Odwołanie oparte na zmielonych aktach sądowych? Kolejny absurd ustawy Dudy
Skarga nadzwyczajna, którą zaproponował prezydent Andrzej Duda, budzi kolejne wątpliwości. Bo nie tylko może spowodować zapchanie sądów tysiącami spraw sprzed niemal dwóch dekad. Część akt spraw, które będą mogły być zaskarżone, po prostu nie istnieje. Zgodnie z prawem zostały zniszczone.
Prezydent Andrzej Duda chce, żeby można było odwołać się od niemal każdego wyroku do 5 lat po jego uprawomocnieniu. To tzw. skarga specjalna, pomysł napawający prezydenta i jego współpracowników ogromną dumą. Pisaliśmy o możliwych negatywnych konsekwencjach tej instytucji. Pierwszą będzie paraliż nie tylko Sądu Najwyższego, który będzie zajmował się skargami, ale także całej grupy instytucji, które będą dokonywały jej wstępnej oceny.
Problem z prezydenckim pomysłem jest jeszcze jeden. Andrzej Duda chce, by przez 3 lata od wejścia w życie ustawy można było złożyć skargę specjalną na wyroki, które uprawomocniły się po 17 października 1997 roku. To arbitralnie wybrana data - wejście w życie aktualnie obowiązującej konstytucji, równie dobrze to mogła być data wygrania wyborów przez Aleksandra Kwaśniewskiego albo data odkrycia komety Hale’a-Boppa.
Zmielone akta
Te 20 lat to wieczność. Przede wszystkim dlatego, że przyznany wyrokiem sądu dom czy spadek mógł zostać już dano sprzedany, a pieniądze wydane. Po drugie chodzi o procedury. Zgodnie z prawem niektóre dokumenty są po kilku latach niszczone. Pisze o tym autor bloga "Pozywam", sędzia z wieloletnim doświadczeniem. Jak wskazuje, dokumenty sądowe dzieli się na kategorie A i B. "Te pierwsze po upływie okresu przechowywania w sądzie przekazuje się do właściwego archiwum państwowego, zaś te drugie, których jest zdecydowana większość, po upływie okresu przechowywania w sądzie podlegają zniszczeniu" - tłumaczy prawnik.
Dodaje, że większość akt przechowuje się 10 lat. Zostają po nich tylko podstawowe informacje: strony procesu, najważniejsze daty i wyrok. "Proszę zatem powiedzieć, w jaki sposób sporządzić uzasadnienie np. po 15 latach w sprawie, w której akta zostały zniszczone? Czy nie jest to mission impossible?" - pyta autor bloga "Pozywam". "Proszę sobie wyobrazić odtworzenie akt sprawy np. 20-tomowej, w której było przesłuchanych 50 świadków, z których obecnie żyje tylko dziesięciu. Co będzie jeśli uda się ustalić jedynie materiał cząstkowy. Jak zatem odpowiedzieć na pytanie czy orzeczenie było prawidłowe czy też nie?" - pisze doświadczony sędzia.
Kto odpowie?
Prawnik wskazuje, że odtwarzanie akt będzie procesem niezwykle czasochłonnym, wymagającym przesłuchiwania świadków, w tym sędziów i innych pracowników sądów, którzy pracowali przy zaskarżonym wyroku. Ale trudno oczekiwać, że będą pamiętać szczegóły sprawy po niemal 20 latach. Ostatecznie więc odtworzony materiał będzie niekompletny, a rozpatrujący skargę nadzwyczajną Sąd Najwyższy stwierdzi, że nie jest w stanie uznać tamtego wyroku za wydany nieprawidłowo. "Kto będzie za to ponosił odpowiedzialność? Oczywiście, że zły Sąd Najwyższy i źli sędziowie, którzy chcą ukryć swoje błędy".
Zamiast więc "przywracać elementarne poczucie sprawiedliwości społecznej", ustawa Andrzeja Dudy da ludziom złudną nadzieję. A to tylko spotęguje negatywne oceny sądów.