PublicystykaPapież Franciszek szuka dialogu z lefebrystami. Pytanie brzmi: czy warto?

Papież Franciszek szuka dialogu z lefebrystami. Pytanie brzmi: czy warto?

Dobrze poinformowane źródła watykańskie donoszą, że coraz bliżej do porozumienia pomiędzy Stolicą Apostolską a kontrowersyjnym Bractwem Kapłańskim św. Piusa X. To dobrze, że Franciszek szuka dialogu, rodzi się jednak pytanie - jak rozmawiać z ruchem, który otwarcie kontestuje reformy Soboru Watykańskiego II, zwierzchnictwo papieża, demokrację i ekumenizm, a jeden z jego biskupów „zasłynął” niegdyś negowaniem Holokaustu?

Papież Franciszek szuka dialogu z lefebrystami. Pytanie brzmi: czy warto?
Źródło zdjęć: © PAP | Jacek Turczyk
Marcin Makowski

03.02.2017 | aktual.: 04.02.2017 11:47

Jak potwierdził w rozmowie z watykańskim portalem Vatican Insider sekretarz Papieskiej Komisji Ecclesia Dei, abp Guido Pozzo, Stolica Apostolska jest coraz bliższa porozumienia z Bractwem Kapłańskim św. Piusa X. Obecnie trwają prace nad prawnym unormowaniem statutu wspólnoty tradycjonalistów wewnątrz Kościoła katolickiego. Wszystko wskazuje na to, że może ona przyjąć formę cieszącej się znaczną autonomią prałatury personalnej, do tej pory przysługującej jedynie Opus Dei. Aktualny przełożony Bractwa, bp Bernard Fellay, wypowiadając się w zeszłym tygodniu we francuskim programie religijnym „Terres de Mission” ujawnił, że trwają intensywne rozmowy z papieżem Franciszkiem, a porozumienie jest już formalnie przygotowane i czeka na jego akceptację. Jak zaznaczył bp Fellay, jego zdaniem wyciągnięcie ręki w kierunku Bractwa należy odczytywać w kontekście słów Franciszka, który wielokrotnie głosił „konieczność wychodzenia na peryferia wiary” i szukania elementów wspólnych wewnątrz Kościoła. Próby dialogu z Bractwem Kapłańskim św. Piusa X nie są jednak niczym nowym, a Watykan konsekwentnie stara się znaleźć wspólny język z tzw. tradycjonalistami od dekad – przez Pawła VI, po Benedykta XVI. Dlaczego do tej pory się to nie udawało, można zrozumieć dopiero po przeanalizowaniu poglądów głoszonych przez założyciela wspólnoty, abpa Marcela Lefebvre’a. Pomimo gestów Franciszka, zaakceptowanie wewnątrz Kościoła katolickiego bractwa, którego lider głosił za życia konieczność ustanowienia państwa religijnego z cenzurą mediów włącznie, może okazać się zgubne dla tego pierwszego.

„Masoneria, Światowa Rada Kościołów i Moskwa”

Bractwo Kapłańskie św. Piusa X zostało założone w 1970 r. w Econe przez francuskiego arcybiskupa Marcela Lefebvre’a jako protest przeciwko, jego zdaniem, katastrofalnym dla Kościoła reformom Soboru Watykańskiego II. Określani od nazwiska swojego patrona lefebrystami, odseparowani od Watykanu kapłani nie uznali zmiany sposobu odprawiania mszy świętej w językach ojczystych i twarzą w kierunku zgromadzonych wiernych. Obstając przy jej tradycyjnej, łacińskiej formule, coraz mocniej konfliktowali się z ówczesnym papieżem Pawłem VI również w kwestiach dogmatycznych. Odmawiając podporządkowania się zaleceniom papieża, abp Lefebvre posunął się najpierw do wyświęcenia na własną rękę nowych kapłanów (1976), a następnie czterech biskupów (1988). W konsekwencji swoich decyzji, lefebryści zostali obłożeni ekskomuniką „z mocy samego prawa”, a ich działalność potępiona. Od tej pory działali w przeświadczeniu konieczności ratowania „dziedzictwa wiary”, które ich zdaniem kończyło się na papieżu Piusie XII – czyli ostatnią, przedsoborową głową Kościoła. Wszystko co było później, zarówno dla abpa Marcela Lefebvre’a jak i jego zwolenników, trąciło moralnym zepsuciem i zgniłym liberalizmem.

Sposób odprawiania mszy to tylko jeden z wielu elementów, w których Bractwo zaczęło się coraz mocniej rozmijać z Watykanem, zgorszenie stanowił dla nich również ekumenizm. Jego znaczenie po raz pierwszy w historii Kościoła zostało tak wyraźnie zaakcentowane właśnie przez Sobór Watykański II. Wśród największych błędów szukania elementów wspólnych między wyznaniami chrześcijańskimi, lefebryści wymieniali m.in. wspólne odprawianie liturgii, udzielania niektórych sakramentów nie-katolikom, czy wydawanie wspólnych tłumaczeń Pisma Świętego. Jak twierdził założyciel Bractwa: „Wszystko to wyraźnie sprzeciwia się Objawieniu Bożemu, które nakazuje rozdział i odrzuca ideę łączności między światłością a ciemnością, między wierzącymi a niewierzącymi, między świątynią Boga i bałwanów”. Lefebryści byli święcie przekonani, że taki rodzaj rozluźnienia dyscypliny wewnątrz Kościoła nie bierze się z przypadku, jego genezą jest „porozumienie z masonerią, Światową Radą Kościołów i Moskwą”. Zdaniem członków Bractwa, ekumenizm nigdy nie zrodzi dobrych owoców, ponieważ „nie można postawić Pana Jezusa obok Buddy, Lutra, obok tych wszystkich sług diabła!”. Arcybiskup i Bractwo w latach 70. i 80. podkreślali tylko czarne strony owego procesu; według nich czasy, w których żyjemy, potrzebują raczej męczenników niż dialogu. Nic nie wskazuje na to, aby obecny zwierzchnik tradycjonalistów zmienił zdanie w tej kwestii.

Kościół w parze z polityką?

Największe kontrowersje może jednak budzić sposób, w jaki lefebryści postrzegają rolę państwa, która musi być służebna wobec Kościoła. „Skutki uznania przez Sobór fałszywych praw człowieka, burzą podstawy społecznego panowania Pana Jezusa, a także naruszają autorytet i władzę Kościoła w misji rozszerzania panowania Chrystusa w ludzkich duszach i sercach poprzez zwalczanie szatańskich sił, które je zniewalają. […]. Neutralność państwa w sferze religijnej jest obelgą dla Pana Jezusa i dla Jego Kościoła” - twierdził Marcel Lefebvre. Wychowany w konserwatywnej rodzinie arcybiskup nigdy nie krył swojej sympatii dla monarchii, w której władza sprawowana jest z nadania boskiego, a większość nie tworzy prawdy, lecz prawda większość. Sympatia ta, jak możemy domniemywać, umocniona została jeszcze podczas formacji seminaryjnej Lefebvre'a, przez ojca Henriego Le Flocha. Była to postać wzbudzająca w ówczesnej hierarchii Kościoła francuskiego ogromne kontrowersje, właśnie ze względu na swoje poglądy polityczne. Sposób w jaki o nim pisze francuski duchowny, mówi wiele o wizji świata dzisiejszych członków Bractwa. „Oskarżano go potem (Henriego Le Flocha – przyp. M.M.) o zajmowanie się polityką: Bóg jeden wie czy to zbrodnia, czy też przeciwnie, zasługa: czynienie polityki według Jezusa Chrystusa, wzbudzanie ludzi politycznych, którzy będą wykorzystywali wszelkie słuszne, a nawet prawne środki w celu wypędzenia ze społeczeństwa nieprzyjaciół Naszego Pana Jezusa Chrystusa!” - grzmiał abp Marcel Lefebvre.

Założyciel Bractwa przyjmuje zatem stanowisko, które zakłada czynny udział Kościoła w życiu społecznym i politycznym. Twierdzi on, że: „Panowanie społeczne (…) Chrystusa stanowi jedno z istotnych zajęć Kościoła”. Jeśli uwzględnimy przy tym jego poparcie dla prawicowej l’Action Francaise oraz umiarkowanie ciepłe słowa dla rządów Pinocheta, Franco oraz Salazara, nie będzie dziwić konsekwentne w myśli lefebrystów potępianie demokracji w jej obecnej, liberalnej i konstytucyjnej formule. W swoich książkach francuski arcybiskup wprost stawiał postulat utworzenia „demokracji nieliberalnej”. Państwo przyjęłoby w konsekwencji postać quasi-monarchii, w której władza znajduje się w rękach ludu, ale nie z pochodzenia, ani nie w ostatecznym celu. Po pierwotnym scedowaniu prerogatyw w ręce przedstawicieli, społeczeństwo przestałoby uzurpować sobie prawo do obalania raz wybranych reprezentantów. Konsekwencją takiego ustroju okazałoby się sprawowanie rządów nie przez większość, ale przez organy przedstawicielskie, rozumiane jako: „(…) głowy rodzin, chłopi, kupcy, przemysłowcy i robotnicy, wielcy i mali właściciele, wojskowi i urzędnicy, zakonnicy, księża i biskupi (…)” - przekonywał arcybiskup. Tym samym Lefebvre, a za nim Bractwo Kapłańskie św. Piusa X, legitymizuje udział duchowieństwa w czynnej polityce, nie wyłączając go z biegu życia publicznego. Ostatnią i najważniejszą konsekwencją ewentualnego ustanowienia "demokracji nieliberalnej" staje się zasada mówiąca, że: „Wola ogółu jest nieważna, jeśli stoi w opozycji wobec praw Bożych. (…) Demokracja nie jest świecka, lecz otwarcie chrześcijańska i katolicka. Jest zgodna ze społeczna doktryną Kościoła dotyczącą własności prywatnej, zasadą uzupełniania” - głosił abp Lefebvre. Również w tym wymiarze, nie wiadomo, aby Bractwo Kapłańskie św. Piusa X zmieniło swoje poglądy.

Media i edukacja pod kontrolą

Ciężko powiedzieć, w jaki sposób papież Franciszek zamierza znaleźć porozumienie z lefebrystami, według których Kościół nie może się zadowolić współistnieniem w państwie na prawach przysługujących innym religiom. Bractwo nie uznaje pod tym względem kompromisów twierdząc, że katolicyzm powinien cieszyć się całkowitą niezależnością od państwa świeckiego, równocześnie będąc zwolnionym z podatków i posiadającym prawo do prowadzenia własnych szkół, szpitali i sądownictwa. Ideałem jest jednak wspomniane już państwo religijne, które można ustanowić jedynie intronizując Chrystusa na faktycznego króla danego narodu. Abp Lefebvre nie był pod tym względem subtelny i otwarcie domagał się daleko idących konsekwencji prawnych tego aktu. Jego zdaniem "troska o dusze obywateli" nie kończy się na konstytucji, a specyficznym kierownictwem (a de facto cenzurą) powinna zostać objęta również prasa i edukacja. O ich wolności założyciel Bractwa pisał: „Tolerancja dla wszelkich opinii i przesadny pluralizm to oczywiście symptomy społecznego rozkładu, dlatego właśnie, szczególnie w prasie, nie może być zgody na równoprawne traktowanie błędu i Prawdy. Podobnie rzecz wygląda z edukacją, państwo nie jest ani nauczycielem, ani wychowawcą, taką rolę pełni Kościół oraz rodzina, która otwarcie okazuje prawa Jezusa Chrystusa nad umysłami odkupionymi Jego Krwią!”.

Nie tylko jeśli chodzi o doktrynę, ale również aktualne wypowiedzi, Bractwo Kapłańskie św. Piusa X budzi wiele kontrowersji. Szerokim echem, nie tylko w społecznościach żydowskich, w 2009 r. odbiła się wypowiedź bpa Richarda Williamsona, który w wywiadzie dla szwedzkiej telewizji ogłosił, że w niemieckich obozach koncentracyjnych nie było komór gazowych. Dopiero burza medialne sprawiła, że przełożony lefebrystów nałożył na podwładnego karę milczenia na tematy historyczne i polityczne, choć wcześniej od lat nie ukrywał on swoich przekonań. Próby dialogu z Bractwem nie są zatem niewinnym gestem w kierunku wspólnoty, która po prostu woli odprawiać mszę po łacinie. Dlatego można, a wręcz należy z pełna odpowiedzialnością zapytać, jak Franciszek widzi możliwość funkcjonowania tak radykalnej grupy wewnątrz Kościoła katolickiego? Czy w jednym organizmie mogą równocześnie współistnieć idee pochwalające cenzurę, negujące demokrację i żądające wprowadzenia państwa religijnego, obok tych, które głoszą wolność słowa, ekumenizm i rozdział Kościoła od państwa? Jeżeli Bractwo Kapłańskie św. Piusa X faktycznie nie odcięło się od poglądów swojego założyciela, będzie to po prostu karkołomne.

Marcin Makowski - dziennikarz i publicysta tygodnika "Do Rzeczy". Współpracuje z Wirtualną Polską, TVP3 Kraków oraz Radiem Kraków. Z wykształcenia historyk i filozof. Absolwent Uniwersytetu Szczecińskiego, Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Polskiej Akademii Nauk.

Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.

Źródło artykułu:WP Opinie
Zobacz także
Komentarze (0)