Z premierem nie wygrał
- Chcemy nie tylko wyeliminować legalną sprzedaż, ale pociągnąć do odpowiedzialności karnej jak największą liczbę osób zaangażowanych w ten proceder - mówił w październiku 2010 roku Donald Tusk. Mimo, że działająca od ponad dwóch lat branża, której wartość szacowano na ok. 160 mln zł, działała zgodnie z prawem, rząd był zdeterminowany, aby natychmiast zdelegalizować handel dopalaczami.
- Jeśli trzeba będziemy działać na granicy prawa. Nie damy tym ludziom oddechu - deklarował premier. W praktyce oznaczało to zorganizowanie wspólnej akcji pracowników sanepidu i policjantów w całym kraju, polegającej na zamknięciu wszystkich sklepów sprzedających dopalacze.
Dawid B. zdawał sobie sprawę, jak kontrowersyjna jest prowadzona przez niego działalność, dlatego zatrudnił zespół prawników, którzy mieli zaskarżyć decyzję o zamknięciu sklepów. Po akcji sanepidu nadal był przekonany, że działa zgodnie z prawem, dlatego na dwa dni otworzył swoje sklepy. Prokuratura postawiła mu za to zarzut wprowadzenia do obrotu nielegalnych substancji, co jest zagrożone karą dwóch lat więzienia.