Oczekiwana zmiana miejsc [OPINIA]
Gdyby ktoś dzisiaj posłuchał Donalda Tuska, mógłby odnieść wrażenie, że ma do czynienia z Jarosławem Kaczyńskim sprzed kilkunastu miesięcy. Bo czy prezes PiS wstydziłby się zapowiedzi o czasowym zawieszeniu azylu i ostrzejszej kontroli imigrantów? - pisze dla Wirtualnej Polski politolog Marek Migalski.
16.10.2024 19:59
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Czy miałby coś przeciwko umacnianiu zapory na granicy z Białorusią i wydaniu wojny producentom alkotubek? Albo przeciwko zwiększeniu wydatków na obronność i szalonym zakupom sprzętu wojskowego?
Zobacz także
Kaczyński poparłby także hasło "odzyskania kontroli" rzucone przez obecnego premiera, które jest dokładną kalką brexitowej kampanii przeciwników obecności Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. I zapewne spodobałoby mu się wprowadzenie w Polsce "demokracji walczącej", która – jak stwierdził Tusk – będzie działać na granicy prawa i pewnie nie znajdzie poparcia wśród autorytetów prawniczych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kaczyński też mówi Tuskiem
Ale i Kaczyński mówi dziś Tuskiem. Bo gdy słyszymy z jego ust nawoływania do przestrzegania konstytucji, to nie możemy przestać się uśmiechać, pamiętając, jak bardzo z tej "komunistycznej" ustawy zasadniczej kpił przez lata swoich rządów.
Równie zabawne jest oglądanie prezesa PiS, który grzmi o łamania praw opozycji i wprowadzaniu w Polsce autorytaryzmu. To prawie dokładne cytaty z demonstracji KOD sprzed kilku lat. Podobnie zresztą jak skargi płynące z Nowogrodzkiej do wszystkich możliwych europejskich instytucji i sądów – to także jawne kopiowanie działań polityków obecnej koalicji rządzącej z lat 2015-2023.
Ta zamiana ról i języków jest wprowadzana z całą premedytacją i świadomością przez obu liderów. Najśmieszniejsze jest jednak to, że uwierzyli w nią wyborcy obu partii i przyjęli za swoją.
Zobacz także
Naprawdę nie można nie rechotać, słysząc najtwardszych zwolenników KO/PO, którzy obecnie stali się fundamentalnymi orędownikami budowy CPK, czy umacniania muru na granicy z Białorusią. A także niewpuszczania do Polski imigrantów – zwłaszcza tych z krajów muzułmańskich.
Opowiadają się także za rozszerzeniem programów socjalnych i zwiększeniem dziury budżetowej, choć jeszcze przed rokiem uważali, że to prosta droga do katastrofy gospodarczej. Nie przeszkadza im także najliczniejszy od 1989 roku rząd, z ponad setką ministrów i wiceministrów, oraz konflikt z Unią Europejską w sprawie zapowiedzi wycofania się Polski z polityki azylowej.
"Konstytucja" przez wszystkie przypadki
Równie dużo powodów do kpin dostarczają wyborcy PiS – gdy pomstują na rzekomą propagandę w mediach państwowych czy represje wobec opozycji. Polskę uważają za dyktaturę, a nadzieję za poprawę sytuacji widzą w instytucjach unijnych, które jeszcze do niedawna postrzegali jako nowych zaborców. Na swoich marszach wznoszą okrzyki w obronie wolności mediów, a najczęstszym słowem, które odmieniają przez wszystkie przypadki, jest "konstytucja".
Opisana tu zmiana dokonała się przy wiedzy i z woli liderów partyjnych i przy absolutnym braku świadomości elektoratów. Te ostatnie mówią dziś rzeczy, z którymi walczyły jeszcze rok temu. Szczególnie gwałtowną woltę poczynili w tej materii zwolennicy obecnej władzy – ich obrót o 180 stopni budzi podziw. Ale także zastanowienie – dlaczego Tusk przeprowadził tę operację na ich mózgach?
Odpowiedź jest jedna – bo jest mu ona potrzebna do zachowania władzy. Jego zwolennicy nawet jej nie zauważyli, ale część ludzi popierających kiedyś PiS owszem. W słowach i postawach premiera widzą dziś to, co przyciągało ich do Kaczyńskiego. Jeśli w Polsce rządzonej przez Tuska będą czuli się w miarę dobrze i będą widzieli, że sprawy dla nich ważne są obecne w debacie publicznej, nie będą mieli potrzeby wyrażania przy urnach wyborczych sprzeciwu wobec nowej władzy.
Nie chodzi nawet o to, że zagłosują na PO, ale o to, że w dniu elekcji prezydenckiej już za rok, i parlamentarnej za lat trzy, pozostaną w domach. Bo po co mieliby z nich wychodzić, jeśli Tusk buduje CPK, rozdaje publiczne pieniądze, umacnia mur na granicy i broni Polski przed imigrantami? No po co?
Dla Wirtualnej Polski prof. Marek Migalski
Marek Migalski jest politologiem, prof. Uniwersytetu Śląskiego, byłym europosłem (2009-2014), wydał m.in. książki: "Koniec demokracji", "Parlament Antyeuropejski", "Nieudana rewolucja. Nieudana restauracja. Polska w latach 2005-2010", "Nieludzki ustrój", "Mgła emocje paradoksy", "Naród urojony".