Opozycjonista zatrzymany po powrocie z Warszawy
Przedstawiciel białoruskiej opozycji Anatol Labiedźka został zatrzymany w Mińsku po powrocie ze szczytu Partnerstwa Wschodniego w Warszawie - poinformowała niezależna agencji BiełaPAN. Szef Zjednoczonej Partii Obywatelskiej opozycji Anatol Labiedźka uważa, ze jego zatrzymanie w Mińsku po powrocie ze szczytu Partnerstwa Wschodniego w Warszawie jest reakcją na jego udział w szczycie.
01.10.2011 | aktual.: 01.10.2011 14:14
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- W stu procentach to zatrzymanie ma bezpośredni związek z moim udziałem w szczycie w Warszawie. Łukaszenka bardzo boleśnie odczuł to, że nie został zaproszony, a była obecna opozycja i to ona mówi w imieniu Białorusi pomocy możliwej gospodarczej, finansowej pomocy. To nerwowa reakcja na to, że on (Łukaszenka) stracił nawet to wsparcie niektórych lobbystów na Zachodzie, które jeszcze miał, i wszystko stracił - powiedział Labiedźka, dodając, że był przetrzymywany około godziny.
- Na pewno będzie jeszcze kontynuacja, ale mam nadzieję, że już bardziej pokojowe i cywilizowane - dodał.
Anatolij Lebiedźka - lider Zjednoczonej Partii Obywatelskiej został zatrzymany przez milicję po powrocie z warszawskiego szczytu Partnerstwa Wschodniego. Polityk mówi, że milicjanci oświadczyli mu, iż bezprawnie przekracza granice państwowe. Paszport polityka znajduje się w KGB.
Według niepotwierdzonych informacji, Lebiedźka jeździ za granicę na podstawie starego paszportu, w którym ma wszystkie niezbędne wizy. Z posterunku został już wypuszczony, jednak milicjanci zapowiedzieli, że zostanie wezwany na rozmowy. Lebiedźka przewiduje, że problemy może mieć inny białoruski opozycjonista Uładzimir Niaklajeu. Ten były kandydat na prezydenta Białorusi ma zakaz opuszczania kraju. Mimo to był na spotkaniach w Warszawie. Szef Zjednoczonej Partii Obywatelskiej opozycji Anatol Labiedźka uważa, że jego zatrzymanie w sobotę w Mińsku po powrocie ze szczytu Partnerstwa Wschodniego w Warszawie jest reakcją na udział białoruskiej opozycji w szczycie.
- Zatrzymali mnie i zbili - powiedział Labiedźka, dodając, że był przetrzymywany na policji około godziny.
Według jego słów, była to reakcja na "udaną pracę w Warszawie" białoruskiej opozycji.
- W stu procentach to zatrzymanie ma bezpośredni związek z moim udziałem w szczycie w Warszawie. Łukaszenka bardzo boleśnie odczuł to, że nie został zaproszony, a była obecna opozycja i to ona mówiła w imieniu Białorusi o możliwej pomocy gospodarczej czy finansowej. To nerwowa reakcja na to, że on (Łukaszenka) stracił nawet to wsparcie niektórych lobbystów na Zachodzie, które jeszcze miał - ocenił opozycjonista.
Labiedźka powiedział, że kiedy przyjechał z żoną z lotniska do domu, już na niego czekali ludzie w cywilu. - Nie przedstawili się i nie powiedzieli, jakie struktury siłowe reprezentują. Powiedzieli, że mam iść z nimi, a ja odmówiłem. Użyli siły, porwali moje ubranie - relacjonował.
Jak podkreślił, na szczęście wstawili się za nim przechodnie, którzy byli świadkami tego zdarzenia, i wezwali policję.
- Przyjechali policjanci w mundurach i pojechałem z nimi. Na komendzie powiedzieli mi, że łamię ustawę dotyczącą przekraczania granicy - opowiadał Labiedźka.
Wyjaśnił, że wracał do Mińska przez Rosję, ponieważ Rosjanie honorują jego stary paszport, gdzie ma ważne wizy, w tym schengeńską. Nowego paszportu nie oddano mu po 4 miesiącach przetrzymywania w areszcie śledczym KGB, skąd został zwolniony w kwietniu.
Jak oznajmił Łabiedźka, zapowiedział policjantom, że na znak protestu nie powie ani słowa. - Oni poszli i długo się naradzali, a potem powiedzieli, że na razie jestem wolny, ale później zostanę jeszcze pisemnie wezwany na policję - powiedział.
- Na pewno będzie jeszcze kontynuacja, ale mam nadzieję, że już bardziej pokojowe i cywilizowane - dodał.