnej – bił brawo na stojąco na wieść o przyjęciu uderzającej w polski rząd rezolucji PE.
Patryk Jaki zarzucał z kolei oponentom z PO i Lewicy, że "przeszkadza im Polska, bo wstaje z kolan i nie trzyma się już niemieckiej nogawki".
Polityczna piaskownica.
Co przytomniejsi obserwatorzy zwrócili uwagę, że to PiS – na czele z polskim premierem – chwaliło się kilka miesięcy temu, że to dzięki głosom eurodeputowanych partii Jarosława Kaczyńskiego Niemka Ursula von der Leyen została szefową Komisji Europejskiej. Tej samej Komisji, która wzywa dziś polski rząd, by wycofał się ze zmian, które forsuje dziś w Polsce PiS.
Debata w PE. Zero argumentów, lawina populizmu
Nie sposób odebrać polskim deputowanym argumentów za i przeciw reformie wymiaru sprawiedliwości przeprowadzanej przez obóz władzy w Polsce. Ale na forum PE z żadną merytoryczną dyskusją do czynienia nie mieliśmy. Z sali, w której awanturowali się polscy politycy na oczach Europy, wylewała się lawina populizmu. Krzywdząca dla naszego kraju. Uderzająca w polskich obywateli.
Po wczorajszym dniu jesteśmy w PE traktowani jako kraj mało poważnie. Polscy politycy mówią głośno o "polskiej dumie", ale im głośniej i agresywniej to robią, tym większe wrażenie, że jest wręcz odwrotnie.
Posłanka PiS Joanna Lichocka, jeszcze w czasach rządów PO, napisała na Twiterze: "To dobrze, że opozycja [wtedy PiS - przyp. red.] organizuje wysłuchanie publiczne w PE na temat zagrożenia demokracji. Jesteśmy w Unii, to jest także nasz parlament".
Wczorajsza debata polskich europosłów dobitnie pokazała, że nasi deputowani zbyt mocno wzięli sobie do serca słowa o "naszym parlamencie". Bo, faktycznie: awantura w Strasburgu była tak samo żenująca, jak te toczone w Sejmie.
Michał Wróblewski dla WP Opinie