Oskarża firmy o trucie Polaków. W sporze z gigantem sąd stanął po stronie rolnika
"Proszę państwa, to skandal, ale te parówki i schab nie nadają się do spożycia", "Jesteśmy podtruwani...". To tytuły filmów i komentarze związane z amatorskimi testami jakości żywności, które publikował w internecie Marcin Bustowski, rolnik z Jeleniej Góry. W sporze z największym producentem mięsa w Polsce sąd stanął po jego stronie.
22.02.2021 12:25
Prywatny akt oskarżenia o zniesławienie (grozi za to do roku więzienia), napisany przez prawników firmy Animex, największego producenta mięsa w Polsce, miał zamknąć usta Marcinowi Bustowskiemu. Firma zdecydowała się na reakcję, gdy sieci handlowe zaczęły dopytywać, co zamierza zrobić z facetem, który wypisuje w internecie, że flagowy produkt Animeksu to "ulubiona trucizna dzieci".
Marcin Bustowski, posługując się "ekotesterem żywności" firmy Soeks, zaczął badać zawartość konserwantów w mięsie. Publikując wyniki, nie przebierał w słowach. "Masakra. Rozumiecie, dlaczego tyle dzieci trafia na onkologię" - grzmiał w jednym z opublikowanych filmów.
Pod koniec stycznia warszawski sąd umorzył postępowanie w sprawie zniesławienia. Nie dopatrzył się znamion przestępstwa, a we fragmentach uzasadnienia pochwalił działalność Bustowskiego.
Na przykład to, że działał w interesie społecznym: "posiłkowanie się testerem żywności dawało mu prawo, by w przypadku wykrycia stężenia konserwantów na poziomie przekraczającym dopuszczalne normy, wygłosić publicznie krytyczny komentarz co do jakości produktu" - czytamy w uzasadnieniu.
"Zachowanie oskarżonego wpisywało się w obronę społecznie uzasadnionego interesu, jakim jest zdrowie społeczne. Jego krytyczne komentarze zwróciły uwagę społeczeństwa na ważki problem, jakim jest używanie konserwantów w produktach spożywczych..." - dodał sąd.
Dalej sąd, powołując się na doniesienia ekspertów, stwierdza, że azotany i azotyny sprzyjają ryzyku zachorowania na nowotwór żołądka, jelita grubego i raka piersi.
- Ja tylko domagam się tego, aby zgodnie z obietnicą Mateusza Morawieckiego, Beaty Szydło i byłego ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego, powstała państwowa agencja bezpieczeństwa żywności. Niech zaczną się poważne kontrole nad stosowaniem konserwantów, bo to, co teraz wyrabiają producenci żywności, to jest masowe trucie Polaków - mówi Wirtualnej Polsce Marcin Bustowski i zapowiada, że nie zrezygnuje ze swojej działalności.
Szok w branży spożywczej
Animex rozważa złożenie odwołania od postanowienia sądu. Przedstawiciele firmy przekonują, że treści o rzekomym zagrożeniu dla zdrowia i życia konsumentów są nieprawdziwe. Równolegle toczą się jeszcze dwa postępowania cywilne zmierzające do usunięcia z internetu materiałów Bustowskiego.
"Parówki Berlinki, jak i wszystkie pozostałe produkty wprowadzane na rynek przez Animex Foods, są wytwarzane w najwyższym standardzie jakości i bezpieczeństwa żywności, zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa polskiego i Unii Europejskiej" - zapewnia producent w komentarzu przesłanym do WP.
Powołuje się na wyniki kontroli Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, które dotychczas nie stwierdziły ani jednego przypadku przekroczenia poziomu azotynów w ich produktach.
Finał sprawy zaskoczył branżę spożywczą, wędliniarzy, hodowców drobiu i dużych producentów mięsa. Uważają Bustowskiego za osobę, która podsyca spiskowe teorie i uderza w reputację firm. Nikt nie zakładał, że sąd może uznać jego filmy za działanie w interesie społecznym.
Kim jest rolnik, który tak ostro oskarża producentów?
- Kilka lat temu przeżyłem udar zakrzepowy. Lekarze pytani o przyczynę odpowiedzieli: "niech pan zacznie się interesować tym, co je" - zwierza się Bustowski. Wcześniej uważał, iż odżywia się lepiej niż większość z nas, bo jest rolnikiem i ma dostęp do świeżych produktów.
- Historie o przemysłowej hodowli tuczników i kurczaków, nadużywaniu antybiotyków, stosowaniu glifosatu w ochronie roślin znałem z opowieści kolegów. Tak naprawdę przeraził mnie raport NIK z 2018 roku, gdzie padło stwierdzenie, że "system badań nad dodatkami do żywności nie gwarantuje pełnego bezpieczeństwa konsumentom" - opowiada.
Faktycznie, inspektorzy NIK zauważyli, że laboratoria Inspekcji Sanitarnej mogą wykonać badania tylko na zawartość w żywności 65 substancji dodatków. Tymczasem wszystkich dozwolonych jest 200. NIK przytoczył też dane, że przeciętny Kowalski pochłania wraz z jedzeniem 2 kg różnych chemicznych dodatków rocznie.
Marcin Bustowski zamówił w internecie miernik azotanów i rozpoczął prywatne śledztwo. Jeden z pierwszych eksperymentów wykazał, że surowe mięso wieprzowe z marketu zawiera ponad 600 mg azotanów na kilogram produktu. Tymczasem polskie normy pozwalają na obecność zaledwie 300 mg. Dla porównania zbadał szynkę ze świeżo ubitej świni. "Produkt od rolnika" nie zawierał nadwyżki chemicznych ulepszaczy.
Rolnik zaczął wypytywać lekarzy ze szpitala we Wrocławiu, co może być przyczyną zachorowań na nowotwory u dzieci. Usłyszał, że obok ryzyka odziedziczenia skłonności do choroby po rodziców, wpływ mogą mieć warunki środowiskowe i dieta. Wyjaśnijmy, że to tylko obiegowa opinia, bo według epidemiologów przy 1200-1300 nowych zachorowaniach rocznie wśród dzieci trudno opisać problem statystyką.
Burza w Sejmie. "Zapraszam państwa na onkologię"
Gdy w lipcu 2019 roku zwołano posiedzenie sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, na której miał być omówiony raport NIK o bezpieczeństwie żywności, Bustowski wprosił się na salę jako szef Związku Zawodowego Rolników Rzeczpospolitej "Solidarni". Ostro zaatakował zastępcę głównego inspektora sanitarnego Grzegorza Hudzika. Ten tłumaczył, że azotany i azotyny to znana od dawna naturalna metoda peklowania mięsa, a część groźnie brzmiących z nazwy dodatków E to "ogólnie znane i nieszkodliwe rzeczy".
- Panie inspektorze, wy sobie po prostu robicie jaja z konsumentów. Zapraszam sejmową Komisję Rolnictwa na wyjazdowe posiedzenie do szpitala onkologicznego na Dolny Śląsk. Państwo zobaczycie, ile jest dzieci chorych na raka... wystarczy je tylko przebrać z piżamek i mamy obóz koncentracyjny - rzucił.
- Polacy są masowo truci. W marketach nie ma żadnej kontroli. Od dwóch lat mówimy o agencji bezpieczeństwa żywności, o przeprowadzaniu kontroli żywności. Cztery lata rządów Prawa i Sprawiedliwość! - grzmiał rolnik.
Wtórował mu hodowca świń z Podlasia, który zaczął odczytywać konserwanty zawarte w składzie konserwy wieprzowej. - To nie jest jedzenie. To jest mina przeciwpiechotna! - wykrzykiwał.
Awantura w Sejmie i jej echa w mediach skłoniły do skomentowania sprawy ówczesnego ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego. - Skandaliczne zarzuty bardzo szkodzą polskiemu rolnictwu i wprowadzają niepokój u konsumentów. Chcę ich uspokoić. Mamy najlepszą na świecie żywność, produkowaną pod pełną kontrolą jej bezpieczeństwa - zapewnił na konferencji prasowej.
Protest pod biurem firmy Bayer
Inną firmą, z którą wojuje Marcin Bustowski, jest Bayer. Należy do niej marka Roundup, czyli najpopularniejszy na świecie środek chwastobójczy na świecie. Zawiera on glifosat i jest powszechnie stosowany w rolnictwie, ale nie tylko do ochrony roślin, ale np. do wysuszania upraw tuż przed żniwami.
Jak wykazały badania w Polsce oraz w Niemczech, ślady stosowania glifosatu pozostają w produktach spożywczych: pieczywie, kaszy gryczanej oraz płatkach owsianych. Środek wraz z jedzeniem przenika do organizmu człowieka. Może zostać wykryty podczas badania moczu. Informowaliśmy o kontrowersjach wokół tej sprawy.
Bustowski chce doprowadzić do zakazania stosowania tego środka w Polsce. Ograniczenia związane z potencjalną szkodliwością glifosatu obowiązują już m.in. w Holandii, Niemczech, Włoszech, Czechach oraz Austrii.
- Zorganizowałem badania 200 dzieci jednego z klubów sportowych w Jeleniej Górze. Nie znaleziono osoby, która nie miałaby glifosatu w moczu. To skandal, że taka chemia może być używana w Polsce - mówi Bustowski.
Bayer przekonuje, iż prawidłowe stosowanie Roundupu zgodnie z przeznaczeniem nie stanowi zagrożenia dla zdrowia człowieka. W styczniu Bustowski wraz z rodzicami dzieci i rolnikami zorganizował protest przed biurem tej firmy w Polsce. Gdy zamknięto przed nimi bramę, rozlali butelki Roundupu pod bukszpanami w firmowym ogródku.
Na końcu czarnej listy rolnika z Jeleniej Góry znajdują się urzędnicy służb sanitarnych, których oskarża o brak reakcji na ujawnione patologie. Kilka dni temu policja zatrzymała go przed biurem inspektora sanitarnego w Jeleniej Górze. W internecie zapowiadał, że dokona jego "obywatelskiego zatrzymania".