ŚwiatOpór wobec reformy ONZ "zimnym prysznicem" dla Niemiec

Opór wobec reformy ONZ "zimnym prysznicem" dla Niemiec

Sprzeciw Stanów Zjednoczonych wobec
forsowanego przez Niemcy i trzy inne kraje (G-4) projektu
powiększenia grona stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ jest
"zimnym prysznicem" dla rządu Gerharda Schroedera - ocenił niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung".

14.07.2005 10:05

"Mydleniem oczu" nazywa komentator wypowiedzi przedstawicieli rządu, iż od początku liczono się z oporem "niektórych krajów". "FAZ" podkreśla, że nawet gdyby niemiecką propozycję zaakceptowało Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych, musi ją jeszcze ratyfikować amerykański Kongres, a to będzie "trudne". "W Waszyngtonie uważa się od dawna, że w Radzie (Bezpieczeństwa) jest wystarczająco dużo krajów europejskich" - czytamy.

Zdaniem "FAZ", niemiecka propozycja opierała się od początku na fałszywych założeniach. Liczono na to, że Demokrata John Kerry wygra w 2004 r. wybory prezydenckie w USA i w geście pojednania zaoferuje Niemcom miejsce w Radzie Bezpieczeństwa. Drugą pomyłką było założenie, że świat nie będzie miał nic przeciwko zwiekszonej roli "mocarstwa pokojowego", które sprzeciwiło się wojnie w Iraku i punktualnie płaci składki na rzecz ONZ.

Autorzy tego planu nie wzięli pod uwagę, że istnieją inne kraje średniej wielkości, które uważają, że są równie ważne, by wejść do grona kierującego ONZ - wyjaśnia komentator.

"FAZ" podkreśla, że byłoby bardzo źle, gdyby w wyniku rywalizacji o miejsca w RB nie doszły do skutku inne reformy ONZ. Do pilnych zadań należy zmiana skandalicznej obsady Komisji Praw Człowieka, czy też problem korupcji w kwaterze głównej organizacji - czytamy.

Inny niemiecki dziennik "Sudeutsche Zeitung" koncentruje się na ocenie roli Stanów Zjednoczonych w sporze o reformę ONZ. Zdaniem gazety, Waszyngton "sabotuje" reformę, której jeszcze niedawno sam domagał się.

Odrzucając propozycję grupy G-4 (Niemcy, Brazylia, Indie, Japonia) Stany Zjednoczone hamują cały proces odnowy ONZ - krytykuje "SZ". "Dla wszystkich w Nowym Jorku jest jasne, że tylko plan G-4 ma szansę na uzyskanie wymaganiej większości dwóch trzecich głosów. Jeżeli propozycja upadnie, nie będzie żadnej odnowy Rady Bezpieczeństwa" - czytamy. Świat będzie musiał nadal żyć z "biurem politycznym", które dla wielu państw przestało być reprezentatywne.

"Czy właśnie tego chce Waszyngton? - pyta "SZ". - Widocznie USA nie pragną silnej Organizacji Narodów Zjednoczonych, lecz niedomagającego klubu narodów, który daje się wykorzystywać czasami jako pomocnik, a czasami jako kozioł ofiarny".

Jacek Lepiarz

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)