Odwołując wizytę izraelskiego ministra Polska ogranicza szkody. Teraz trzeba zacząć realnie działać
Minister edukacji Izraela Naftali Bennett nie przyjedzie do Warszawy. Polska odwołała wizytę. Pomimo pełnionej funkcji Bennett jest żołnierzem, a nie dyplomatą. Odwołanie jego wizyty spowoduje mniejsze szkody, niż konfrontacja. Teraz polski rząd musi zacząć działać. Koniec przyzwolenia na rasizm byłby dobrym początkiem.
W oświadczeniu opublikowanym na Facebooku Naftali Bennett napisał, że polski rząd odwołał jego wizytę, gdyż polityk wspominał o odpowiedzialności Polaków za śmierć 200 tys. Żydów w Holokauście. Polityk podkreśla odpowiedzialność Niemców za Zagładę, jednak uważa, że nie wolno zapominać ani o "wielu Polakach", którzy przyczynili się do śmierci Żydów, ani o "kilku tysiącach" Sprawiedliwych, którzy ich ratowali. "Polski rząd postanowił uniknąć tej prawdy. Żadna ustawa nie zmieni przeszłości" – napisał Bennett.
Polski rząd musi jak najszybciej zakończyć spór z Izraelem. Co do tego nie ma wątpliwości. Niestety wizerunkowe zagrywki premiera Morawieckiego jak na razie przyniosły skutek odwrotny od zamierzonego, a prasa na świecie zaczyna bawić się punktując kolejne wpadki, od fatalnego tłumaczenia przemówienia, w którym przez pewien czas można było przeczytać, że obozy "były polskie", a Niemcy ponoszą odpowiedzialność za Katyń, aż po wieprzowy posiłek podany żydowskim dziennikarzom w czasie wizyty na Podkarpaciu.
Żadne PR-owskie posunięcia nie są w stanie pomniejszyć skali międzynarodowej katastrofy, którą stała się ustawa o IPN. Podobnie powołanie komisji w tej sprawie niczego nie zmieni. W polityce znane jest stwierdzenie, że najskuteczniejszą metodą zakopania problemu jest powołanie komisji do jej zbadania. Tym razem sprawa jednak jest tak głośna i przynosi tak wielkie straty państwu, działania pozorowane sytuacji nie uratują.
Odwołanie wizyty Bennetta to próba ratowania sytuacji
Decyzja w sprawie Bennetta to klasyczne "ograniczanie strat". Najwyraźniej rząd doszedł do wniosku, że szkody spowodowane odwołaniem wizyty będą mniejsze, niż konfrontacja z człowiekiem znanym z twardych i bezkompromisowych poglądów.
Naftali Bennett jest oficerem sił specjalnych, który brał udział i dowodził wieloma operacjami podczas wojny w Libanie. Najwięcej kontrowersji budzą jego działania w czasie operacji Grona Gniewu w 1996 r. Oficer uznał plany operacyjne za zbyt kunktatorskie i poprowadził oddział 67 żołnierzy bez konsultacji z dowódcami w pościgu za bojownikami Hezbollahu głęboko na terytorium wroga. Według izraelskiej prasy oddział Bennetta wpadł w zasadzkę, a uratowała go nawała artyleryjska, w której zginęło ponad 100 uchodźców w obozie na terenie posterunku wojsk ONZ. Bennett nie poczuwa się do odpowiedzialności za masakrę w Kfar Kana. Popiera ją go także żołnierze.
Naftali Bennett odniósł także sukces w biznesie zarabiając miliony na opracowywaniu i handlu nowoczesnym oprogramowaniem. Znany z konserwatywnych poglądów Izraelczyk rozpoczął karierę polityczną po wojnie w Libanie w 2006 r., w której też brał udział. Mieszkający na Zachodnim Brzegu Jordanu osadnik przystąpił do Likudu Beniamina Netanjahu, ale tak jak w wojsku, tu również postanowił chodzić własnymi ścieżkami uznając centro-prawicowy establiszment za zbyt mało radykalny.
Naftali Bennett jako młody żołnierz izraelskiej armii
Bennett może być premierem Izraela
Polityk stoi na czele prawicowej, religijno-syjonistycznej partii Dom Żydowski (Ha’Bait Ha’Jehudi). Od pięciu lat Bennett zasiada w Knesecie, izraelskim parlamencie. Akceptacja mandatu wymagała od niego rezygnacji z obywatelstwa amerykańskiego. Polityk znany jest z nieprzejednanego stanowiska wobec Palestyńczyków. Nie godzi się na powstanie państwa palestyńskiego, popiera anektowanie części Zachodniego Brzegu Jordanu i aktywnie zwalcza organizacje, które są innego zdania. Na przykład jako minister edukacji zabronił dyrektorom szkół zapraszanie działaczy organizacji Przerywamy Milczenie (Szowrim Sztika), której członkowie, żołnierze, opowiadają o swoich doświadczeniach z okupacji terytoriów palestyńskich.
Obecnie Dom Żydowski jest średniej wielkości partnerem w koalicji stworzonej przez Beniamina Netanjahu, lecz ambicje prawicowego polityka sięgają znacznie dalej niż ministerstwo edukacji. Naftali Bennett chciałby stać się następcą Netanjahu i przejąć kontrolę nad całą izraelską prawicą. Obecnie nie ma realnego konkurenta, lecz oskarżany o nadużycia władzy i korupcję szef rządu jeszcze się nie poddaje.
Konflikt z Polską nie przesądzi o losie polityka. Jest zaledwie jednym z wielu kroków w walce o serca i umysły izraelskich wyborców. W Polsce Bennett przede wszystkim myślałby o odbiorze jego słów w Izraelu, a nie o relacjach z Warszawą. Spotkania z politykiem w Izraelu pokazują, że jego zdeterminowana, nieprzejednana postawa w grze politycznej niejednokrotnie ociera się o arogancją. Na przykład kilka lat temu w Jerozolimie spotkał się z Antonio Tajanim, ówczesnym komisarzem UE, a obecnie przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Izraelczyk przedstawił swoje stanowisko, wysłuchał tego, co miał do powiedzenia gość, a po wyjściu z Sali obrad nie potrafił nawet poprawnie powtórzyć nazwiska rozmówcy.
Spotkanie z Tajanim było tylko jednym z przykładów na to, że relacje międzynarodowe nigdy nie były dla Benetta rzeczą najważniejszą. Teraz jest podobnie. Na początek Polska musi jak najszybciej ograniczyć szkody i zacząć naprawiać relacje z Izraelem. Konfrontacja z Bennettem na pewno temu nie służy. Jest także dużo kroków, które możemy podjąć samodzielnie bez oglądania się na innych – zaprzestanie filtru ze skrajną prawicą oraz brak przyzwolenia na antysemityzm i inne formy rasizmu byłyby dobrym początkiem.
Całe oświadczenie ministra edukacji Izraela Naftalego Bennetta opublikowane na jego profilu na Facebooku:
"Rząd Polski odwołał moją planowaną wizytę, ponieważ wspomniałem o odpowiedzialności Polaków za zamordowanie około 200 tys. Żydów w czasie Holokaustu.
Oto moja odpowiedź:
Krew Żydów polskich krzyczy z ziemi i żadne prawo tego nie uciszy. Przyszłe pokolenia muszą wyciągnąć z tego ważną lekcję z Zagłady naszego narodu a ja dołożę wszelkich starań, aby lekcja ta została przyswojona. Ta decyzja polskiego rządu będzie miała duży wpływ na lekcję płynącą z Holokaustu nawet, jeżeli polski rząd chciał osiągnąć coś zupełnie innego.
Obozy zagłady w Polsce zostały zbudowane i były prowadzone przez Niemców. Nie wolno im pozwolić na uniknięcie odpowiedzialności za te czyny. Jednakże wielu Polaków na całym obszarze ich kraju donosiło, wydawało i uczestniczyło w zamordowaniu ok. 200 tys. Żydów podczas Holokaustu i po jego zakończeniu. Zaledwie kilka tysięcy Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata narażało swoje życie, żeby ich ratować. Taka jest prawda.
Zgodziłem się wziąć udział w dialogu opartym na prawdzie. Polski rząd postanowił uniknąć tej prawdy. Żadna ustawa nie zmieni przeszłości.
Jako minister edukacji państwa żydowskiego będę twardo obstawał przy stanowisku, że nie wolno mi iść na kompromis w sprawie szacunku dla pomordowanych. Am Israel Hai! Naród żydowski żyje!"