Bomby, kule i głód
"Był to ostrzał nękający. (...) Strzelano na oślep, żeby zastraszyć ludność cywilną. Po prostu walili, gdzie popadnie" - tak bombardowana sił rządowych Kolombo opisał brytyjskiej dziennikarce John Campbell, były szkocki wojskowy, który eskortował jeden z transportów żywności ONZ na tereny objęte walkami w grudniu 2008 roku. Ostatni oenzetowski konwój z pomocą humanitarną został wysłany tam w styczniu - później było to zbyt niebezpieczne. Tymczasem ofensywa trwała do połowy maja. Tamilowie musieli w tym czasie radzić sobie więc z nieustającymi atakami artylerii, przesuwającą się liną frontu, która zmuszała ich do ciągłej ucieczki, ale też coraz dotkliwszy brakiem jedzenia. Głód, obok kul i bomb, był tylko kolejnym narzędziem kostuchy.
Jeden z rozmówców Harrison, tamilski dziennikarz z popierającego rebeliantów medium o imieniu Lokeesan, opowiedział, jak był świadkiem śmierci pewnej matki. Ciężko ranna kobieta nie miała szans na ratunek w prowizorycznych szpitalach, w których brakowało nawet bandaży. Ledwo żywa kazała jednak podać sobie swoje malutkie dziecko i podała mu pierś. Zmarła, karmiąc maleństwo, dla którego dostanie innego pożywienia graniczyło z cudem.
Na zdjęciu: prowizoryczny szpital w Mullivaikkal; dokładna data powstania zdjęcia nie jest znana - fotografia przekazana AFP przez prorebeliancką stronę Tamilnet.com w maju 2009 r.