Odważył się na długi wywiad. Opowiada, co działo się w ministerstwie
- Zostałem odwołany. Znikąd nie uciekłem i nie zamierzam uciekać. Tym bardziej, że nie widzę, aby okręt tonął. Dyplomacja RP ma się dobrze - twierdzi Łukasz Jasina, były rzecznik MSZ w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Łukasz Jasina, jeszcze przed wyborami, w trybie natychmiastowym stracił pracę w MSZ. Wszystko dlatego, że wyraził obawy o liczenie głosów w komisjach polonijnych, czyli zagranicznych. Kilka miesięcy wcześniej został zawieszony, bo domagał się od Zełenskiego przeprosin za zbrodnię wołyńską.
- Nie mówiłem ani o PiS, ani o "chaosie" w MSZ. Wypowiedziałem pewną ocenę, stwierdzając, że w niektórych, bardzo dużych komisjach za granicą mogą się zdarzyć problemy z przeliczeniem głosów na czas. Byłem przekonany, że ludzi trzeba ostrzec, powiedzieć, że może być ciężko dostać się do obwodowych komisji wyborczych i potem zliczyć na czas głosy. Natomiast popełniłem błąd, bo w świecie polaryzacji każdą wypowiedź można uznać za polityczną. Zdarza się. Ja zapłaciłem za to wyleceniem z roboty - przyznał Jasina.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zielona transformacja - czy to tylko "fanaberie tej zepsutej lewicowej Europy"?
Odnosząc się do kwestii Wołynia stwierdził z kolei, że "po rosyjskiej inwazji w stosunkach polsko-ukraińskich nastąpił co prawda wielki cud wzajemnego poznania się naszych narodów, jednak nie wszystko zostało zrobione w sprawach historycznych".
- To, co wydarzyło się jakiś czas po mojej wypowiedzi - podczas obchodów rocznicy ludobójstwa wołyńskiego w Łucku - było fiaskiem. Zełenski nie zdecydował się na kilka potrzebnych słów, a wystarczyło niewiele. Powiedziałem to jako pierwszy, a później mówili inni. Niejednokrotnie Ci, którzy moją wypowiedź wcześniej krytykowali i żądali mojego zawieszenia - przypomniał.
"Potrzebuje odpoczynku"
Łukasz Jasina w rozmowie z "Rzeczpospolitą" zdradził, że teraz potrzebuje odpoczynku. - Nie chcę wyjść na człowieka słabego, który zaczyna się żalić. I na pewno nie żałuję służby dla mojego kraju - powiedział i stwierdził, że liczył na stworzenie dobrego pionu medialnego MSZ, który będzie lojalny wobec szefa resortu i polityki, jaką ten resort realizuje.
- Minister do pewnego momentu cenił moją szczerość i mieliśmy wiele dobrych rozmów. Potem wolał już rozmawiać z kimś innym - stwierdził Jasina.
- Dyplomacja RP ma się dobrze. W najważniejszych stolicach świata ambasadami kierują profesjonaliści, nie brakuje ich również w samym gmachu. Wieści o utonięciu polskiej dyplomacji są raczej mocno przesadzone. Zresztą, w większości pod "nową" władzą, będą ją tworzyć te same kadry - zapowiedział.
Jasina wyznał, że nie chce być politykiem. - Gdybym chciał zostać politykiem, to bym nim został. [...] Po dwóch latach pracy w MSZ mam jednak wrażenie, że potrzebujemy większej liczby wiceministrów niezaangażowanych w bieżącą działalność polityczną. W tym resorcie jest po prostu dużo pracy - podkreślał w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Odnosząc się do afery wizowej stwierdził, że "była cała masa różnych spraw, które we wrześniu i październiku zostały zebrane pod jednym określeniem 'afera wizowa'" - Był człowiek, który pojawił się w kręgu wiceministra Wawrzyka, czyli Edgar K. i było też wielu uczciwych dyplomatów, konsulów, którzy nie ulegli naciskom. To dzięki nim, dzięki ich protestom i odmowie współudziału, sprawa ujrzała światło dzienne. Z ich postawy można być dumnym - odpowiedział.
- Wiem jak funkcjonowało to ministerstwo w ciągu ostatnich dwóch lat. I to, co pojawiało się w mediach w ostatnich miesiącach, to była nie tylko krytyka MSZ za domniemaną aferę wizową, ale za wszelkie problemy, jakie pojawiały się w nim za rządów PiS. Byłem już wtedy raczej na aucie, ale oglądałem tę sprawę z dość bliska - dodał.
"Niemcy muszą szanować Polskę"
Jasina przez dziennikarzy "Rzeczpospolitej" był też pytany o kwestie Polski i Niemiec.
- Na pewno musimy popracować nad tym, żeby nasze relacje działały i żeby korzystali na nich nie tylko nasi zachodni sąsiedzi. [...] Tak jak Japonia musi się nauczyć w końcu szanować Koreę, tak i Niemcy muszą w końcu szanować Polskę - powiedział.
- Niemcy i ich elity uważały, że Polskę mają za darmo. Wystarczy poklepać po ramieniu, wypłacić grosze robotnikom przymusowym i powtarzać, jak to trzymali kciuki za Solidarność oraz, oczywiście, że sprawa reparacji jest zamknięta - wymienił.
W kwestii reperacji powiedział, że "kiedyś tę notę trzeba było wystosować". Jego zdaniem dzięki temu więcej ludzi na świecie wie dzisiaj, że "Polska została w obrzydliwy sposób oszukana przez 'humanitarne" mocarstwo i kilka pokoleń jego polityków.
Czytaj też: