Oś Berlin-Warszawa. W Europie powstaje "koszmar" Kremla
Rosja obserwuje podejrzliwie niemiecko-polski romans polityczny. Boi się utraty pozycji strategicznego partnera Berlina, a wschodnia aktywność Warszawy jest dla Rosji po prostu dokuczliwa. Dlatego kremlowskie strachy koncentrują się obecnie wokół szczytu Partnerstwa Wschodniego, który nastąpi 21-22 maja w Rydze. Partnerstwo to program UE dla europejskiego obszaru b. ZSRR, nad którym patronat sprawuje Berlin, a Warszawa sprawdza się w roli kuratora.
14.05.2015 | aktual.: 14.05.2015 17:58
Zgodnie z rosyjskimi ocenami, Niemcy coraz wyraźniej odchodzą od modelu niesamodzielnej polityki zagranicznej, opartej na pozostawaniu w cieniu Francji oraz USA. Berlin forsuje suwerenną i aktywną strategię zagraniczną. Pierwszą od czasu zakończenia II wojny światowej, za to od razu na miarę aspiracji i możliwości głównej siły w Europie.
Cele Berlina
Kierunki niemieckiej polityki prezentuje portal "Wnieszniaja Politika", za pośrednictwem którego rosyjskie MSZ upublicznia tzw. ucieczki informacji lub niewiążące z pozoru opinie eksperckie. Zdaniem portalu, Niemcy formalizują jedynie stan faktyczny, a największym problemem wynikającym z historycznych zaszłości jest dobranie odpowiedniego sposobu europejskiej i globalnej gry. Berlin prowadzi się w tym zakresie wzorcowo, na przykład poprzez "subtelną dyplomację pani kanclerz Angeli Merkel". Niemcy nie chcą po prostu straszyć mniejszych państw, a mówiąc wprost, boją się oskarżeń o chęć zdominowania Europy.
Według Rosjan obecny kryzys stabilności na wschodniej flance UE i NATO jest dla Niemiec korzystny. Ofensywna Rosja pozwala Berlinowi na przedstawianie własnej siły jako czynnika wręcz pożądanego, co niweluje historyczne strachy, szczególnie w Europie Środkowej i Wschodniej, pamiętającej dobrze hitlerowską traumę. Bo jakby przewrotnie to nie zabrzmiało, w obecnej sytuacji (poza USA), to Niemcy są głównym obrońcą ładu jałtańskiego i gwarantem europejskiego status quo, jakie powstało w wyniku ich własnej klęski.
Innym przykładem niemieckiej strategii jest aktywność w "formacie normandzkim" (Niemcy, Francja, Rosja, Ukraina). Aktywność w uregulowaniu ukraińskiego konfliktu czyni z Berlina głównego rozgrywającego na forum unijnym. I podobnie, tylko Niemcy mogą wypełniać rolę politycznego promotora Wschodniego Partnerstwa, unijnego programu sąsiedztwa adresowanego do sześciu europejskich państw poradzieckich (Białoruś, Ukraina, Mołdowa, Gruzja, Azerbejdżan, Armenia).
Potencjał dyplomatyczny Berlina poparty jest siłą ekonomiczną, a jeszcze bardziej (co szczególnie imponuje Rosji), zdolnością do ponoszenia odpowiedzialności, a więc i wszelkiego rodzaju kosztów podobnych patronatów. Moskwa przygląda się nowej niemieckiej dyplomacji podejrzliwie, tym bardziej, że w celu większej wiarygodności Berlin wybrał jako partnera nie ją, tylko Warszawę. Przy tym, i w charakterze partnera regionalnego, i być może perspektywicznego sojusznika europejskiego formatu. Trudno przypuszczać, aby Rosja przełknęła taką sytuację bez sprzeciwu, podobnie jak trudno uwierzyć, aby Polska niemieckie zaloty odrzuciła.
Cele Warszawy
W 2011 r. Radosław Sikorski powiedział w Berlinie, że jest pierwszym polskim ministrem spraw zagranicznych, który mniej obawia się niemieckiej potęgi, niż niemieckiej bezczynności, komplementując gospodarzy stwierdzeniem - Niemcy stały się niezbędnym narodem Europy. Wtedy zabrzmiało dość egzotycznie, jednak w tegorocznym expose Grzegorz Schetyna nakreślił nową strategię naszej polityki zagranicznej. Zapowiedział odejście od doraźnych sojuszy, i w regionie, i na forum unijnym, zastąpionych samodzielną polityką w UE.
Jak ocenia "Wnieszniaja Politika", Polska uważa się za gracza formatu europejskiego, zdolnego w perspektywie do kreowania zewnętrznej polityki UE i wpływania na jej instytucje. Równolegle jednak zadaje pytanie o przyczyny korekty, a zwłaszcza potencjał potrzebny Warszawie do rozpoczęcia gry. O ile podstawy są dla Rosji jasne, bo Polska należy do euroentuzjastów, a nasza dyplomacja zajęła w Brukseli wschodnią niszę ekspercką, to potencjał budzi wątpliwości. Na przykład polska aktywność na obszarze poradzieckim oparta na aksjomacie "obchodzenia" czyli nieuwzględniania rosyjskich interesów, nie należy do najbardziej skutecznych ani optymalnych. Przykładem jest cena jaką Polska płaci Gazpromowi za błękitny surowiec - najwyższa w Europie.
Chyba, że ministrowi Schetynie chodziło o współdziałanie, np. w Trójkącie Weimarskim, czyli razem z Paryżem, a zwłaszcza z Berlinem. Tezę potwierdza aktywność tego formatu na różnych szczeblach, a zwłaszcza ostatnia wizyta Angeli Merkel w Warszawie. Rzadko zdarza się, aby do stolicy Polski przyleciał prawie cały rząd Niemiec. Rzadko zdarza się także, aby informacja o celach wizyty była skąpa, a właściwie sprowadzona do dobrosąsiedzkich odwiedzin. Z drugiej strony to jasne, że rozmowy dotyczyły sytuacji wokół Ukrainy oraz problemu bliskowschodniej i afrykańskiej fali migracyjnej. Z dużym prawdopodobieństwem omawiano szczegóły solidarnościowego porozumienia energetycznego UE, co już świadczy o polskim potencjale w Unii. Jednak dla Rosji najistotniejszym był wniosek potwierdzający partnerstwo Berlina i Warszawy.
"Wnieszniaja Politika" węszy wręcz niemiecko-polski spisek WNP, objawiający się z góry zaplanowanym podziałem ról w sprawie Ukrainy i Wschodniego Partnerstwa. I tak Berlin ma zająć pozycję realistycznego negocjatora-protektora, zaś Warszawa - kuratora i orędownika pogłębionego stowarzyszenia państw poradzieckich z obszarem unijnym.
Całość ma charakter antyrosyjski, a celem niemiecko - polskiego partnerstwa stanie się kolejny wyłom w moskiewskiej strefie uprzywilejowanych interesów, za jaką Rosja uważa byłe imperium. Oczywiście Niemcy wzmocnią dzięki Warszawie pozycję kluczowego gracza w Europie, co podniesie ich politykę zagraniczną do wymiaru globalnego. Polska zrealizuje dzięki Berlinowi założenia strategiczne nakreślone przez ministra Schetynę, czyli rolę regionalnego lidera, a poprzez to gracza ogólnoeuropejskiego. A to już dla Moskwy zbyt wiele.
Cele Moskwy
Moskwa przygląda się nowym niemieckim porządkom po swojemu, czyli dychotomicznie. Do czasu krymskiej aneksji, która wywołała w Berlinie kluczową refleksję nad polityką wobec Rosji, Moskwa przyklaskiwała wzmocnieniu wagi Niemiec w UE, postrzegając w nich strategicznego partnera. Partnera o podobnej historii i wynikającej z niej roli do odegrania obecnie oraz w przyszłości. Tym bardziej, że relacje niemiecko-rosyjskie były jedyną płaszczyzną polityki zagranicznej Berlina, która nie podlegała bacznej kurateli Francji i USA. Wręcz przeciwnie, z punktu widzenia Waszyngtonu, Paryża i Brukseli, strategiczne partnerstwo Berlina i Moskwy było użyteczną lokomotywą dla całego unijnego biznesu oraz dodatkowym kanałem uzgodnień dyplomatycznych. Ot, taka niemiecka specjalizacja.
Niestety, berlińska reakcja na ukraińską wojnę hybrydową nie tylko zaskoczyła Rosję, ale jest oceniana jako bodaj największy negatywny skutek ostatnich wydarzeń. Moskwa bardzo liczyła na tradycyjną niemiecką przychylność i srodze się zawiodła, bo w istocie to pozycja Berlina zadecydowała o unijnej jednomyślności, czyli antyrosyjskich sankcjach. Zawód tym większy, że rosyjska dyplomacja nie przewidziała takich konsekwencji. A przecież trzystuletnia praktyka uczyniła zeń prawdziwego wirtuoza międzynarodowej gry, z zawsze tym samym priorytetem - utrzymaniem tzw. strategicznej głębi bezpieczeństwa, czyli buforowych stref twardo zależnych od Moskwy.
Rosyjski MSZ bardzo liczył na niemiecką empatię, bo Rosja cały czas podkreślała zbieżność z niemiecką polityką zagraniczną. Stycznymi są tu odbudowa mocarstwowego prestiżu wynikającego z historii i współczesne aspiracje wynikające z potencjałów ekonomicznego oraz energetycznego. Niemiecka wolta w stronę Warszawy poruszyła ambicjonalne i emocjonalne struny naszych wschodnich sąsiadów. Polska strategicznym partnerem Niemiec w miejsce Rosji, to senny koszmar Kremla.
Dlatego rekcja Moskwy może być gwałtowna. Rosyjski MSZ ostrzegł publicznie, że jakiekolwiek antyrosyjskie decyzje ryskiego szczytu Partnerstwa Wschodniego zostaną potraktowane adekwatnie, czyli bezwzględnie. Z przecieków wiadomo, że UE zaproponuje prawdopodobnie Ukrainie pełną implementację podpisanego, ale odroczonego w czasie, układu o stowarzyszeniu.
Bruksela chce startu porozumienia już od 1 stycznia 2016 r., podczas gdy Moskwa nalega na 1 stycznia 2017 r. Czy rosyjską reakcją będzie kolejna ofensywa separatystów w Donbasie? A może wzmocnienie nacisku na swoich satelitów - Białoruś i Armenię - aby wycofały swój akces z Partnerstwa? Moskwa może także destabilizować sytuację w Azerbejdżanie (Górski Karabach) i Mołdowie (autonomia Gagauska). Instrumentów nacisku jest więc sporo, a każdy oznacza kolejny problem dla bezpieczeństwa UE i NATO.
Z drugiej strony, Rosja przesyła do Berlina nieoficjalne sygnały ekonomiczne i polityczne, licząc na zamianę stanowiska w sprawie Krymu i partnerstwa z Warszawą. Podczas "pokutnej" wizyty Angeli Merkel w Moskwie, pani kanclerz przepraszała Rosjan za ofiary II wojny światowej. Prezydent Putin mówił głośno o ofiarach, jakie niemiecki biznes ponosi na skutek unijnych sankcji nałożonych na Rosję. Natomiast eksperci "Wnieszniej Polityki" puszczają przysłowiowe "oko". Twierdzą, że gdy Berlin dzięki partnerstwu z Warszawą zdominuje już Europę i zostanie światowym mocarstwem, to natychmiast sprowadzi Polskę na właściwą drogę wasala. Do strategicznej gry przy mocarstwowym, zielonym stoliku zaprosi po staremu Rosję, która jak nikt odpowiada pozycji i globalnym aspiracjom Niemiec.
Jeśli chodzi zaś o samą Polskę to rosyjscy eksperci nie ukrywają, że relacje bilateralne praktycznie nie istnieją - taki jest poziom wzajemnej niechęci, a nawet wrogości. Po wprowadzeniu sankcji i kontrsankcji oraz prawie całkowitym zahamowaniu dialogu politycznego, dwustronna agenda jest kompletnie pusta, jeśli nie uwzględniać historyczno-pomnikowych przepychanek.
Dlatego "Wnieszniaja Politika" radzi swojemu wydawcy, czyli MSZ, aby relacje z Warszawą prowadzić w imperialnym stylu - "obojętnie i cierpliwie". Ich celem przestaje być bowiem pozyskanie Polski lub choćby zbliżenie poglądów. W to miejsce naturalnym drogowskazem staje się neutralizacja polskich wpływów w Unii Europejskiej oraz głównych państwach europejskich tak, aby głos Warszawy nie przeszkadzał w rosyjskiej polityce na kontynencie, a szczególnie w strefie WNP, z Ukrainą włącznie.