Opis stanu zdrowia pacjentów pogotowia trafia do MSWiA. "To inwigilacja”
- Utrudnienie dla lekarzy, które może służyć do inwigilacji. Nie ma powodu, by wgląd w dane o stanie zdrowia pacjentów miało MSWiA, skoro takiej bazy nie ma nawet NFZ – mówią Wirtualnej Polsce pracownicy pogotowia ratunkowego o tworzonej przez ten resort ogólnopolskiej bazie danych. MSWiA zapewnia nas, że dane są bezpieczne.
07.09.2017 | aktual.: 07.09.2017 12:12
System Wspomagania Dowodzenia Państwowego Ratownictwa Medycznego kosztował 10 mln zł i działa w 32 dyspozytorniach pogotowia w całej Polsce. Był przygotowywany jeszcze przez ministerstwo cyfryzacji za czasów koalicji PO-PSL, które w rządzie PiS weszło w skład resortu spraw wewnętrznych i administracji. Dysponentem tzw. wrażliwych danych (dotyczących m.in. stanu zdrowia pacjentów) zbieranych przez system jest obecnie szef MSWiA Mariusz Błaszczak.
„MSWiA nie powinno zbierać tych danych, bo nie ma podstawy prawnej"
Dyrektor stacji pogotowia ratunkowego: - Nie ma wyraźnej podstawy prawnej do przetwarzania danych, które są w systemie. Nikt nie ma wątpliwości do takich danych jak godzina wysłania karetki, czas dojazdu, ale opis medyczny z informacją o chorobach danego pacjenta. To dane, których MSWiA nie powinno zbierać. Nie ma do tego kompetencji i podstawy prawnej.
Nasz rozmówca tłumaczy, że służby ministra Błaszczaka mogą odsłuchać nie tylko rozmowy z dyspozytorem, ale sprawdzić, w jakim stanie był pacjent. Przykładowo - czy miał zawał, czy był pod wpływem alkoholu albo dopalaczy.
Byłeś pijany? – minister się o tym dowie
- To dokumentacja medyczna i opis przebiegu czynności medycznej i stanu zdrowia. Jeśli był pijany i trafił na izbę, to też to można w systemie znaleźć. Bazy danych z takimi informacjami nie ma nawet NFZ, a w ratownictwie medycznym nagle się pojawia. Pytanie – po co. Ustawa o rzeczniku praw pacjenta zezwala na to, by podmioty lecznicze mogły przetwarzać konkretne dane pacjenta, ale nie ma tam wymienionego MSWiA – wyjaśnia dyrektor stacji pogotowia.
Dzięki nowemu systemowi załogi karetek odczytują informację o przyjętym przez dyspozytora zgłoszeniu na tablecie. Po udzieleniu pomocy pacjentowi wpisują informacje do systemu również z pomocą tabletu.
Lekarz: dla nas to utrudnienie. To może służyć inwigilacji
Lekarz pogotowia: - U nas system ma zacząć działać jesienią. Dla nas to tylko utrudnienie, bo będziemy musieli zapisywać wszystko na tablety. Nie wiem, komu ma to służyć. Chyba tylko tym, którzy będą chcieli inwigilować. PiS chce mieć wgląd we wszystko. Będą mogli sprawdzić na co choruje jakiś pacjent. Teraz minister będzie wiedział kto ma hemoroidy, a kogo pogotowie zastało po pijaku.
Innego zdania jest szef oddziału ratunkowego w szpitalu na Śląsku. – Nie obawiałbym się wycieku informacji. System jest potrzebny, bo już w drodze do pacjenta załoga pogotowia dostaje na tablet informacje na jego temat – przekonuje nasz rozmówca.
Według niego wpisywanie danych do tabletu bywa uciążliwe. - Mam pacjenta w ciężkim stanie i nie mogę się zajmować wpisywaniem do systemu. Jednak póki tego nie zrobię, to nie mogę go przekazać dalej po przyjeździe do szpitala. W praktyce oczywiście przekazujemy pacjentów, a potem wypełniamy elektroniczny formularz. To trwa 8-10 minut. Ma to jednak znaczenie, bo to moment, kiedy inni przejmują odpowiedzialność – wyjaśnia
.
Awarie systemu zdarzają się kilka razy w miesiącu
Pracownicy pogotowia przyznają też, że system jest awaryjny.
Szef jednej ze stacji: - Niedawno system nie działał przez dwie godziny. Dyspozytornie nie mogły przy jego pomocy pracować. Wszystko się odbywało ręcznie i na telefon. W ciągu miesiąca taki awarii trwających po parę godzin jest kilka. W przypadku dyspozytorni, w których jest kilkaset zgłoszeń dziennie taka awaria systemu powoduje chaos. Wydłuży się czas dojazdu. To jest realny problem.
Zdaniem innego z naszych rozmówców obecny sposób zarządzania ratownictwem medycznym sprawdza się bardziej w sytuacji np. ataku terrorystycznego, gdy trzeba koordynować działania pogotowia, policji i straży pożarnej, ale na codzień jest za bardzo scentralizowany.
- To nie jest system dla zwykłych ludzi tylko dla polityków i samorządowców. Przez nich musimy jechać do każdej drobnostki, bo komuś się zepsuje aparat do mierzenia ciśnienia i nie wie, czy nie ma wysokiego – przyznaje.
MSWiA: system jest chroniony i udoskonalany
Wydział prasowy MSWiA w odpowiedzi na nasze pytania dotyczące systemu tłumaczy, że system jest chroniony przed dostępem „osób nieuprawnionych”, a w tym roku na „udoskonalanie systemu” resort przeznaczy 280 tys. zł.
Według MSWiA podstawą prawną do przetwarzania zawartych w nim danych jest ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym, a zbiór danych został w 2015 roku zarejestrowany przez Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych.
- W ramach tego zbioru gromadzone są dane wrażliwe. Przetwarzanie danych jest konieczne do uruchomienia zgłoszenia alarmowego oraz dalszej pracy m.in. dyspozytorów medycznych i członków zespołów ratownictwa medycznego – wyjaśnia wydział prasowy resortu spraw wewnętrznych.
Zapewnia też, że według procedowanego obecnie projektu ustawy o państwowym ratownictwie medycznym zadania szefa MSWA w zakresie systemu ma od 2019 roku przejąć minister zdrowia.